Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 16 cz.3

Woda okazała się nie taka zimna jak przewidywała. Wiedziała, że nie może oddychać ani zaczerpnąć kropelki wody bo będzie miała problem. Płynęła w górę ku powietrzu. Zgrabnie przebiła tafle wody wynurzając się i płynąc w kierunku lasu najbliżej Francuskiej granicy. Mężczyźni wpatrywali się w nią, byli bez silni. W oddali na brzegu widziała obozowisko Kręgu. Przydały się te lata pływania na zawodach bo nie mogliby jej dogonić w wodzie.
Po chwili zauważyła, że coś płynie w jej stronę. To były cztery demony wodne.
 - Cholera - mruknęła do siebie starając się przyspieszyć.
Jedna wielka walka z czasem, one na pewno były wysłane przez jej ojca by ją mu przyprowadzić.
Nagle usłyszała trzepot potężnych skrzydeł, dwa skrzydlate i paskudne demony leciały prosto na nią, brzeg był już blisko. Liczyła na łut szczęścia. Szybko wybiegła na brzeg chciała sięgnąć po miecz, ale nie zdążyła bo powalił ją jeden z demonów. Podniosła się jak najszybciej tylko mogła i zaczęła biec w stronę lasu. Jeden z latających demonów złapał ją za ramię, dziewczyna próbowała jakoś się uwolnić, jednak drugi demon jej to uniemożliwił. Nagle znalazła się w powietrzu szarpiąc się z demonami.
 - Puszczajcie mnie wy latające szczury - warknęła.
W oddali widziała Alicante i nocnych łowców obserwujących to zdarzenie.
Brunetka się rozbujała i wywinęła salto do tyłu i wpadła do wody. Został jeden problem, ,szczury" wodne. Płynęła jak najszybciej mogła, po chwili coś pociągnęło ją za nogę.
 - Puszczaj ! - krzyknęła.  Mimowolnie kopnęła go w coś co skłonna była nazwać pyskiem.
Znowu była blisko brzegu, trochę innego niż chciała ale wyboru to ona nie miała.
Wyszła na brzeg i znowu dwa latające demony chciały skorzystać z okazji.
 - Nie ma - powiedziała wyciągając miecz.
Jeden pod wpływem szoku odsunął się lekko więc wykorzystał okazje do ucieczki.
 W lasku czekały na nią zwykłe demony.
 - No więcej to was matka w domu nie miała - zirytowała się czarnooka.
  Starała się biec wzdłuż brzegu jak najdalej od obozu i wszystkich parchatych stworów.
Nogi zaczynały ją boleć ale wiedziała, że zatrzymać się nie może. Cała ociekała wodą, zaczynało się coraz bardziej ściemniać. Biegła tak trochę w kierunku Alicante. Schowała miecz i wyciągnęła mały sztylet. Miecz tylko ją spowalniał, miała coraz większą przewagę czasową nad demonami, ale czy jej to wystarczy. Niczego nie mogła być pewna, wszystko stało pod znakiem zapytania. Może powinna użyć swoich mocy, każda taka myśl była szansą na ucieczkę, ale ona musi udawać, że jej nie ma.
Że jest normalna jak inni. Nie chce stać się bronią w rękach ojca lub Clave. Dlatego zostawienie ich powinno być dla niej priorytetem. Nie może myśleć o sobie ani o swoich uczuciach. Niestety dla niej nic nie było proste. Co by teraz dała za jakiś pistolet którym mogła by pozabijać z daleka te demony.
Niestety one w końcu ją dorwały.
 - Chociaż próbowałam - szepnęła z irytacją.
 - Kurde może teraz udam obrażoną na cały świat dziewczynkę ? Ciągle musze grać, dramat.- pomyślała.
Demony rzuciły ją na piasek prosto do stup mężczyzny.
Buty były skórzane i stylowe, były jednej z tych bardziej znanych męskich firm produkujących buty.
Tak kogo na to stać z tego całego towarzystwa, nawet nie musiała patrzeć do góry by to wiedzieć.
Bez słowa wpatrywała się w piasek, nawet nie drgnęła, wiedziała że mężczyzna patrzy na nią.
Nie mogła podnieść głowy. Nikomu nie okaże co swojej słabości. Złapali ją trudno ale niech nie liczy na nic więcej.  Koniki polne w trawie zaczynały już powoli się budzić wiec usłyszeć można było ich melodie.
Nie dawała ojcu za wygraną, ona nie niego nie spojrzy. Tak to on musi ją do tego zmusić. Nie klęczała, po prostu siedziała na ziemi podtrzymując się rękami. Tak jak upadła tak się nie ruszała.
Słyszała stłumione głosy. Wiedziała, że jest sama tylko ona i on.
 - Martino, ja nie chce cię takiej widzieć - zaczął Valentine.
 - Moi informator obserwował cię i nie wyglądałaś na szczęśliwą - powiedział i przyklęknął.
Podniósł jej głowę automatycznie zmieniając pozycje w jakiej ona siedziała.
Patrzyła prosto na niego.
 - Nie mogłem, po ciebie nie przyjść rozumiesz ? - spytał.
 - Tak, ale Clary... - powiedziała coś w końcu.
Blondyn bez słowa przyciągnął ją do siebie i objął. Dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu.
 - Ona jest zakochana w Jace. Już nie musisz jej chronić - szepnął nie uwalniając dziewczyny z uścisku.
 - Będzie dobrze zobaczysz - oznajmił.
 - Naprawdę bym chciała w to wierzyć - mówiąc to poleciały jej łzy.
Valentine podniósł ją i bez słowa zaniósł do namiotu.

Następnego ranka..

Kiedy Martina się obudziła poczuła chłód na prawym nadgarstku. Nie chętnie otworzyła oczy, ale to co zobaczyła ją wystraszyło. Na jej nadgarstku błyszczała srebrna końcówka kajdanki która była przyłączona łańcuchem do Jonathana, który spał na łóżku obok.
 - Wiec nie chcesz żebym uciekła, sprytne nie powiem, chyba cię trochę nie doceniłam ojcze - pomyślała.
Położyła głowę na poduszce i patrzyła przed siebie. Zaczęła wodzić palcami po gładkiej, metalowej strukturze.
 Valentine wszedł do namiotu. Ubrany był w biały drogi, dopasowany garnitur. Jego białe włosy okalały twarz o wyraźnych rysach, nie miał zmarszczek. Jego cera była bez żadnej skazy. Miał szczupłą sylwetkę, ale był umięśniony, zauważyła to już wcześniej. Mężczyzna nie widział, że ona na niego patrzy. Miał zgrabne dłonie, od razu przypomniała sobie o Clary, ona też miała takie dłonie.
Martina zacisnęła powieki by wyrzucić z głowy te myśl.
 Po woli otworzyła oczy, blondyn dalej stał na swoim miejscu, wyglądał jak by czegoś szukał. Brunetka usiadła bezszelestnie wpatrując się w niego.
 Po jakiś dwóch minutach czarnooki odwrócił się w stronę wyjścia i zauważył dziewczynę.
 - Martino.. - powiedział patrząc na nią z przejęciem.
Dziewczyna tylko na niego spojrzała i podniosła rękę z łańcuchem. Mężczyzna podszedł do syna i odpiął je i skinął głową do niego i przypiął ja do swojej lewej ręki . Ubierz się i idziemy, łańcuch miał długość metra.
 - Dobrze - zgodziła się.
Valentine odpiął ją na chwile i pozwolił jej się ubrać. Kiedy skończyła przypiął ja z powrotem.
Dzielił ich metr, mężczyzna ruszył w stronę wyjścia z białego namiotu, brunetka chcąc nie chcąc musiała za nim iść. Po chwili dorównała mu krokiem i szła.
Było wcześnie rano, delikatna mgła utrzymywała się nad jeziorem. Słońce powoli wychodziło z ponad lasu. Nie kierowali się do żadnego namiotu, wręcz w kierunku Alicante.  Kiedy weszli na pagórek odwrócił dziewczynę szybko do siebie.
 - Chce ci coś pokazać - powiedział odwracając ją.
 - To jest nasza siła córeczko - uśmiechnął się.
Pod brunetką ugięły się nogi miasto płonęło w pewnych momentach czuła zapach krwi i spalenizny, słyszała krzyki ludzi. Upadła na kolana, ojciec za nią. Objął ją i przyciągnął do siebie.
 - Teraz my tu rządzimy skarbie - mruknął głaszcząc ją po głowie.
Martina wtuliła się w niego, oddychała ciężko.
 - Nic im nie będzie nie zginęło wielu, ale bunt przeciwko mojej, nie naszej władzy został stłumiony.
 - Clary i jej przyjaciele też są, muszą być po naszej stronie - powiedział z dumą głaszcząc ja po policzku.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle w tym rozdziale :3 Mam nadzieje że się wam podobał i nie zapomnijcie o zostawieniu po sobie opinii w postaci komentarza. TAK AGATA NIE DŁUGO WRÓCI CAINE :D

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 15 cz. 3

Dwa tygodnie poźniej...

Valentine przejął już większość instytutów Europekskich. Tylko Francja i Polska jakoś sie trzymały. Krąg byl bardzo brutalny w walce, czasami przychodziły listy od jego przedstawiciela. Narady byly praktycznie co dziennie, dla córek Valentine i Jace zrobiono wyjątek.  Narady były zwykle dla osob pełnoletnich.
Krąg zajął obszar w okół jeziora, dziewczyna wiedziała co sie twraz stanie.
 Obrady trwały juz od ponad godziny, nocni łowcy nie mogli dojść do porozumienia.
Nagle na końcu sali pojawił się kłąb czarnego dymu, z którego wyłonili się Valentine i Jocelin.
Kobieta wtulała się w blondyna co wywołało ogólne zdziwienie.
 - Co ! - parsknął Luke.
Clary stała jak wryta, patrzyła na matkę z niedowierzaniem. Martina natomiast wpatrywała się w ojca który się do niej ciepło uśmiechał.
 - Podejdź do nas Martino, chyba dawno nie widziałaś mamy - powiedział z zadowoleniem.
Dziewczynę dosłownie zamurowało, patrzyła prosto na niego, słyszała co mówi ale nadal w to nie wierzyła. Brunetkę ogarnął paraliż nie mogła się poruszyć. Poczuła, że ma nogi z waty, jej siostra wtuliła się w Luke.
 - Chodź do nas - dopowiedziała Jocelin.
Wszyscy na nią patrzyli, za razem miała ochotę pobiec do nich, ale wiedziała, że nie może.
 - Wybierz Martino albo nas albo ich - oznajmił przedstawiciel Clave.
 Dziewczyna się zawahała.
 - A dajcie wy mi wszyscy spokój - krzyknęła i wybiegła bocznym wyjściem.
Nie wiedziała gdzie biegnie, chciała tylko znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
Po chwili zorientowała się, że ktoś ją goni, przyspieszyła.
Kim kol wiek oni byli, bardzo nie chciała się z nimi spotkać. Chciała uciec i zaszyć się w świecie przyziemnych, obojętnie w jakim kraju, byle by uciec.  Mężczyźni nie dawali za wygraną cały czas ją gonili, jednak nie mogli jej dogonić. W oddali widać było las iglasty wiec miała szansę uciec im, w najgorszym wypadku mogła liczyć na to, że wejdzie na drzewo. Skakać po nich też może, dla niej to żadna różnica. Może ociekać cała krwią a się nie podda.
Wbiegła do lasu więc zmieniła trochę kierunek biegu, musiała ich zgubić miała jakieś dwie minuty przewagi i starała się biec jak najbardziej cicho i nie zostawiać śladów. Właśnie zdała sobie sprawę z własnej głupoty, przecież ona biegnie prosto w stronę jeziora co za tym idzie, krąg ją dopadnie.
Musiała teraz skręcić ostro w lewo.  Słyszała za sobą głosy ,, Pan będzie zadowolony jak mu ją przyprowadzimy".
 Po moim trupie frajerzy - pomyślała.
Po chwili okazało się, że stoi na klifie z którego mogła tylko skoczyć do jeziora.
Niestety ją dogonili.
 - No skarbie jest tylko jedna droga - stwierdził jeden z nich.
 - Masz racje - zgodziła się po czym skoczyła prosto do jeziora.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieje, że się wam podobało :3 4 komentarze = rozdział <3 Pozdrawiam !
Nie żeby ktoś był zachłanny Julka <3 Ja cb też :*

