Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 4 cz.4

Kolejny rok upłynął pod znakiem tortur bólu i krwi, jedyną osobą dzięki której nie oszalała był syn Raziela Caine. Czasem przychodzi do niej by ją odwiedzić i pocieszyć . Z każdy dniem ból był większy, a jej nienawiść do anioła coraz większa.
Pewnego dnia wiedziała, że dłużej nie wytrzyma...

 Martina dotknęła wisiorka na swojej szyi. Był przyjemnie zimny.
 - William - wypowiedziała jego imię cicho.
Po chwili przed kratą pojawił się kłąb dymu. Z każdym momentem przybierał coraz bardziej ludzki kształt, aż w końcu ukazał jej się znajomy chłopak.
 - Witaj, więc podjęłaś już decyzje ? - spytał dla upewnienia się.
 - Tak, zabierz mnie z tond - jęknęła cicho.
  - Daj rękę na to zawrzemy pakt na zawładnięcie moim światem potem będziesz już wolna. Wspomnienia osób które cię tu znały zniknął. Tylko twój brat będzie cię pamiętał - oznajmił.
 - Oczywiście - wyciągnęła do niego rękę.
Kiedy ich dłonie się dotknęły cała cela rozbłysła fioletem, jej moce magiczne powróciła. Odzyskała utraconą siłę. Na jej dłoni pojawił się pentagram, chłopak wyciągnął ją z celi.  Następnie jej poszarpane białe ubranie zmieniło się w fioletową wytworną sukienkę, na jej bosych stopach pojawiły się buty na wysokim obcasie w tym samym kolorze.
 Wszystkie jej rany zniknęły, jej włosy ułożyły się pierwszy raz od około roku.
Pod nimi pojawił się fioletowy pentagram i oboje zniknęli w nim niczym subtelna fioletowa mgła.

Podbicie świata dla Will'a zajęło około dwóch tygodni. W czasie jej nie wili i podboju potoczyła się dobrze nam znana historia z książki.  Sebastian umarł podzielając los ojca. Wszyscy po za nim pamiętają tą historie jak z książki po za nim jednym.  Nikt nie pamięta, że wielki ród Morgernsternów miał jeszcze jedną osobę.  Clave jest przekonanie, że wytłukli ten ród raz na zawsze, lecz racji nie mają.  Raziel zapomniał o jej zdolnościach i skupił się na Annie. Która stała się podła, brudna biała moc. Kiedy Martina wróciła pokonała ją zabierając jej moc i muc dzięki temu w miarę zrozumieć i opanować jej ciemną moc. Niestety im więcej mocy tym trudniej więc musiała się doszkolić w tej kwestii. W tym celu ukryła siew świecie przyziemnych jak nie gdyś jej matka. Lecz ta sielanka nie mogła trwać wiecznie gdyż w Nowym Yorku napotkała Clary i uwięzionego w nowej pułapce Simon' a i Jace.

