Martina skończyła się właśnie uzbrajać z Jace'm, Alec'em i Izzy.
Clary musi zostać w instytucie. Żeby się nie narażać na niebezpieczeństwo.
Szli do opuszczonego szpitala w którym ukrywa się Valentine.
- Plan jest prosty ty odciągasz uwagę Valentina, a my idziemy po twoją matkę - oznajmił Alec.
- Dobra - zgodziła się.
- Czyli w skrócie mam biegać i się drzeć ? - zapytała.
- Dokładnie - odpowiedział Jace.
- Ten plan jest na tyle durny, że aż genialny - dopowiedziała Izzy.
Po chwili..
Kiedy dotarli na miejsce, Martina weszła pierwsza i zaczęła przedstawienie.
- Wchodzimy - wyszeptał Alec.
******************************************************************
- Co to za hałas - zirytował się Valentine.
- Pójdę sprawdzić mój panie - powiedział jeden z sług.
- Idę z tobą sprawdzić - powiedział spokojnie mężczyzna wkładając coś do kieszeni.
- A wy zabierzcie z tond moją żonę - zwrócił się do pozostałych.
*******************************************************
- Znaleźliście coś - spytał Alec.
- Nie - szepnęli.
Szukali już spory czas, budynek był ogromny. Było to jak szukanie igły w stogu siana.
Nie które pokoje wydawały się zamieszkane. Czasem ciszę wypełniały krzyki Martiny, raz cichsze, czasem głośniejsze.
- Słyszycie to - zapytała Izzy.
- Co - zapytał Alec.
Nagle przed nimi pojawiła się armia wyklętych, chcieli odwrócić się i uciec ale okazało się, że są otoczeni.
- No to mamy problem - jęknął Jace.
*********************************************************************
- Co wy tu robicie ? - zapytał Valentine uwięzionych nocnych łowców.
Jace spiorunował go wzrokiem.
- Porwałeś jej matkę i masz nam ja oddać - warknął Alec.
- Chodzi o jej matkę - wskazał na Martine.
- Tak - syknął.
Mężczyzna zaśmiał się.
- Kendall przyprowadź mi ją - zwrócił się do łowcy trzymającego Martine.
- A co do reszty, zabijcie - mruknął nie wzruszony.
- Nie ! - krzyknęła.
- Coś nie tak - spytał dziewczynę.
- Nie krzywdź ich - jęknęła z bólu.
- Dobrze - uśmiechnął się.
- Wyrzucie ich z tond - mruknął.
Mężczyzna złapał dziewczynę i pociągnął za sobą,
- Nie protestuj bo zmienię zdanie - stwierdził.
Po chwili..
- Więc Jocelin to twoja matka tak ? - spytał Valentine siadając z dziewczyną na kanapie w czymś na wzór biura.
- Tak - powiedziała niepewnie,
Pokój był mały ale na swój sposób przytulny, meble były w ciemnym drewnie. Parę półek na książki stało obok biurka, na którym stała lampka.
- Ile masz lat ? - spytał.
- Trzynaście - szepnęła.
- Więc jesteś moją córką - stwierdził.
- Co !? - zdziwiła się Martina.
Mężczyzna złapał ją za rękę.
- Nie bój się nic ci nie zrobię - uśmiechnął się ciepło.
Dziewczyna patrzyła na niego bez słowa.
- Musimy z tond iść - stwierdził łapiąc dziewczynę za nadgarstek.
- Ale ja muszę wracać do instytutu - zaprotestowała.
- A już myślałem, że będzie łatwo, a teraz dobranoc córeczko - powiedział kończąc rysować zdziwionej dziewczynie runę na ręcę. Upadła prosto w jego ramiona.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle pamiętajcie o komentarzu i +1 :3
4 komentarze = Rozdział
No cóż jestem po prostu sobą. Kocham czytać książki i pisać dla was bloga :3 Wielbie również wasze miłe komentarze, uwielbiam je czytać. Mam 14 lat i cóż mam wiele pasji ale to moja główna. Właściwie to nie wiem co nakłoniło mnie do pisania ale na pewno tego nie żałuje :3 Dzięki wam się uśmiecham wasze komentarze są dla mnie jak miód na serce. Pozostaje mi tylko życzyć wam Miłego Czytania :3 Martyna :3
MARTYNA !!!!!!!!!!!!!!!!!! CZEMU MI TO ZROBIŁAŚ DODAJ NEXTA I CAINE
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
OdpowiedzUsuńHmmmmm... powiem że... MASZ DODAC SZYBKO NEXTA !!!
OdpowiedzUsuńDodaj nexta szybko
OdpowiedzUsuńZnalazłam twojego przez przypadek i będę tu zaglądać częściej
~ravenka