Rozdział 14 cz. 3

 - Ciekawe co z Martiną - myślał na głos Jonathan.
 - To działo się tak szybko, ona nagle zbladła i zemdlała - zasmucił się Valentine.
 - Kto ją więc ma ? - spytała związana Jocelin.
 Mężczyzna złapał się za głowę.
  - Niestety ten cholerny Luke - warknął.
 - Czyli nie muszę się o nią martwić - z jej twarzy widać było że jej ulżyło.
 - I tak ją dorwę, jak skończę robotę w Alicante - stwierdził Jonathan.
 - Clary też - upomniał go mężczyzna.
 - Wiem - mruknął.
 - Nie waż się ich tknąć - warknęła.
Blondyni się zaśmiali.
 - To tak samo moje córki jak twoje Jocelin - stwierdził czarnooki.
 - Martina zna Jonathana ona ich uprzedzi - uśmiechnęła się kobieta.
Valentine przekręcił lekko głowę.
 - Nie pierwszy raz będziemy ją szantażować, że jak puści parę to cię skrzywdzimy.
 - Tyyy.. - warknęła.
 - Tak ja - uśmiechnął się.
Jonathan wstał i poszedł po coś do kuchni.  Kiedy wrócił trzymał zdjęcie Martiny.
 - Nic jej nie jest zobacz sama - pomachał jej zdjęciem przed oczami, po czym położył je na stole.
Nagle w pokoju pokazał się kłąb czarnego dymu.
 - O! Lilith już jest - uśmiechnął się Valentine.
 - Witajcie, więc mam jej zrobić pranie mózgu tak ? - spytała od razu przechodząc do rzeczy.
 - Tak - odrzekł mężczyzna.
 - Nie! Nie ! - krzyczała kobieta.
 - Nie będzie bolało - zaśmiała się demonica podchodząc do Jocelin. Po chwili dotknęła jej głowy,
w około pokazały się fioletowe iskierki. Ruda upadła na sofę.
 - Kiedy się obudzi będzie Ci zupełnie oddana - oznajmiła.
 - Wyśmienicie - stwierdził całując ją w dłoń.
************************************************************************
 - Co robimy w związku z Valentinem - zapytał Luke.
Byli na obradach Clave, poszedł na nie z Alec'em pozostali musieli w zostać w domu.
 - Mamy jego córkę - oznajmił jeden z zgromadzonych.
 - To tylko dziecko, a poza tym nie będziemy jej za nic sprzedawać, on i tak się na nic nie wymieni - oznajmił przedstawiciel Clave.
 - Masz racje - zgodzili się pozostali.
Sala była cała w złocie i bieli, delikatne kunsztowne ornamenty dodawały jej uroku. Wyglądała jak z baśni. Przypominała bardziej sale balową niż miejsce spotkań.
 - On prędzej czy później zaatakuje Alicante - oznajmiła pani konsul.
 - Racja, ale musimy mieć plan - stwierdził blondyn siedzący obok niej.
 - Krąg zbiera w sobie coraz więcej osób, spora część odeszła od nas i przyłączyła się do tego potwora. 
 - Może, jego córka wie co planuje - spytał jeden z nich.
 - Nie, ona nic nie wie pytałem - oznajmił Luke.
 - Rozumiem - odparł roszczarowany.
 - To będzie problem - stwierdziła kobieta stojąca w końcowym kącie sali.
 - Trzeba będzie wezwać więcej instytu..
 - Zaatakowano Londyński instytut ! To sprawka Kręgu! - krzyknął meżczyzna który wbiegł do sali anioła.
 - Cholera, przejeli kolejny. Niech wszyscy nocni łowcy przyjadą do Idrysu, szykuję się wojna ! - krzyknął przewodniczący Clave.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli się wam podobało nie zapomnijcie o komentowaniu pozdrawiam :3

Rozdział 13 cz.3

Kiedy udało się jej w końcu zasnąć cały czas nękały ją koszmary. Wszystkie wspomnienia wracały dosyć chaotycznie i jeszcze głos boga ,, Żeby zapobiec wojnie Jonathan musi wygrać i zjednoczyć demony, nocnych łowców i anioły.." To nie dawało jej spokoju, po jakimś czasie sen zmienił się nagle. W około niej panowała ciemność. Czuła, że spada w dół i znowu ten głos ,, Twoje moce i wspomnienia wrócą ale twój ojciec będzie pamiętał tamte trzy światy, Jonathan również to bardzo potrzebne.." Każde słowo rozsadzało jej głowę, czuła okropny ból. Był on nie do zniesienia i nagle chłód. Czuła go na każdym minimetrze ciała. Czuła się strasznie słabo. Trudno jej byłoby to opisać to trzeba przeżyć by zrozumieć. Mięśnie dziewczyny zaczynały ją boleć. Czuła się jak by spadła z wysokości. Nie wiedziała jak może czuć to w śnie, ale czy to można było nazwać snem.
Nagle ze snu wyrwał ją krzyk młodego chłopaka.
 - Valentine przejął instytut w Berlinie - echo rozniosło się po domu.
Po chwili na dół zbiegł Luke, brunetka niechętnie wstała czuła się jak by miała watę zamiast nóg.
Podeszła do mężczyzny.
 - Co się stało - powiedziała ochryple.
 - Źle wyglądasz - stwierdził i dotknął jej czoła.
Dziewczyna zachwiała się na nogach, wilkołak natychmiast ją złapał.
 - Ty masz gorączkę - stwierdził.
 - Musimy ją gdzieś położyć - stwierdził.
 - Przyniosę kołdrę i koce - wykrzyknęła Izzy schodząca po schodach.
 - A ja poduszki - uśmiechnął się Max.
Luke wziął ją na ręce.
 - Zaniosę ją na kanapę tam będziemy mogli ją obserwować.
Brunetka przewróciła oczami.
 Kanapa była miękka, i taka chłodna.
 - Martina, blado wyglądasz. Czy Valenine coś ci zrobił - spytał.
 - Nie-wiem, ale mi du-szno - mówiła ledwo.
 - Otworze okno - oznajmił.
 - Wiesz, że nie lubię jak ludzie przy mnie latają - stwierdziła ochryple.
Luke spojrzał na nią poważnie.
 - Jesteś chora, musimy cię wyleczyć - stwierdził.
Dziewczyna odgarnęła sobie grzywkę z lewego oka.
Po chwili przyszli wszyscy z całym ,,wyposarzeniem "
****************************************************************
Kiedy Clary i Jace wrócili do domu zobaczyli, że wszyscy biegają po domu jak by czegoś szukali.
 - Szukacie czegoś ? - spytał Jace.
 - Termometru - mruknął Alec.
 - W szufladzie w kuchni - mruknął bez przekonania.
 - Dzięki - krzyknęła Izzy z kuchni.
 - Kto jest chory ? - spytała Clary.
 - Martina, ale jeszcze nie wiemy co jej jest - oznajmił Luke schodzący po schodach.
**************************************************************************
Niestety rozdziały będą trochę krótkie, ale piszę na zapas bo wyjeżdżam :p i będę mieć gości.
Ale to nie zmienia faktu że liczę na komentarze ;) Ej ja już mam 3 w zapasie postarajcie się trochę. Mogę wam wrzucić 3 rozdziały xD

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 11 cz.3

 - Clary ? - mruknął Jace.
 - Tak ? - spytała.
 - Dłużej się nie powstrzymam - szepnął.
Chłopak zaczął całować dziewczynę, która po chwili odwzajemniła pocałunek.
W ich oczach tańczyły iskierki pożądania. Blondyn zaczął pieścić włosy dziewczyny.
Pocałunek z delikatnego i nieśmiałego przeistoczył się w gorący i namiętny.
Zielonooka została przyparta do ściany, ale to tylko bardziej ją podniecało.
Zaczęła pieścić jego włosy, złotookiego przeszedł dreszcz.
 - Podoba ci się - szepnął.
 - Bardzo - powiedziała zarumieniona.
 - To dobrze bo przez najbliższy czas nie zamierzam przestawać - szepnął.
Znów zaczęli się całować. Dziewczyna cicho jęknęła.
 - Podniecają mnie twoje jęki - powiedział gładząc ją po policzku.
Clary patrzyła na niego z pożądaniem.
 Chłopak wrócił do poprzedniej czynności, lecz jego ręce błądziły po jej plecach aż w końcu spoczęły na tali. Cały świat wokół nich zniknął, liczyli się tylko oni i ta chwila. Nie było nic ważniejszego.
 Chłopak zamruczał, oboje byli podnieceni.
 Nagle ktoś zapukał do pokoju Jace.
 - Tak - spytał przez śmiech chłopak,
 Oboje chichotali.
 - Hodge was prosi - mruknął Alec.
************************************************************************
 - Martina, ubieraj się w strój bojowy i idziemy - mruknął Jonathan.
 - Niby gdzie ? - spytała.
Dziewczyna leżała na łóżku i patrzyła na chłopaka do góry nogami.
 - Nie zadawaj pytań - powiedział podnosząc ją.
Dziewczyna prychnęła i poszła się ubrać.

Chwilę później...