Clary mocowała się z parzącą demoniczną ścianą. Oczywiście nikt z nich nie wiedział, że to demoniczne szkło.
Martina nie mogła powstrzymać śmiechu kiedy zielonooka odskakiwała z bólu i brała palec do buzi.
  - Ty nas widzisz ?! - zdziwiła się ruda.
 - Ależ oczywiście, jesteś naprawdę śmieszna kiedy mocujesz się z demoniczna pułapką - oznajmiła rozbawiona.
 - Bo ty niby potrafisz ją otworzyć, a po za tym to czemu nas widzisz - mruknęła.
 - Oczywiście i bo jestem samym co ty - przewróciła oczami i podeszła do pułapki.
Jednym ruchem palca nakreśliła jakiś symbol,  ścianki rozpadły się w drobny mak.
 - Ciebie to nie parzy i jak to zrobiłaś ? - zdziwiła się.
 - Cóż parzy, ale trzeba to wytrzymać i nakreślić tamten symbol by to otworzyć. Zabawne, że demony musiały być w Europie, cóż tamte mają ciekawe pomysły - zaśmiała się.
 - Clave szuka nocnych łowców którzy przetrwali, zgłosiłaś się ? - zapytała.
 - Nie, ja nie popieram Clave więc nie będę im nic zgłaszać to raczej dosyć oczywiste - mruknęła.
 - Jesteś z kręgu - zapytał odzywając się w końcu Jace.
 - Nie, nie jestem. Po prostu myślę, że ich poglądy to istna herezja - stwierdziła.
 Blondyn spojrzał na nią zaskoczony.
 - Nawet po wybiciu całej zakały nocnych łowców czyli Morgernsternów - zaskoczył się.
 - Sebastian nie żyje - zdziwiła się.
 - Tak, Clary go zabiła - oznajmił.
  - Więc to jest Clary.. Dzięki Jace - pomyślała.
 Brunetka zaczęła się śmiać.
 - Co cię tak bawi ? - zapytał zirytowany Jace.
 - To jak bardzo głupie to było, wy wiecie, że szatan nosi nazwisko Morgernstern ? Serio myślicie, że on go nie wskrzesi ?  Myślicie nie racjonalnie, z resztą pogorszyliście tylko sytuacje, ale to nie moja sprawa - uśmiechnęła się.
  - Musimy cię zabrać do instytutu bo gadasz jak osoba chora na demoniczną ospę - mruknął złotooki.
 - Jak tam sobie chcesz, cóż tylko marnujesz czas - burknęła.
Dziewczyna dość niechętnie poszła z nimi, cóż nie miała nic do stracenia, nawet jeśli Clave jakimś cholernym cudem postanowi ją ściągnąć do Idrysu i zresocjalizować to i tak nie ma ambitniejszych planów. Przecież i tak czeka na ożywienie Sebastiana, wiedziała jaka będzie z tego brutalna wojna,
chociaż ona zamierza się w to nie mieszać bo niby po co i dlaczego.

Instytut był taki jak go zapamiętała, teraz zarządzała nim jakaś kobieta.
Od razu zaczęła u niej szukać wszelkiego rodzaju objawów chorób nocnych łowców.
Po jakimś czasie stwierdziła, że brunetka jest zdrowa jak rydz.
Niestety stwierdziła, że musi poinformować Clave, że jest taka pewna osoba nie zgłoszona do rejestru i w dodatku bez nazwiska. Zaskakujące jak dobrze ojciec nauczył ja kłamać.
Dlaczego nie słuchała go kiedy mówił, że to się przyda. Chociaż tak czy tak musiała się tego nauczyć. 
Zapewne wiadomo co mogło stwierdzić Clave ,, Do Alicante z nią do szkoły nocnych łowców".
W sumie to jest za dobrze nauczona na takie pierdoły jak szkoła.
Córka Valentine w szkole, dla grzecznych nefilm. To musi być śmieszne.
Z tego co udało się jej usłyszeć wywnioskowała, że Clave stara się wytropić i zabić wszystkich Morgernsternów. Podobno sprawdzają możliwość bycia jeszcze jakiś w ukryciu, ale Martina dobrze wiedziała, że jest jedyna.

Do Idrysu miał ja zabrać Magnus i Luke. Już gorszego idioty wybrać nie mogli. Byle żeby zauważył jej dość dużego podobieństwa do ojca i matki. Mogła się tylko modlić o to by Jocelin nie przypomniała sobie, że ma jeszcze jedną córkę.
Portal był wielki i niebieski, jego błękit konkurował z niebem. 
 - Kogoś mi przypominasz - zamyślił Luke.
 - Zwykły prosty przypadek - stwierdziła ucinając ten temat.
 - Gdyby ród Morgernstern nie wyginął, patrząc na twoje oczy można by było stwierdzić, że jesteś jedną z nich - stwierdził.
 - Cóż może nie wiem kim jestem, ale taka błahostka jak kolor oczu nie ma w tym znaczenia nie uważasz ? - zapytała.
 - Może i masz racje, ale ten kolor jest dość rzadki u nefilm - mruknął.
 - Nie wiem czemu go mam, ale to tylko zwykły kolor jak każdy inny - ucięła.
 Wilkołak spojrzał na nią i kiwnął głową.
Oboje weszli do portalu i zniknęli w nim.
Po czym poszli do Sali Anioła.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

UWAGA!!!