 - Idziemy - oznajmił Valentine.
 - Gdzie do cholery - zirytowała się dziewczyna.
Mężczyzna przewrócił oczami i pociągnął Martine za nadgarstek i przeszli przez coś na wzór drzwi.
Pojawili się na jakiejś polanie, a konkretnie w Idrysie, ale brunetka i tak musiała udawać Greka*.
 - Przypomnisz mi czemu ja się na to zgadzam ? - mruknęła.
 - Bo mam twoją matkę - stwierdził.
Dziewczyna westchnęła.
 - Że też musze udawać słodką dziewczynkę, to jest okropne - pomyślała.
Blondyn złapał ją za nadgarstki i związał zręcznie.
 - Co ty wyprawiasz - warknęła.
- Nie pozwolę ci uciec - powiedział nie puszczając liny.
Czarnooka przewróciła oczami.
 Mężczyzna ciągnął ją do przodu mimo oporu jaki zadawała Martina.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
*udawać, że nie ma się pojęcia, wiedzy na jakiś  temat; zachowywać się jak ktoś niezorientowany, nierozumiejący określonej kwestii, mimo że w rzeczywistości jest inaczej.
To na tyle :3 Pamiętajcie o komentowaniu !! Bo rozdziału nie bd bez komentarzy.
Mam do was prośbę napiszcie pewnej osobie by kotynynułowała blog bo szkoda jej talentu marnować http://kibabloguje.blogspot.com/2015/07/rozdzia-xix-xx-powrot-z-samego-pieka.html



 

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 12 cz. 3

Valentine wślizgnął się nie zauważony do Alicante. Kierował się w stronę Sali Anioła.
  Kiedy weszli do środka trwała narada.
 - Kurde, graj dobrze. Nie schrzań tego, boże jak oni się gapią, maślane oczy już ! Przekonaj ich jak ci źle tak żeby ojciec nie widział. Boże jak on mnie ściska za ramie, boli. Puść to pobiegnę, czy ja dobrze widzie ? Clary i Jace, nie ona nie może mnie zobaczyć takiej i jeszcze z nim. Nie krzycz proszę. Robię to dla sprawy inaczej była bym ,,dobrą" córką. Kupiliście to ? Może delikatne łzy w oczach, że niby o mój Boże Clary ? Na anioła, to może się udać - pomyślała.
 - Clary - powiedziała z tęsknotą w głosie.
 - Martina - wrzasnęła dziewczyna.
Brunetka starała się jak mogła wyjść na słodką i niewinną. Celowo próbowała pobiec w stronę rudej, ale jak przypuszczała ojciec ja zatrzymał.
 - Przyszedłem wam zadać proste pytanie - zaczął ojciec.
 - Poddacie się teraz czy trzeba z wami walczyć, a jak wiecie mam wszystkie dary anioła - stwierdził.
 - Tee a kiedy ty zdobyłeś miecz ja się pytam ?! - pomyślała.
 - Chyba śnisz Valentine - burknęła konsul.
Czarnooka wpatrywała się w Clary, którą od biegu powstrzymywał Jace.
Dzięki swoim ,,efektom" po wypiciu krwi z kielicha słyszała dokładnie rozmowę siostry, blondyna i o dziwo Luke. Zdziwiła się, że go tu wpuścili, ale wszystko możliwe, oni boją się Kręgu.
 - Musimy ja mu zabrać - jęczała zielonooka.
 - Teraz nie możemy - uspokajał ją wilkołak.
Z jego głosu słychać było poczucie winy.
  - A gdybym tak ,,zemdlała" to może była bym z Clave ? Przecież tego wymaga mój plan, ale to będzie cholernie trudne do odegrania. Gdy bym mogła wykrzesać chociaż iskierkę mocy mogłabym się zrobić blada. W prawdzie mogła mi ,,zaszkodzić" krew z kielicha. Zdarzają się przypadki osłabienia przy silnych zdolnościach. Jak to rozegrać, muszę wyczuć moment.
  Teraz.. - pomyślała.
Udało jej się wykrzesać nie zauważalną  i nie wyczuwalną iskierkę mocy dzięki, której zbladła i po chwili, chociaż nie spodziewała się takiego efektu zemdlała sama. Czuła się jak by tonęła w mroku. Bardzo dzienne uczycie, świat wirował w około niej. Dźwięki słyszała jak z pod wody. Nie mogła się ruszyć, to jeden z efektów czaru. Czuła jak ktoś inny bardziej delikatny ją łapie. Stłumiony głos ojca coś krzyczał, ale po chwili ucichł, a ona ciągle spadała w dół. Ktoś ją podniósł i zaczął iść.
Poczuł po jakiejś chwili poczuła znajomy zapach perfum Luke i Clary.
Ktoś przekazał ją wilkołakowi. Szli jakieś 10 minut aż poczuła jak by wchodzili po schodach. Czyż by rezydencja Lightwood'ów. Najprawdopodobniej bo słyszała głos Max, Izzy i Alec'a.
Poczuła jak mężczyzna kładzie ją na czymś miękkim, chyba sofa w salonie jak dobrze kojarzy. Zabawne4  w tej całej ,,amnezji" częściowej jest to, że panięta większość osób ale nie zbyt co robiła z nimi po za ojcem i Jonathanem. Od reguły zawsze są wyjątki. Nie pamiętała nikogo z piekła i nieba po za Razielem i Lucyferem.
 Po chwili poczuła, że ktoś ją wachluje. Zaczynała coraz lepiej słyszeć, udało jej się wychwycić słowa Luke.
 - Valentine chyba przesadził z ilością czarów i pewnie kazał jej pić z kielicha, to podły człowiek - stwierdził.
 - Ale nic jej nie będzie - usłyszła jęk Clary.
 - Raczej nie - odpowiedział jej wilkołak.

Następnego ranka...

 - Ał moja głowa gdzie ja jestem - jęknęła Martina łapiąc się za głowę.
 - W domu Lightwood'ów w Idrysie - powiedział Luke.
 - Co się stało pamiętam tylko, że stałam w sali anioła a potem jak bym się topiła w mroku - skłamała po części.
 - Wszystko ci opowiem później, Valentine mocno przesadziła z tym co z tobą zrobił - uznał.
 - W prawdzie tak, ale wytrzymywałam to tylko dla mamy - stwierdziła.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle do następnego papa :* 4 Komentarze = Następny rozdział.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 10 cz.3

Do domu zeszło się sporo ludzi, dziewczyna nie wiedziała, że krąg jest tak ogromny.
Większość twarzy pamiętała, jednak nie do końca. Siedziała między ojcem a Jonathanem.
Pilnowali jej, tylko czemu.
 - Puki będę udawać, że serio jestem po waszej stronie nie będziecie snuć podejrzeń. Szkoda tylko, że zaklęcia na mnie nie działają. W tedy miała bym problem, a tak mogę się wam przypatrywać i odgrywać swoją role. Jak w teatrze, wcielam się w różne role. Jeśli clave mnie znajdzie rzucą na mnie kolejne zaklęcie, zapewne przez czarowników i kolejna rola do odegrania. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, musze być świetną aktorką. Jedyne co mnie martwi to Clary, on na pewno to przeżywa, ale nie mogę nikomu powiedzieć o moim układzie. Przez mgłę widzę jakiegoś chłopaka w bieli. Blond włosy uśmiechnięty i przystojny. Musze w końcu poprosić o te wspomnienia.
Mam złe przeczucia co do kręgu i clave. Wojna jest praktycznie pewna, ale ona niczemu nie wadzi dopóki demony i anioły w to nie ingerują. Anioły to straszne primadonny.
 Ci ludzie gapią się na mnie jak bym miała co najmniej różowe włosy. Może to dlatego, że dla niech jestem nowa. Ta kolejne ,,złe" dziecko Valentine. Ciekawe czy dała bym radę im uciec, chociaż znając życie i mojego ojca to zagrozi, że skrzywdzi mamę. Dlaczego wszyscy są tacy przewidywalni...
Nie mam pola do popisu ale to chyba lepiej. Plan kręgu wydaje się całkiem sensowny, ale ma parę wad, które z łatwością dała bym radę poprawić. Jednak moja pomoc może zostać w sferze ich marzeń - pomyślała.
 Martina słuchała uważnie dyskusji całego kręgu. Może i mieli dobry pomysł, ale nie do końca dopracowany. Dziewczyna była ciekawa reakcji nocnych łowców jak by im wytknęła wszystkie błędy, jednak to dalej sfera fantazji.
 - To wszystko, ktoś ma jeszcze uwagi co do planu - zapytała Valentine.
 - Ja mam - krzyknęła w duszy Martina.
 - Rozumiem, to było by na tyle - oznajmił.

Po wyjściu gości...

 - Co o tym myślisz córeczko - spytał Valentine.
 - Macie strasznie nie dopracowany plan - stwierdziła.
 - Zaraz ja tego nie powiedziałam głośno ?! - pomyślała.
 - Co masz namyśli - spytał wpatrując się w nią uważnie.
Dziewczyna przygryzła wargę.
 - Macie wiele niedopracowanych szczegółów, które na pewno  wykorzysta Clave - stwierdziła spokojnie.
Siedziała na sofie, tak jak na spotkaniu, założyła nogę na nogę.
 - Może masz rację, chodzi ci o atak na Alicante ? - zapytał zamyślony.
 - Tak, nie możecie tego zrobić byle kiedy i byle jak. Najlepiej wysłać tam kreta na przeszpiegi i zrobić coś co odwróci ich uwagę, na przykład przejąć ze dwa instytuty i zaatakować podczas obrad.
Tylko, że ktoś musi popsuć wierze miasta - stwierdziła odgryzając kawałek ciastka leżącego na stole.
Valentine i Jonathan patrzyli na nią bez słowa z zdziwieniem na twarzy.
 - No co ? Powiedziałam coś nie tak - zdziwiła się.
 - Nie, ale nie podejrzewałem u ciebie takich zdolności strategicznych - oznajmił.
 - Przecież to prosty plan, żeby nie iść do szko.... , znaczy potrafię lepiej coś zaplanować - próbował wybrnąć z błędu.
 Jonathan się uśmiechnął.
 - Ja mogę tam pójść, przy okazji mogę zabrać Clary - stwierdził.
 - Nie waż się jej tknąć - w jej oczach było widać złość.
 - W końcu gada jak Morgernstern, dobrze ci idzie mała - pochwalił ją blondyn.
Ona jedynie z irytacją przewróciła oczami.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Może zrobimy maraton rozdziałów ? Będę wrzucać jak tylko napisze ? Co wy na to ? Piszczie w komentarzach :) I przypominam dla tych którzy nie mają konta jest opcja anonimowych komentarzy :)

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 9 cz.3

Martina zeszła na dół. Teraz już wiedziała, że ojciec coś planuje. Oni nie zachowują się normalnie szczególnie Jonathan. To chyba nie będzie tak łatwe.
 - Ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się Valentine.
 - Dziękuje - odpowiedziała.
 - Czyżbyś się czegoś domyślała ? Zresztą nie ważne dzisiaj staniesz się taka jak ja - pomyślał.
Dziewczyna usiadła obok Jonathana.
 - Mam złe przeczucia - pomyślała.
 - Goście będą za dwie godziny, ale najpierw chce byś kogoś poznała - oznajmił ojciec.
 - Dobrze - zgodziła się nie pewnie.
 Po chwili do salonu weszła kobieta. Pięknie ubrana, w najwyraźniej drogie ubrania od projektantów. Brunetce było ciężko określić nie znała się na tym.
 - Jestem Lilith, miło mi - uśmiechnęła się wyciągając rękę w kierunku dziewczyny.
 - Martina, mi również miło -odpowiedziała.
Nagle Valentine skinął głową do w stronę kobiety, a z jej rąk wychodziły czarne iskierki.
Chwilę później łowczynie ogarnął mrok. Upadła prosto w ramiona Jonathana.
 - Teraz będziesz taka jak ja córeczko - powiedział blondyn do brunetki.
****************************************************************
Ocknęła się w czyiś ramionach i usłyszała tylko.
 - Pij - mówił to męski głos.
Martina niechętni wykonała polecenie. Czuła tylko dziwny metaliczny posmak. W końcu udało się jej otworzyć oczy. Stał przed nią Valentine trzymający kielich anioła, obok niego ta kobieta. Była w ramionach Jonathana.
 - Co się stało - spytała.
 - Co ty mi do cholery zrobiłeś i czy kazałeś mi pić krew z kielicha ?- pomyślała.
 - Zemdlałaś więc bałem się, że jesteś na coś chora, więc - powiedział.
 - Daruj sobie, po prostu chciałeś bym to wypiła - mruknęła.
Kobieta się uśmiechnęła.
 - Podziałało - szepnęła Lilith do mężczyzny.
Kiedy stanęła na nogi poczuła zawroty głowy i straciła przytomność.
 
Chwilę później..

Kiedy się  ocknęła jej zmysły szalały, słyszała najcichsze odgłosy z lasu. Kiedy otworzyła oczy i czemuś się przyjrzała widziała najdrobniejsze szczegóły. To było dziwne.
 - Nic ci nie jest - spytał ojciec.
 - Nic poza tym, że moje zmysły szaleją - mruknęła z irytacją.
 - Lepiej żeby przestały, goście będą tu za godzinę - oznajmił.
************************************************************************
 - Clary blado wyglądasz - stwierdził Jace.
 - Martwię się - usprawiedliwiła się,
Chłopak przytulił dziewczynę.
 - Będzie dobrze - wyszeptał.
 - Chciała bym w to wierzyć - jęknęła.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle :3 Pozdrawiam i oznajmiam, że jeśli będziecie komentować to rozdziały będą pojawiały się codziennie.

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 8 cz.3

  - Mogę już tą babeczkę - spytał Jonahan.
   - Tak - zachichotała Martina idąca w stronę kuchni.
Kiedy weszli do kuchni wzięli sobie po jednej i skierowali się do wielkiego salonu.
Był ogromny i zadbany wielki szklany stół stał przed wielką sofą.
 - Umiesz grać w gry - spytał chłopak pochłonięty pożeraniem babeczki.
 - Tak a jakie masz - spytała z uśmiechem.
Blondyn tylko wskazał na półkę z grami do której podeszła brunetka.
 Wzięła pierwszą lepszą grę i podała bratu. On bez słowa włożył płytę i odpalił grę.
 - Wiesz, że cię pokonam - spytał patrząc na nią.
 - Chciałbyś - mruknęła odkładając babeczkę na stół i łapiąc pada,
 - Zaczynamy  - mruknął.
******************************************************************
 - Jak mogliście być tak nie odpowiedzialni i dać się złapać - krzyknął Hodge.
 - Ale ich była armia - jęknęła Izzy.
Mężczyzna podrapał się po głowie.
 - I co my mamy teraz zrobić w związku z Martiną, Valentine jej tak łatwo nie odda - stwierdził.
 - Dobrze - pomyślał.
 - Trzeba zawiadomić Clave - stwierdził Alec.
 - Dobry pomysł - zgodził się Jace.
Clary siedziała cicho przyglądając się zaistniałej sytuacji.
 - Jak on mógł jej to zrobić, moja biedna siostra ciekawe jakie męki teraz przeżywa, nie myśląc o matce. Ciekawe czy są chociaż razem ? - pomyślała.
***********************************************************************
 - Jak ?! - zdziwił się Jonathan.
 - Normalnie, pogódź się z porażką - uśmiechnęła się.
Chłopak tylko się uśmiechnął i zaczął ją czochrać po włosach.
 - Przestań popsujesz mi fryzurę - jęknęła przez śmiech.
 Blondyn nie przestawał.
 - Sam tego chciałeś - rzuciła się na niego i zaczęła go czochrać.
Oboje śmiali się do łez. Nagle do pokoju wszedł Valentine,
 - Nie wnikam - uśmiechnął się ojciec.
Rodzeństwo tylko się śmiało.
 - Cieszę się, że jest szczęśliwa. Jocelin się myliła. To jest jej świat. Tuż u mojego boku ze swoim bratem. Już nie długo będziesz taka jak ja. - pomyślał.
 - Zaraz przyjdą goście, będziemy rozmawiać o przyszłości kręgu - uśmiechnął się.
 - Czyli mam zostać w swoim pokoju - spytała Martina.
 - Skądże, mam nadzieje, że dołączysz do kręgu więc prosił bym żebyś się ładnie ubrała i zeszła - stwierdził ojciec.
 - Zaskoczyłeś mnie, tego bym się nie spodziewała, ale mogę poudawać niewinną uroczą dziewczynkę.
Clave mnie za to nie ukaże. Parę spojrzeń maślanymi oczami i ci idioci o wszystkim zapomną. Zbyt dobrze znam ich żeby nie wiedzieć co zrobią, do tego jeszcze plany ojca. Wychodzi na to, że będę najbardziej uświadomioną osobą. Ojciec na pewno będzie chciał ,, jak już mnie nauczy zła" żebym tak zrobiła. Urocze, tylko że ja nie potrzebuje nauki tylko pamięci Choć i tak sporo pamiętam, a dokładniej to kim jestem i jak mam walczyć. Jak oni mnie wytrenują to już w ogóle będzie łatwo - pomyślała idąc do swojego pokoju.
 Na łóżku leżała czerwona sukienka do kolan. Była naprawdę ładna tylko, że do niej były kaczuszki( to znaczy szpilki na niskim obcasie). Powoli ubrała na siebie sukienkę, założyła buty i skierowała się do łazienki. Upięła swoje ciemno brązowe włosy w kok i była już gotowa by zejść na dół.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle :3 Pamiętajcie o komentowaniu :3 4 komentarze = Rozdział.

rozdział 7 cz,.3

Dom okazał się ogromny, urządzony z wyczuciem stylu. Zbrojownia była wielka i wyposażona, jednak ojciec nie zabrał jej tam bez powodu. Było tam pełno broni, łuki, sztylety, gwiazdki, serafickie noże można by wymieniać bez końca.
 - Zamknij oczy - powiedziała nagle Valentine.
 Dziewczyna tylko spojrzała na niego, przewróciła oczami i wykonał polecenie.
 Po chwili usłyszała tylko.
 - Możesz otworzyć - oznajmił.
Kiedy je otworzyła zobaczyła, że ma przypięty miecz z pochwą na której były ametystowe gwiazdy.
 - Mam nadzieje, że ci się podoba, w końcu jesteś Morgernstern - uśmiechnął się.
Martina wyjęła go i dokładnie obejrzała.
 - Jest piękny dziękuje - uśmiechnęła się.

Po chwili..

 - Martina chodź ze mną do pokoju chciałbym Cię lepiej poznać, a tata ma trochę roboty - oznajmił Jonathan łapiąc dziewczynę za nadgarstek i ciągnąc za sobą.
   Gdy tylko rodzeństwo zniknęło za drzwiami  pokoju, mężczyzna poszedł do bura i podwinął dywan odsłaniając drewnianą klapę. Otworzył ją i zszedł na dół po schodach.
Piwnica była ciemna,  kiedy ręka mężczyzny włączyła światło ukazało się łóżko na którym leżała Jocelin. Kobieta nie spała.
 - Witaj skarbie już wstałaś - spytał czule Valentine.
 - Wypuść mnie stąd - syknęła.
Mężczyzna się uśmiechnął.
 -  Niby czemu ? - spytał opierając się o ścianę.
 - Bo musze wracać do..  - nie dokończyła.
 - Clary jest duża i sobie poradzi, a jeśli chodzi ci o Martine - mruknął.
 - Nie waż się jej tknąć - warknęła.
Valentine się zaśmiał.
 - Nie martw się o nią, jest na górze z Jonathanem i wiesz co, nie panikuje. Wiesz doskonale, że ma bardziej mój charakter więc trochę anielskiej krwi i jest spokojniutka, taka jak bym tego oczekiwał - powiedział z dumą.
 - Jak mogłeś ! - mówiąc to spłynęła jej łza po policzku.
Mężczyzna otarł jej łże i pogładził po policzku.
 - Ona jest naprawdę mądra, tylko muszę ją nauczyć kilki rzeczy, choć najbardziej zaskakujące jest to jak Jonathan łagodnieje w jej towarzystwie - uśmiechnął się ciepło.
 - To jeszcze dziecko - łkała.
 - Jocelin, to też moje dziecko i wiem co dla niej dobre, zmarnowała byś taki talent, przykre. Dobrze, że nie jest za późno - stwierdził.
Kobieta spojrzała mu prosto w oczy.
 - Czyli chcesz zrobić z niej potwora - warknęła.
 - Co za niedorzeczność, Luke aż tak napsuł ci w głowie ? Wiedziałem, że trzeba było go od razu zabić, parszywy podziemny - powiedział nie zadowolony.
 - Dziewczyny jakoś nie miały do niego wątów - stwierdziła.
 - Bo nie wiedziały kim jest - ucioł jej Valentine.
Jocelin spiorunowała go wzrokiem.
 - Nie martw się Martina już nie długo będzie taka jak ja - uśmiechnął się.
 - Może ma twój charakter, ale nie jest zła - krzyknęła.
 - Poprawka, jeszcze nie jest - uśmiechnął się z dumą.
 - Nie zrobię z niej drugiego Jonathana tylko wspaniałą nocną łowczynie - stwierdził.
 - Zniszczysz jej dzieciństwo - jęknęła.
Valentine popatrzył na nią z nie dowierzaniem.
 - Ale to ty odebrałaś jej to kim jest, zabrałaś jej ojca tylko i wyłącznie z swoich pobudek, Clary podobnie - mruknął.
 - Dla jej dobra - jęknęła.
Mężczyzna popatrzył na nią z niedowierzaniem.
 - Naraziłaś je obie, wiesz przecież jak demony lubą młodych nocnych łowców chyba nie muszę ci przypominać o wiesz kim - powiedział z przejęciem,
 - Wszyscy mają racje z tobą nie warto się kłócić - odwróciła głowę.
 - Myślisz, że się nie domyśliłem, że ona go pomnie odziedziczyła - spytał.
 - A i nauczę ją bycia Morgernstern'em, jak nie będzie chciała współpracować to przypomnę jej o tobie - uśmiechnął się.
 - A teraz, do widzenia mój skarbie, zostawię ci światło - dopowiedział i skierował się w kierunku wyjścia.
 - Nie ! Czekaj nie rób jej tego błagam - krzyczała bez skutku Jocelin
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle :3 Ostatnio zaczynam mieć ok. 2 rozdziałów w zapasie więc 4 kom i od razu dodaje ^^