Cóż nie będę ukrywać, że prawdopodobnie zakończę 4 częścią historie Martiny chociaż to zależy od was, napiszcie w komentarzach czy wolicie żebym ją kontynuowała czy zakończyła.  Tym czasem zapraszam na mojego 2 bloga :3 Na pewno się wam spodoba ! http://sekretanabell.blogspot.com/

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 3 cz.4

Kiedy się obudziła zewsząd otaczały ją kraty i kamień. To była najwyraźniej ciemna i zimna cela.
Jej ciało cierpiało w parodii agonii. Delikatne światło pozwalało jej jedynie zobaczyć swoje ciało.
Była cała we krwi, jednak to nie była jej krew. Malutkie kropelki wyglądały tak jak by ktoś ją ochlapał ową metaliczna cieczą. Miała na sobie nie dawno białą sukienkę, która teraz była co najmniej białoczerwona. Do kostki miała przyczepiony długi i zimny łańcuch. Był on z anielskiego srebra. Palił jej skórę kiedy tylko próbowała go szarpnąć i oswobodzić się z okrutnych więzów.
Każdy minimetr jej ciała miał gęsią skórkę. Trzęsła się z zimna.  Tylko, że starała się to ignorować, lecz na próżno.  Czuła się podle.  Usłyszała donośne kroki więc położyła się na ziemi i się skuliła z zimna. Była słaba, jej psychika próbowała ją zabić.
 - Krew, ojciec, Jonathan, ból, śmierć, strata, agonia, wrzask, ciemność, chłód, łuk, anioły, zło, Raziel, cierpienie, czerń, jęk - słyszała w swojej głowie.
 - Martino, masz już dosyć - spytał rozbawiony anioł.
Jak ona znała ten głos pozornie ciepły.
 - Moja odpowiedz nigdy się nie zmieni zrozum to w końcu - warknęła cicho, jej moc nie działała.
 - Dobrze, więc zabrać ją - krzyknął.
Kraty się otworzyły a do celi weszły dwa anioły, najprawdopodobniej mężczyźni.
Odczepili od jej nogi łańcuch, nie miała siły walczyć. Ledwo mogą się ruszać.
Kierowali się do jakiejś małej sali, jak się po chwili okazało, to była sala tortur.
 - Jesteś chory - jęknęła.
 - Może zmieniłaś zdanie - spytał uśmiechając się.
 - Chce się zgodzić, nie mogę się zgodzić, chce, ale nie mogę, musze, ale nie mogę, nie chce bólu, ale muszę go wytrzymać. Wariuje !! - pomyślała.
 - Nnnie mmmogę muszę wytrzymać - skowytała, w jej oczach pojawiły się łzy.
 - Ach, no tak twój ojciec, olej go i dołącz do mnie, nie będziesz cierpieć - oznajmił.
 - Muszę, nie mogę go zdradzić - jęknęła.
 - Wiec zacznijmy - stwierdził.
 - Nie błagam, nie rób mi tego, proszę zlituj się - płakała.
 - Więc zgódź mi się służyć - powiedział ujmując jej twarz.
 - Dlaczego tak mnie chcesz, przecież jestem słaba i ci nie zagrażam, błagam  wypuść mnie stąd - prosiła.
 - Potrzebuje cię Martino - mruknął.
 - Mogę oddać tą moc komu tylko zechcesz, ale błagam zostaw mnie - jęczała.
 - Nie mogę - powiedziała głaszcząc ją po policzku.
 - Z-z-zga.. nie nie mogę - wrzasnęła.
Poczuła tylko jak mężczyźni przypinają ją do ściany kajdankami.
 - Pamiętaj, że wystarczą dwa słowa ,,zgadzam się"  i skończymy - oznajmił a ona poczuła przeszywający ją na wskroś ból.
Czuła na swojej skórze bicz. Z każdym jego uderzeniem jej jęki się nasilały, krew lała się z niej delikatnymi strumyczkami spływając na kamienną podłogę.  O dziwo bicz nie dotykał jej twarzy.
Jak się domyślała Raziel chcę ją widzieć.
 - Przestańcie, to boli - krzyczała przerywając ciszę po między uderzeniami.
 - To nie te słowa, mała - uśmiechał się Raziel.
Czuła, że agonia ma z niej niezły ubaw. Rany piekły ją nie miłosiernie.
Nagle anioł przestał. Raziel podszedł do niej i wziął w ręce naszyjnik od Willa.
 - Całkiem ładny, twarda jesteś ale miękniesz - szepnął całując ja w szyję.
Dziewczyna poczuła wielkie obrzydzenie.
 - Jeszcze będziesz moja, ewentualnie mojego syna Martino, ale zawsze będziesz należała do Nieba - powiedział.
Po chwili od nowa zaczął się ten sam tylko gorsy ból, teraz połączeniem obu anielskiego i demonicznego bicza. Dziwne jak im się to udało.
Ale to było dużo gorsze niż każdy ból jaki kiedykolwiek odczuwała.
 Wiła się krzycząc z bólu, jednak anioła to nie ruszało.
Stał i patrzył z tym swoim wesołym uśmieszkiem, a ona czuła, że z każdym kolejnym uderzeniem zbliża się do utraty przytomności.
Nagle usłyszała głos.
 - Stop, bo ona na m tu zejdzie - mruknął Raziel.
 - Zanieście ją do celi - wydał im rozkaz.
Kiedy ją odpięli upadła bez silnie na kamienną podłogę, zdzierając sobie skórkę z kolan.
Leżała we własnej krwi dopóki mężczyźni jej nie podnieśli i nie wrzucili z powrotem do celi.
Do jej nogi znowu przypięto długi łańcuch.
Po jakiś czasie padła wycieńczona z bólu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle mam nadzieję, że się wam podobało :3 Pozdrawiam i czekam na komentarze :D