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 6 cz. 3

Pokój w którym leżała Martina był w odcieniu kremowym. Wielkie łóżko w którym leżała stanowiło centrum pokoju. Po drugiej stronie pokoju stała komoda, a obok niej szafa. Zasłony przy oknie dodawały ciepła pokojowi.
Dziewczyna podniosła  się z łóżka i rozejrzała do o koła. Po czym podeszła do okna.
Jedyne co było wdać to las i kawałek podwórka. Po chwili skierował się w kierunku drzwi. Były otwarte. Dopiero teraz zauważyła że jest ubrana w zupełnie coś innego.
Na sobie miała białą jedwabną bluzkę zapinaną na guziczki a na dole miała krótkie dżinsowe spodenki. Przewróciła oczami i wyszła z pokoju.  Korytarz był pusty i dosyć ciemny. W odcieniu czerwieni. Dziewczyna skierowała się w lewą stronę ponieważ po prawej widać koniec korytarza z pięknym oknem. Kiedy doszła do schodów które znajdowały się  w centrum korytarza skierowała się w dół. Były to spiralne schody. Kiedy zaszła już na dół okazało się, że była w salonie.
Przetarła swoje zaspane oczy i ruszyła dalej. Po chwili usłyszała brzdęk talerzy i rozbawiony głos dwóch mężczyzn. Nigdzie nie widać było drzwi na dwór więc skierowała się w stronę głosów.
Drzwi okazały się otwarte. Siedział tam chłopak bardzo podobny do ojca i sam ojciec.
 - Wstałaś już - uśmiechnął się Valentine.
 - Tak - odpowiedziała.
 - Martino to jest Jonathan twój starszy brat - uśmiechnął się ciepło.
 - O fajnie zawsze chciałam mieć brata - uśmiechnęła się.
 - Ochłonęłaś ? - spytał.
 - Tak - mruknęła.
 - Siadaj zjesz z nami - w końcu odezwał się chłopak.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i usiadła. Stół był nakryty obficie jedzeniem. Widać było, że mieszkają tu mężczyźni. Na stole były gofry, tosty jajecznica, jajka na twardo, chleb, sok pomarańczowy, jabłkowy, herbata, bekon i masło.
  - Nie jesz - spytał Jonatkan.
  - Mam dylemat tost czy gofr - mruknęła brunetka.
 - Może oba ? - zaproponował.
 - W racja - zgodziła się i wzięła tosta w rękę i ugryzła.
Dziwne ile mężczyźni potrafią zjeść i pomyśleć, że zachowują przy tym figurę.
 - Nie smakuje ci - spytał Valentine.
 - Nie tylko już nie mogę - mruknęła wycierając się serwetką Martina.
 - Mało jesz - stwierdził Jonathan.
 - Chyba żartujesz ja pękam - zachichotała.
Chłopak się roześmiał.
 - Dziwie się, że nie krzyczysz za to wczorajsze - stwierdził Valentine.
Czarnooka się uśmiechnęła.
 - To chyba nie znasz mojego motta życiowego a mianowicie ,,żyje się dalej" -odpowiedziała.
 - Cieszę się, że nie narzekasz - uśmiechnął się czule.
 - Mam na co, nie mam telefonu, komputera i ubrań - jęknęła.
Jonathan wybuchł śmiechem.
 - Tato już ją kocham - stwierdził rozbawiony.
 - Cieszę się, że przypadłam ci do gustu - powiedziała z dumą.
 - Gorzej było by z Clary - spytał Valentine.
 - Dużo, ja po prostu wiem, że krzyk i płacz niczego nie zmieni - uśmiechnęła się.
 - Dobre podejście - pochwalił ją ojciec.
 - Dzięki - uśmiechnęła się.
 - Nie masz nic przeciwko jeśli zostaniesz sama w domu i nie martw się tu nie ma drzwi - uśmiechnął  się mężczyzna.
 - Nie i zauważyłam - mruknęła.
 - A właśnie jaki nosisz rozmiar ? - spytał Valentine.
 - Nosze xs a co ? - spytała.
 - Musimy ci coś kupić - stwierdził.
 - Lubię czerń i czarnoczerwoną kratkę a buty trampki i glany. Dżinsy ciemnie i skurzane spodnie jedne jasne. But nr 3 , a i zapomniała bym nie lubię sztruksu. A bluzki lubię ekstrawaganckie i żadnych różowych rzeczy. Mam nadzieje, że rozumiecie - uśmiechnęła się.
 - Dobrze, rób co chcesz tylko nie niszcz domu i go nie spal - zaśmiał się ojciec.
 - Dobra - zgodziła się.
 
Po powrocie Jonathana i Valentina do domu..

 - Martina gdzie jesteś ? - zawołał Valentine.
 - W kuchni - odpowiedziała na wołanie.
Kiedy weszli do kuchni poczuli przepiękny zapach.
 - Co tak pachnie ? - zapytał Jonathan,
 - Barszcz ukraiński, akurat mnie ochota na niego naszła - uśmiechnęła się.
 - A teraz co robisz ? - spytał ojciec.
 - Dekoruje babeczki - mruknęła.
 Mężczyźni wlali sobie zupy na talerze i usiedli do stołu.
 - Na anioła jak ty dobrze gotujesz - zachwycił się brat.
 - Ma racje - zgodził się Valntine.
 - Dzięki  - uśmiechnęła się ciepło.
 - Babeczki skończone - powiedział myjąc ręce w zlewie.
Dziewczyna wyjęła z szafki talerz i nalała sobie i dosiadła się do stołu.
  - Zaznaczam tylko, że ja gotowałam więc nie sprzątam - oznajmiła.
  - Jonathan twoja kolej - stwierdził Valentine.
  - Dzięki wiesz - mruknął niezadowolony.
 - Proszę bardzo - odpowiedział mu.
 - A zresztą ja oprowadzę Martine po domu - uśmiechnął się.
 - Niech ci będzie - jęknął.
*********************************************************************
 - Gdzie jest Martina - jęknęła Clary.
 - Valentine ją ma, uratowała nam życie - powiedział Alec.
Hodge tylko zaśmiała się w duchu.
 - Victoria mój panie, Victoria - pomyślał.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle pamiętajcie o komentarzach :3 4 komentarze = rozdział <3

Rozdział 5 cz. 3

Martina skończyła się właśnie uzbrajać z Jace'm, Alec'em i Izzy.
Clary musi  zostać w instytucie. Żeby się nie narażać na niebezpieczeństwo.
Szli do opuszczonego szpitala w którym ukrywa się Valentine.
 - Plan jest prosty ty odciągasz uwagę Valentina, a my idziemy po twoją matkę - oznajmił Alec.
 - Dobra - zgodziła się.
 - Czyli w skrócie mam biegać i się drzeć ? - zapytała.
 - Dokładnie - odpowiedział Jace.
 - Ten plan jest na tyle durny, że aż genialny  - dopowiedziała Izzy.

Po chwili..

Kiedy dotarli na miejsce, Martina weszła pierwsza i zaczęła przedstawienie.
 - Wchodzimy - wyszeptał Alec.
******************************************************************
 - Co to za hałas - zirytował się Valentine.
 - Pójdę sprawdzić mój panie - powiedział jeden z sług.
 - Idę z tobą sprawdzić - powiedział spokojnie mężczyzna wkładając coś do kieszeni.
 - A wy zabierzcie z tond moją żonę - zwrócił się do pozostałych.
*******************************************************
 - Znaleźliście coś - spytał Alec.
 - Nie - szepnęli.
Szukali już spory czas, budynek był ogromny. Było to jak szukanie igły w stogu siana.
Nie które pokoje wydawały się zamieszkane. Czasem ciszę wypełniały krzyki Martiny, raz cichsze, czasem głośniejsze.
 - Słyszycie to - zapytała Izzy.
 - Co - zapytał Alec.
 Nagle przed nimi pojawiła się armia wyklętych, chcieli odwrócić się i uciec ale okazało się, że są otoczeni.
 - No to mamy problem - jęknął Jace.
*********************************************************************
 - Co wy tu robicie ? - zapytał Valentine uwięzionych nocnych łowców.
Jace spiorunował go wzrokiem.
 - Porwałeś jej matkę i masz nam ja oddać - warknął Alec.
 - Chodzi o jej matkę - wskazał na Martine.
 - Tak - syknął.
Mężczyzna zaśmiał się.
 - Kendall przyprowadź mi ją - zwrócił się do łowcy trzymającego Martine.
 - A co do reszty, zabijcie - mruknął nie wzruszony.
 - Nie ! - krzyknęła.
 - Coś nie tak - spytał dziewczynę.
 - Nie krzywdź ich - jęknęła z bólu.
 - Dobrze - uśmiechnął się.
 - Wyrzucie ich z tond - mruknął.
Mężczyzna złapał dziewczynę i pociągnął za sobą,
 - Nie protestuj bo zmienię zdanie - stwierdził.

Po chwili..

 - Więc Jocelin to twoja matka tak ? - spytał Valentine siadając z dziewczyną na kanapie w czymś na wzór biura.
 - Tak - powiedziała niepewnie,
Pokój był mały ale na swój sposób przytulny, meble były w ciemnym drewnie. Parę półek na książki stało obok biurka, na którym stała lampka.
 - Ile masz lat ? - spytał.
 - Trzynaście - szepnęła.
 - Więc jesteś moją córką - stwierdził.
 - Co !? - zdziwiła się Martina.
Mężczyzna złapał ją za rękę.
 - Nie bój się nic ci  nie zrobię - uśmiechnął się ciepło.
Dziewczyna patrzyła na niego bez słowa.
 - Musimy z tond iść - stwierdził łapiąc dziewczynę za nadgarstek.
 - Ale ja muszę wracać do instytutu - zaprotestowała.
 - A już myślałem, że będzie łatwo, a teraz dobranoc córeczko - powiedział kończąc rysować zdziwionej dziewczynie runę na ręcę. Upadła prosto w jego ramiona.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle pamiętajcie o komentarzu i +1 :3
 4 komentarze = Rozdział

Rozdział 4 cz.3

Jace zapukał do drzwi mieszkania Madam Dorotei. Po chwili otworzyła kobieta.
  - Dzień Dobry - uśmiechnęła się Martina. Matka zawsze ją wysyłała do sąsiadki ponieważ ją najbardziej tolerowała.
 - Witaj, dziecko drogie. Coś się stało ? Słyszałam hałas od was z mieszkania, wejdźcie - uśmiechnęła się ciepło.
 - Więc co mnie do was sprowadza - zapytała. W mieszaniu była tylko Martina i Jace . Izzy i Alec poszli sprawdzić mieszkanie.
 - Mama zaginęła i potrzebujemy kielicha anioła, a pamiętam że w kartach które dała ci mam był taki. Czy mogła byś nam ją pożyczyć ? - spytała grzecznie brunetka.
 - Tobie zawsze słoneczko - uśmiechnęła się i poszła do innego pokoju po karty.
 Jace spojrzał na nią ze zdziwieniem.
 - Masz bardzo przekonywująca gadkę - mruknął z zazdrością.
 - Nie przesadzaj - ucięła mu.
Po chwili kobieta wróciła do pokoju z ową kartą.
 - Proszę - uśmiechnęła się.
 - Dziękuję i przepraszam ale musze już iść trochę się nam spieszy - uśmiechnęła się.
 - Rozumiem tylko wpadnij kiedyś - powiedziała ciepło.
 - Dobrze odpowiedziała Martina po czym wyszła z Jace'm na klatkę schodową, napotykając Izzy i Aleca.
 - Macie coś ? - spytał ich blondyn.
 - Nic - odpowiedzieli razem.
 
Po powrocie do instytutu...

 - Macie go - zapytał Godge.
 - Tak - odpowiedział Jace.
 - Dobrze jak Clary wróci to go wyjmie - odpowiedział z uśmiechem.
***************************************************************************
 - Luke jesteś tu - spytała Clary wchodząc do jego mieszkania.
 - Tak w kuchni - krzyknął mężczyzna.
Clary poparzyła na niego z powagą.
 - Mama zniknęła - powiedziała ze smutkiem.
 Kuchnia była dosyć mała w odcieniu błękitu. Drewniane blaty dodawały jej uroku.
 - Rozumiem, gdzie Martina ?! - zapytał z przejęciem.
 - W instytucie - odpowiedziała.
 - Czyli już wiesz ? - spytał.
 - Tak - wyszeptała.
 - Jeśli będziecie czegoś potrzebować to walcie śmiało - uśmiechnął się.

Godzinę później pod domem Simona..

 - O cześć Clary, nagle uciekałaś stało się coś - zmartwił się chłopak.
 - Nie wszystko w porządku tylko jedziemy za miasto - skłamała jak kazał jej Luke.
 - I nie będzie mnie jakiś czas ale będę do ciebie pisać - uśmiechnęła się.

W tym samym czasie w instytucie..

 Martina trenował z Jace' m posługiwanie się lepszą bronią niż do tej pory. Było to przyjemnie ponieważ większość umiał i nie musiała się jakoś specjalnie męczyć.
Po treningu umówiła się z Hodge'm w bibliotece.
Kiedy do niej weszła zobaczyła, że on już za nią czeka.
 - Wiec o czym chciałaś ze mną porozmawiać - zapytał.
 - No cóż z tego co mi wiadomo to wyklęci nie znikają jak demony - stwierdziła.
 - Co masz namyśli - spojrzał na nią.
 - Jak już ci mówiłam w naszym domu był wyklęty i jak tylko przebiłam go sztyletem zniknął - powiedziała spokojnie.
 - Rozumiem, to zapewne demoniczna magia -  odpowiedział.
 - Ona jest zdecydowanie zbyt spostrzegawcza, byle nie rozgryzła naszego planu. Już nie długo panienko, będziesz we właściwym dla siebie miejscu i nauczysz się kim naprawdę jesteś i masz jeszcze oczy charakterystyczne dla tego rodu. Ojciec się ucieszy jak cię dostanie - pomyślał mężczyzna.
 - O czym pan myśli  - spytała wyrywając go z zadumy.
 - Jak dostarczymy kielich do Idrysu - skłamał.

Po powrocie Clary..

 - Clary po prostu włóż tam rękę i go wyjmij - mruknął Hodge.
 - Mam go, tylko jest zimny - odpowiedziała mu spokojnie.
Dziewczyna wyciągnęła zloty kielich i podała mężczyźnie,
W tym momencie do biblioteki wbiegł Alec z krzykiem
 - Znaleźliśmy siedzibę Valentine, a co za tym idzie waszą matkę, teraz tylko trzeba tam iść i go odbić - krzyknął chłopak.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na dziś koniec z rozdziałami i na kolejny musicie zostawić 4 komentarze i mam takie pytanie do was czy znacie inny wyraz niż czekam i jego różne odmiany xD
 
 

Rozdział 3 cz. 3

Martina obudziła się dosyć wcześnie dopiero zaczynało świtać. Zwykle nie budziła się tak szybko.
Brunetka wstała z łóżka i podeszła do okna. Delikatne poranne promienie słońca oświetlały powili szczyty nowojorskich wieżowców. Włożyła rękę do kieszeni w poszukiwaniu telefonu. Kiedy go już wyciągnęła wskazywał on godzinę 4 :30.
 - Super - bąknęła pod nosem.
Dziewczyna odeszła od łóżka i podeszła do łazienki i wzięła prysznic.  Ubrała się w swoje wczorajsze ciuchy. Na szczęście łazienka posiadała suszarkę, wysuszyła włosy i zaplotła je w warkocz na bok i poprawiła grzywkę.
Kiedy wyszła z łazienki spojrzał jeszcze raz na telefon który teraz pokazywał godzinę piątą.
Łowczyni usiadła na łóżku i założyła swoje buty po czym skierowała się do wyjścia z pokoju.
Miała nadzieje że ktoś wstał. Niestety korytarz był pusty i ciemny.
Po chwili stania przed pokojem usłyszała kroki, które kierowały się w jej stronę.
Na szczęście był to Hodge.
 - Czemu nie śpisz - zapytał troskliwie.
 - Nie mogę spać - odpowiedziała spokojnie.
Mężczyzna się uśmiechnął.
 - Martino mógł bym z tobą porozmawiać ? - spytał grzecznie.
 - Oczywiście - przytaknęła.
 - Przejdźmy do biblioteki, masz ochotę na herbatę ? - zapytał.
 - Tak dziękuję - uśmiechnęła się.
Kiedy weszliśmy do biblioteki Hodge poszedł zaparzyć herbatę, czarnooka mogła się bardziej przyjrzeć temu miejscu. W niektórych miejscach stały gabloty z bronią i różnymi artefaktami.
Były czyste bez skazy, ten kto tu sprząta musi wiedzieć co robi.
W dolnej części stała kanapa na której siedziała.
Po chwili wrócił mężczyzna z dwoma kubkami herbaty. Pachniała wręcz nieziemsko.
 - Dziękuje - odrzekła dziewczyna.
 - Nie ma sprawy - uśmiechnął się serdecznie.
Brunetka podniosła kubek i pociągnęła łyk herbaty.
 - Jest pyszna - zachwyciła się.
 - Moja ulubiona - odpowiedział.
Mężczyzna spojrzał na nią przenikliwie.
 - Wiem już kim jest twoja matka jednak możesz mi powiedzieć kim jest twój ojciec - zapytał.
 - Z tego co mi wiadomo nie żyje i był żołnierzem walczącym na jakieś wojnie. Nie wiem za dużo mama nie zbyt chciała o tym mówić wiec wolałam nie pytać - odpowiedziała.
 - Rozumiem - nie spuszczał z niej wzroku.
Dziewczyna pociągnęła kolejny łyk herbaty.
 - Twoja matka jest z kimś, znaczy czy jest sama czy ma jakiegoś męża - spytał ostrożnie.
 - Nie mama jest sama, ma tylko przyjaciela - stwierdziła.
 - No dobrze, mam pytanie czy mogłabyś później pokazać czego Cię nauczyła na tym szkoleniu przez matkę - spojrzał na nią przenikliwie.
 - Nie ma problemu ale wolałabym najpierw skoczyć do domu po jakieś ubrania - stwierdziła.
**************************************************************************
Kiedy Clary się obudziła i  obie dziewczyny poszły do domu się spakować.
Miały się przenieść do instytutu, do tego jeszcze Martina miała pokazać co potrafi zrobić jako nocna łowczyni. Dokładnie nie wiedziała, że trening mamy był nie kompletny, dzięki bogu chodziła na akrobatykę.
Kiedy weszły do domu Clary skierowała się w stronę swojego pokoju, po chwili słychać było krzyk.
 - Clary ! - krzyknęła brunetka i rzuciła się wiej stronę.
Zielonooka stała wpatrzona w wyklętego, cała się trzęsła.
Brunetka skoczyła na niego i próbowała wbić mu sztylet w serce.
 - Panienka Morgernstern - wyszeptał chrapliwie potwór, a zaraz potem zniknął gdy dziewczyna przebiła mu serce.
 Czarnooka wstała i otrzepała się.
 - Nic ci nie jest - zapytała troskliwie ruda.
 - Wszystko dobrze, a teraz wracajmy do pakowania się - uśmiechnęła się.
 - O co chodziło temu stworzeniu, wiem tyle, że ojciec nie umarł, ale nie kim jest. Zastanawia mnie to.
Dlaczego on mnie tak nazwał - zamyśliła się Martina.
Kiedy weszła do swojego pokoju zaczęła się pakować. W końcu mogła założyć jeden ze swoich strojów bojowych. Wyciągnęła swoją stelle z ukrycia. Wyjęła swoją torbę na laptopa i władowała tam swój mały przenośny komputer. Ładowarkę do niego i do telefonu. Kiedy już spakowała wszystkie ubrania i wszystko co jej było potrzebne, wyszła z pokoju i skierowała się w kierunku pokoju siostry.
 - Jak ci idzie ? - zapytała.
 - Dobrze już kończę - uśmiechnęła się.

Godzinę później...

 - Już jesteście - spytał wyskoki chłopak o czarnych włosach, obok niego stała dziewczyna podobna do niego
 - Tak - powiedziała Clary.
 - Jestem Alec, a to jest Izzy - uśmiechnął się.
 - Miło mi ja jestem Martina, a to jest Clary - odwzajemniła uśmiech.
 - Hodge prosi cię do biblioteki - wtrącił się Jace.
Dziewczyna przewróciła oczami i skierował się w stronę blondyna.
********************************************************************************
 - Więc jesteś gotowa na pokaz umiejętności ? - spytał mężczyzna.
 - Tak jasne - zgodziła się.

Po skończeniu demonstracji umiejętności..

- Dobra jest - stwierdził Jace.
 - Na prawdę dobra, chyba ma wrodzony talent - przytaknął mu Hodge.
 - Valentine może być zadowolony, przynajmniej jedno z dzieci ma po nim talent. Jonathan potrzebował treningu, Clary go potrzebuje. Jestem pewny, że będzie ją chciał mieć. Tylko problem jest taki, że ma za dobry charakter, ale wszystko da się zmienić jest jeszcze młoda.
Gdy tylko znajdą kielich, dopełni się plan - pomyślał Hodge.
 - Na prawdę dobrze Ci poszło - powiedział mężczyzna do dziewczyny.
 - Dziękuje - uśmiechnęła się.
 - Masz chyba wrodzony talent - stwierdził Jace.
Brunetka się zarumieniła.
 - Mam nadzieje, że pomożesz nam odnaleźć kielich anioła - zwrócił się do niej.
 - Tak, tylko było by łatwiej gdybym wiedziała jak wygląda - spojrzała na nich z rozbawieniem.
 - Racja - odpowiedzieli i starszy mężczyzna podszedł do gabloty i wyjął replikę i podał dziewczynie.
Martina dokładnie przyjrzała się kielichowi.
 - Gdzieś go już widziałam, tylko gdzie - zamyśliła się.
Po chwili dziewczyna przerwała panującą ciszę.
- Już wiem - stwierdziła.
- Gdzie - zapytał Hodge.
 - Mama narysowała karty tarota dla Madam Dorotei i na jednej z nich on był - oznajmiła.
 - No tak twoja matka ma pewną zdolność - stwierdził.
Nagle przerwał mu krzyk Clary.
Wszyscy zerwali się w jej stronę.
 - Co się stało ?! - zapytał Jace.
 - Ja..ja włożyłam kubek w tą kartkę - jąkała się.
 Martina i Hodge popatrzyli na siebie.
 - Wiec to o tym mówiłeś ? - spytała.
 - Tak - potwierdził.
- Musicie natychmiast jechać do tej kobiety i zabrać kielich - stwierdził.
- Pójdzie Jace, Alec , Izzy i Martina. Clary zostanie ze mną bo nie jest wyszkolona a z tego co wiem w waszym mieszkaniu był demon i wyklęty. Wole nie ryzykować - dopowiedział.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozdrawiam was serdecznie i przypominam 4komentarzr = rozdział.
Wiem, że za szybko lecę z fabułą ale musze dojść do pewnego momentu jak najszybciej bo będzie się działo :p

Liebster Blog Award #2

Dziękuje za nominacje Agnieszce i Agacie <3.

Pytania Agnieszki :

1. Od jak dawna czytasz ?

Cóż moje początki z czytaniem zaczęły się chyba 3 lata temu od Igrzysk Śmierci. Dzięki tej książce polubiłam czytanie i do tej pory kocham czytać.

2.Czy czytałaś Harrego Poterra i co sadzisz o ludziach. Którzy mówią, że to jest wbrew chrześcijaństwu?

Nie, nie czytałam tej książki bo nie jestem fanką H.P. i myślę, że ludzie którzy tak twierdzą nie znają się na fantastyce w książkach. Książka ta z tego co mi wiadomo nie nakłania do żadnych nie religijnych rzeczy. Wiec nie wiem do czego mogą się przyczepiać ci ludzie. W obecnym świecie panuje wolność wyznania, słowa i wyboru. Nasz los nie zależy od książek które czytamy czy innych ludzi tylko od nas samych, wiec czy ktoś czyta fantastykę czy nie, to nic nie zmienia.

3.Czy chciałabyś się znaleźć na miejscu bohatera książki, jak tak to którego i dlaczego??

Myślę, że tak. Na miejscu Clary, tylko ,że dokonała bym innych wyborów. :p

4.Jak wybieracie książkę do kupienia czym się kierujecie?

Opisem z tyłu i poleceniami innych :p

5.Fantastyka czy raczej obyczajówki?

Zdecydowanie fantastyka.

6. Próbowałaś kiedyś napisać własną książkę?

Tak, ale większość czasu na pisanie przeznaczam na bloga ;)

7. Łatwiej jest mówić o książkach czy raczej napisać coś o niej?

Dla mnie łatwiej mówić :)

8. W którym bohaterze książki najbardziej się zadurzyłaś??

Sebastian Morgernstern :3,,Dary Anioła" xD

9.Masz jakieś cechy bohatera z książki, której czytałaś?

Kurde tak bardziej mieszanka Katniss i Sebastiana :3

1O. Wolisz autorów czy autorki??

Autorki :3 Bo większość moich książek napisały kobiety ^^

11.Wolisz książki autorów z zagranicy czy raczej polskich autorów?

Zagranicznych, prawdę mówiąc to nie mam chyba żadnej polskiej książki  :p

Pytania Agaty:

1.Twój ulubiony film?

Nie oglądam za dużo filmów ale ostatnio wciągnęłam się w twórczość Marvel'a. Nie mam ulubionego.

2.Twoja ulubiona książka ?

Dary Anioła Miasto Zagubionych Dusz :3

3.Do jakiej postaci książkowej jesteś najbardziej podobna z charakteru ?

Wyżej pisałam w jednym z pytań Agnieszki :p

4. Film czy książka ?

Książka xD

5.Twoja ulubiona postać z DA i DM ?

D.A - Sebastian   D.M Magnus :3

6. Co ciebie zmotywowało do stworzenia bloga ?

To był nagły pomysł i tak się zaczęło ^..^

7.Ulubiona piosenka ?

Nie mam :p

8.Co lubisz robić w wolnym czasie ?

Czytać książki, grać w gry, siedzieć na fb i oglądać filmiki na YT

9.Ulubiony kolor ?

Czarny :3

Nominuje :

http://swimmerkiblog.blogspot.com/

http://wadazagency.blogspot.com/

http://diabelskie-maszyny-inna-historia.blogspot.fi/

Pytania:

1. Co lubisz robić w wolnym czasie?
2. Ulubiona książka ?
3. Jak długo lubisz spać?
4. Masz jakieś zwierzę ?
5. Ulubiony kolor ?
6. Ulubiona pora roku?
7. Co myślisz o ludziach którzy nękają psychicznie innych?
8. Co robisz jeśli ktoś siedzi sam gdy reszta się bawi ?
9. Co myślisz o ludziach nie śmiałych ?
10. Jak traktujesz ludzi którzy mogą być chorzy na coś i co robisz gdy źle się czują ( myślę o wadach serca, płuc itp. )?
11. Jak długo prowadzisz bloga ?

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 2 cz.3

Instytut był piękny wyglądał dostojnie i tak inaczej, nie jak wszystkie nowojorskie wieżowce. Było w nim coś unikatowego, wręcz pociągającego. Jego brama była pięknie zdobiona ornamentami przedstawiającymi runy. Jace prowadził Clary za ramie, była blada. Niestety zbyt dużo dla niej jak na jeden dzień, te informacje ją zmęczyły.
 - Położę Clary w jakimś pokoju, a co do ciebie Martino to chciałbym z tobą pogadać - oznajmił Jace.
 - Jasne - mruknęła.
Chłopak otworzył wielkie drzwi do budynku.  Śliczny wystrój budynku wydał jej się nieco obcy.
Subtelne światło dodawało uroku korytarzowi z dywanem w odcieniu krwi.  Ściany były chłodne, dębowe pasowały do wystroju.
 - Poczekaj chwile zaraz po ciebie przyjdę tylko podprowadzę ją Alec'owi żeby ją zaprowadził do sypialni, nigdzie się nie ruszaj - upomniał.
 - Właśnie popsułeś mój plan ucieczki - powiedziała z sarkazmem.
Blondyn się zaśmiał i zniknął z Clary na wielkich schodach.

Chwilę później...
 - Już jestem - powiedział złotooki.
 - Dobrze - odpowiedziała dziewczyna.
Chłopak spojrzał na nią badawczo.
 - Nie zamartwiaj się wszystko będzie dobrze, a teraz chodź ktoś chciał by cię poznać - uśmiechnął się.
 - Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze. No dobrze chodźmy - zgodziła się.
Po chwili oboje skierowali się w kierunku biblioteki. Blondyn nie odrywał wzroku od młodej nocnej łowczyni. 
 - To już tu - wyrwał dziewczynę z zadumy.
 - Okej -  powiedziała nie pewnie.
 - Mam tylko jedno pytanie - oznajmił.
 - Jakie ? - zapytała.
 - Rozumiem, że miałaś stresujący dzień ale nie rozumiem czemu się tak stresujesz, oświecisz mnie ?- zapytał.
Brunetka spojrzała mu w oczy.
 - Po prostu mam mentlik w głowie, mama zabroniła ufać innym nefilm niż ona - oznajmiła.
 - Nam możesz ufać - uśmiechnął się.
 - Dobrze, a tak zmieniając temat to jak długo masz zamiar stać ze mną pod drzwiami ? - spytała.
 - Już wchodzimy - zaśmiał się.
Kiedy łowca otworzył drzwi ukazała się wielka biblioteka. Czarnooka rozejrzała się po pomieszczeniu.
 - Hodge  przyprowadziłem kogoś kogo musisz poznać - krzyknął Jace.
 - Już ide - odpowiedział poważny męski głos.
Po schodach z górnej części biblioteki zszedł starszy mężczyzna. Miał podsiwiałe włosy, jego twarz miała zmęczony wyraz.
 - Jak się nazywa ta śliczna dziewczyna - uśmiechnął się ciepło.
 - Jestem Martina Fairchild - przedstawiła się.
 - Fairchild ? Czyli twoja matka to ... - nie dokończył.
 - Jocelin i ona zaginęła - dokończyła.
 - Jest tu jeszcze jej starsza siostra ale ona nie ma zielonego pojęcia o świecie cieni - stwierdził Jace.
 - Dziwne skoro jest starsza - zamyślił się mężczyzna.
 Brunetka się uśmiechnęła się.
 - Tylko, że po mnie było to bardzo widać i by się wydało - powiedziała spokojnie.
 - Rozumiem - zgodził się.
 - Mógł bym wiedzieć ile masz lat ? - zapytał.
 - Ja mam 13 i pół a siostra 16 dzisiaj skończyła - oznajmiła.
 - Mógł bym prosić o dokładną datę ale bez roku - spytał.
 - No nie wiem czy to ważne ale 15 Luty - odpowiedział.
Mężczyzna skinął głową.
 - Starczy na dzisiaj, Jace zaprowadź ją do wolnego pokoju by odpoczęła - oznajmił.
**********************************************************************
 - Witaj mój panie - powiedział.
 - Witaj, Hodge czy coś się stało - zapytał zmartwiony nieco Valentine.
 - Nic złego, tylko chciałem panu oznajmić, że ma pan jeszcze jedną córkę z Jocelin - wypowiedział te słowa z pewnością.
 - Wspaniale, ile ma lat i jak wygląda ? - zachwycił się czarnooki.
 - Nieco ponad 13 i ma pańskie oczy oraz jest brunetką.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle i pamiętajcie o komentarzach :3 4 komentarze = Rozdział

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 1 cz.3

Moje dzieciństwo z mamą było tak przyjemne. Wolne od treningów, demonów, bólu i musztry ojca.
Clary nie pamięta ojca, a Jocelin oczywiście wcisnęła nam, że on zginął na wojnie. Rutynowe odwiedziny u Magnusa na kasowanie pamięci. Z moją siostrą było łatwiej, niestety ja nie byłam  praktycznie odporna na zaklęcie co za tym idzie, odwiedzałam czarownika dosyć często. Słyszałam jak Luke dużo razy kłócił się z mamą o to by mi powiedziała, nie Clary. Mówił, że mam ogromny talent po ojcu i że się to wyda. Prawdę mówiąc miał racje, ponieważ bardzo ciągnęło mnie do sportu. Zbyt duże osiągi w różnych dziedzinach sportu. Szermierka, sztuki walki, sztafety pływackie i w bieganiu i ten ostatni incydent z uratowaniem dziecka przed samochodem.
Ojciec nie wie, że mama była w ciąży jak uciekła wiec może przymknie na to oko.
I jak się dowiedziałam mam dar słowa po ojcu, tak znowu Luke. Dobrze, bóg zabrał mi jakieś
wspomnienia o nim i potrafię być miła. dla niego.
Dopiero w piątej klasie ,,dowiedziałam się " kim jestem. Luke i mama mnie wytrenowali i podobno jestem bardzo zdolna. Tylko, że runy wyskakiwały mi jak grzyby po deszczu i no cóż mam ich o parę więcej niż mama. Dostałam własny sztylet do obrony mnie i Clary. Gdyby on ją znalazł (dalej powinnam myśleć, że ojciec nie żyje a mamę ścigają źli ludzie). Bardzo prawdzie...
Z tego co pamiętam to zbliża się spotkanie z tatą. Został tylko tydzień do 16 urodzin Clary i co za tym idzie przybycia taty.
******************************************************************************

Dzień 16 urodzin Clary...

 Martine wyrwał ze snu głos matki.
 - Wstawajcie dziewczyny, śniadanie - krzyknęła Jocelin.
Niechętnie wygramoliła się z pod kołdry. Brunetka ubrała swoje ulubione skórzane spodnie i luźną ekstrawagancką bluzkę na krótki rękaw i trampki w czarno-czerwoną kratkę.
Dziewczyna wyszła z pokoju w stronę kuchni.
 - Mamo przecież wiesz, że nie jem śniadań - mruknęła zaspana łowczyni.
 - Dzisiaj mogłabyś wyjątkowo zjeść razem zemną i siostrą - stwierdziła.
  - Dobrze zrobię wyjątek jeśli nie każesz mi jeść pomidora - oznajmiła.
  - Okey - zgodziła się.
  Po śniadaniu Clary dostała prezenty.
Od mamy kasę, Luke dał jej komplet jakiś super farb, a od siostry srebrną bransoletkę z jej imieniem.
*******************************************************************************
Pod wieczór Clary wyszła do klubu.
Martina wymyśliła wymówkę, że musi iść kupić mange. Cóż wolała nie natknąć się na ojca.
 Kiedy wyszła ze sklepu usłyszała dzwonek telefonu.
Odebrała i usłyszała przerażony głos matki.
 - Dziewczyny nie wracajcie do domu idzcie prosto do  Luke.
 - Mamo - krzyknęła łowczyni i usłyszała przerwane połączenie.
Martina biegła co sił w nogach do domu.
Szybko wbiegła do domu i usłyszała krzyk Clary.
Kiedy weszła do mieszkania widziała jak jej siostra ucieka przed demonem.
Wyjęła swój sztylet i rzuciła się na demona z krzykiem.
 - Zostaw ją  - wbiła w niego sztylet i demon momentalnie zniknął.
 - Nic ci nie jest Clary - spytała patrząc na siostrę.
 - Słyszałem krzyk - powiedział chłopak o blond włosach i złotych oczach.
Martina zmierzyła go wzrokiem.
 - Już zabiłam demona, a ty kim na anioła jesteś ? - spytała nie spuszczając z jego wzroku.
 - Jace Wayland, a ty ? - zapytał.
 - Martina Fray, Fairchild - stwierdziła.
 - Mama używała fałszywego nazwiska i nie wiem gdzie jest - dopowiedziała.
 - Rozumiem, zabiorę was do instytutu - stwierdził.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
 5 komentarzy i pisze kolejny. Nadszedł czas zmian, gdybym nic nie zrobiła było by nudno.
Napiszcie mi swoją opinie o tym rozdziale :3 Pozdrawiam <3

Prolog cz. 3

Kiedy Martina się obudziła, miała już dość. Przypięta była do łóżka łańcuchami.
Wiedziała już co chce zrobić.
 - Szybko się obudziłaś jak na tak mocne zaklęcie - stwierdził Raziel.
 - Jeśli myślisz, że zemną wygrasz to się mylisz - warknęła na niego.
 - Jak to nie ? Mogę teraz zrobić z tobą co chce - uśmiechnął się.
 Dziewczyna uśmiechnęła się z dumą.
 - Mylisz się - mruknęła.
Anioł pogładził ją po policzku.
 - Nie wydaje mi się - szepnął.
 - Mhm .. bo nie wiesz co potrafię - stwierdziła.
 Łowczyni poczuła się dziwnie i nagle zniknęła z przed oczu anioła.
*****************************************************************
 - Martino obudź się - usłyszała głos Lucyfera.
Dziewczyna podniosła się na rękach.
- Gdzie ja jestem - spytała wstając.
 - U mnie - powiedział głos Boga.
 - Czy ja coś znowu zrobiłam - zapytała niepewnie.
Szatan pomógł jej wstać.
 - Wezwaliśmy Cię tu bo szykuje się kolejna wojna - przeszedł do rzeczy stwórca.
 - Rozumiem - przytaknęła poprawiając grzywkę.
 - Nie może być wojny musisz znaleźć taką przyszłość bez niej - oznajmił.
 - Czyli znowu mam cofnąć czas ? - spytała.
 - Tak - odpowiedzieli razem.
 Martina się zamyśliła.
 - Już wiem, musicie tak pokierować życiem by Jocelin uciekła od Valentina dopiero po tym jak zaszła w kolejną ciąże, ale musicie mi usunąć wspomnienia. Tylko, pewną cześć i musimy być w telepatycznym kontakcie i oczywiście ukryć moje moce.
 --------------------------------------------------------------------------------------------------
Zaraz zabieram się do pisania 1 rozdziału 3 część mam nadzieje że prolog was zachęcił do zapoznanie się z nową historią.

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 32 cz. 2

 - Panienka Morgernstern - zapytał Gabriel.
 - Tak, we własnej osobie - mruknęła.
Mężczyzna spojrzał na nią badawczo.
Stali na ruchliwej ulicy Nowego Yorku, był to późny wieczór, gwiazdy świeci subtelnie otaczając wieżowce. Z daleka było widać East River, w niej odbijały się światła subtelne światła bulwaru przy niej zbudowanego. Z chwili na chwile ruch coraz bardziej malał, co dawało jawny dowód na późną porę.
Anioł był rudy ubrany w nieskazitelny biały garnitur z czarnym krawatem, miał białe lakierki.
Martina natomiast była ubrana w czarną wytworną suknię do kolan, jak by szła na jakieś przyjęcie.
Była ona czymś w rodzaju gorsetu z pięknym odstającym dołem. Na nogach miała niskie czarne szpilki.
 - Mam nadzieję, że ubrałaś się tak dla panicza Caine na pewno się ucieszy - oznajmił zadowolony archanioł.
 - No cóż pomarzyć to on sobie może - powiedział dziewczyna z szatańskim uśmieszkiem.
 - Jesteś bezczelna młoda damo - stwierdził Gabriel.
 - A ty gadasz jak idiota i co ?- odburknęła.
Anioł przewrócił oczami.
 - Więc z tobą nie da się po dobroci - zapytał.
 - Co próbujesz przez to powiedzieć piesku Raziela - spytała.
 - Nie pójdziesz ze mną po dobroci - stwierdził.
 - No o tym to sobie możesz pomarzyć - mruknęła i poszła przed siebie.
Archanioł nie wiedział co ma robić, nigdy żadna osoba którą łapał nie protestowała.
Ona musiała wiedzieć kim on jest, ale jak ona to potraktowała i jeszcze perfidnie odeszła.
Zabawne jak dzisiejsza młodzież jest bezczelna, a szczególnie ta mała wredna nocna łowczyni.
Co ona sobie wyobraża kpiąc z tak dostojnego anioła jak on. Poczucie taktu musiało już dawno u niej zaginąć. Bynajmniej nie było widoczne, to nie było u dane pierwsze wrażenie i anioł doskonale wiedziała, że to nie będzie takie proste jak mu się to wydawało. Zwarzywszy na te okoliczności musiał się wycofać i opracować nowy perfekcyjny plan. Tylko jak złapać kogoś tak przebiegłego jak ona. Caine ją chce więc musi ją dostać za wszelką cenę.
**************************************************************************
 - Wzywała mnie pani - spytała grzecznie Martina.
 - Naturalnie - odpowiedziała Królowa jasnego dworu.
 - Jak się miewa twój brat panienko - zapytała grzecznie.
 - Bardzo dobrze dziękuję za troskę - uśmiechnęła się ciepło.
Sala była cała w złocie, czerni i czerwieni. Sala ta często się zmienia i zmieniać będzie.
 - Czy twój ojciec zgodzi się go przyprowadzić na nasz urokliwy dwór  - zapytała kobieta.
******************************************************************************
Martina była padnięta po tak ciężkim dniu, wzięła szybki prysznic i od razu skierowała się w stronę łóżka. W pokoju było ciemno, subtelne światło księżyca wpadało przez otwarte okno. Miłe chłodne powietrze powili wypełniało pokój. Dziewczyna zsunęła gumkę z włosów i rozplotła warkocza by pozwolić jej brązowym włosom opaść aż do tali. Dziewczyna poprawiła swój strój bojowy do spania. Zawsze go nosiła i nie raz uratowało jej to życie. Łowczyni wślizgnęła się pod kołdrę. Ledwo położyła głowę na poduszce już zasnęła.

Martina nie wiedziała czy to sen czy to wszystko dzieje się naprawdę.
Słyszała ten cholerny znajomy głos nie tylko tego całego Gabriela, ale również Caina i Raziela.
Widziała tyko ciemność.
 - Jesteś moja - mówił głos powtarzając w kółko i w kółko to samo w równych odstępach czasu.
To był na pewno głos Caine.
 - Nasza - dopowiadał czasem głos Raziela i ten chory śmiech archanioła.
Dziewczyna miała ochotę krzyczeć, ale nie mogła. Ta monotonia ją dobijała.
Czuła się jak by coś związało ją jakimś mocnym sznurem z którego nie mogła zerwać.
Nie wiedziała ile czasu w tym szaleństwie minęło zanim usłyszała ciszę którą po chwili przerwał głos Caine.
 - Już niedługo będziesz tylko moja i nic tego nie zmieni, na zawsze razem, skarbeńku  - powiedział.

Martina obudziła się z krzykiem. Jej oddech był przyspieszony.
Valentine nagle wpadł do pokoju z pytaniem co się stało. Dziewczyna opowiedziała mu o wszystkim.
On jednak tylko ją objął.
*******************************************************************
 - Co się stało wczoraj w nocy, Martina krzyczała - powiedziała troskliwie Jocelin.
 - Cóż, anioły znowu torturują ją koszmarami - stwierdził ze smutkiem.
Wszyscy siedzieli przy stole. Który był nakryty na obfite śniadanie.
 - A właściwie nie wołasz jej na śniadanie - zapytała Clary.
 - Ona i śniadanie - zachichotał Jonathan.
 - Co chcesz przez to powiedzieć - zapytała ruda nastolatka.
Dziewczyna spojrzała na niego badawczo.
 - Ona wprost nienawidzi śniadań - mruknął z zadowoleniem.
 - Tak, ale za to uwielbia wstawać w okolicach dwunastej - dopowiedział rozbawiony Valentine.
 -  Miała ciężką noc dziś nie mam zamiaru jej budzić - stwierdził zmieniając temat mężczyzna.
Jonathan spojrzał na niego z żalem.
 - Czyli jej popuścisz trening a ja i Clary będziemy musieli się zmęczyć - zapytaj smutno.
 - Tak - uśmiechnął się dumnie Valentine.
Nagle dało się słyszeć krzątanie się po górze domu.
 - Cholera, cholera - powtarzała w kółko.
 Po chwili zbiegła na dół w stroju bojowym i z magicznym plecakiem.
 - Co się stało - powiedział poważnie Valentine.
 - Anioły mnie znalazły muszę stąd wiać - mruknęła układając zakładając pas z bronią Martina.
 - Ale jak ? - zdziwił się.
 - Sama nie wiem ale wiem, że nie mogę tu zostać, będę się ukrywać - dopowiedziała.
 - A teraz wybaczcie ale muszę się ewakuować z Idrysu nie martwicie się o mnie- oznajmiła i zniknęła.
*******************************************************************************
Dwa tygodnie później...

Martina spała w jakimś pierwszym lepszym hotelu.

 - Martino - usłyszała w swojej głowie znajomy głos.
 - Czego chcesz Caine - burknęła.
- Mamy dla ciebie niespodziankę Koteczku - powiedział czule.
 - Wiem, że będę tego żałować, ale jaką ? -spytała.
 - Mamy Dereka i on nam powie gdzie jesteś - odpowiedział z dumą.
 - Że co ale on nawet nie wie gdzie ja jestem - krzyknęła w myślach.
 - No cóż to cierpi na marne - powiedział i zniknął głos w jej głowie.

Kiedy się ubrała się szybko i wyszła z hotelu. Zastanawiała się co ma teraz zrobić.
Właściwie to czeka ja chyba wizyta w niebie i teraz pytanie czy on coś wie, nawet jeśli to nic nie powie.  Niebo jest gorsze od piekła a jej nie jest ono pisane.
****************************************************************************
 - Wy po prostu chcieliście bym tu przyszła - warknęła Martina.
 - Tak skarbie - powiedział Caine który nagle pojawił się za nią i ją objął.
 - Mówiłem, że to zadziała - stwierdził Gabriel.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem.
 - Już nie żyjesz - krzyknęła i mimo szybkiej reakcji Caina rzuciła sztylet który przebił serce anioła.
 - Morgernstern - warknął na nią zwijający się z bólu anioł.
 - We własnej osobie - powiedziała z dumą.
Raziel podszedł do niej i odpiął jej pas z bronią.
 - Zostaw to moje - szarpała się Caine'wi.
 Archanioł rzucił go jednemu ze swoich sług i nakazał mu go zabrać.
 - Jesteś moja - mruknął z dumą blondyn.
 - Przestań bo się zrzygam - mruknęła.
Chłopak pocałował ją mimo jej usilnych starań wyrwania się.
 - Wypuście stąd tego demona, a tobie skarbie życzę miłego snu - powiedział.
 - Co ty chcesz - nie zdążyła powiedzieć bo upadła bezwładnie prosto w jego ramiona.

                                                        Koniec części drugiej
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Więc to by było na tyle. Brak rozdziału był przez pewną osobę, ale teraz jest.
Wiec na kolejna część wymagam 7 komentarzy.
7komentarzy = Rozdział !!