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 2 cz.4

- Musze dać radę musze ! Ale nie mogę - pomyślała i znów zaniosła się od płaczu.
Łkała cicho. Jej ciało przepełniał ból, jej największą słabością była wrażliwość.
 - Czemu ja, zawsze ja, wszystko ja, znowu ja. Cholerny anioł. Muszę walczyć..
Nie chce nikogo skrzywdzić.. - pomyślała.
Dziewczyna otarła łzy i wstała. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie były drzewa, była sama. Zrobiło się cieplej, nie wskazywało to niczego dobrego. Zaczęła biec przed siebie, tylko to mogła teraz zrobić. Przyspieszyła kroku, biegła co sił w nogach. Nagle się zatrzymała.
 - Kim jesteś - szepnęła.
 - Wyczułaś mnie ? Zaskakujące, jestem William, jestem potężnym demonem - oznajmił spokojnie.
 - Wiec czego ode mnie chcesz, jestem Nefilim. Powinnam cię zabić - stwierdziła.
 - Od ciebie ? Jeszcze niczego... Powinnaś ? Czyli tego nie zrobisz ? - zdziwił się.
Jego zadymione ciało opadło na ziemie z lekkością niczym piórko.
 - Jaki bym miała w tym interes ? Co to zmieni ? Zupełnie nic Wiliamie. Wielkie nic.. - mruknęła.
Demon przybrał postać człowieka, był on złotowłosym chłopakiem w podobnym do niej wieku. Miał śliczne szmaragdowe oczy. Jego skóra była delikatnie różowa. Ubrany był jak przyziemny. Ładne przylegające do nogi jeansy, prostą bluzkę i czarną skórzana kurtkę.
 - Wyczuwam od ciebie demoniczną energie, czyżbyś była eksperymentem Valentine ? - zapytał.
 - Nie.. Jestem efektem przepowiedni.. - powiedziała niechętnie.
 - A więc jesteś tak potężna - zachwycił się podchodząc bliżej dziewczyny i ujmując pasemko włosów dziewczyny. Było gładkie i błyszczące.
 - Piękny odcień brązu - oznajmił przeciągając pasmo jej włosów między palcami.
 - Dzięki - uśmiechnęła się.
 Demony zawsze były otwarte i zawsze pokazywały czego chcą. Nigdy nic nie ukrywały, dlatego można było je jasno odczytać.
 - Jesteś potomkinią samego Lucyfera Morgernsterna - jego ręka spoczęła na policzku zdziwionej dziewczyny.
 - To aż tak widać - spuściła lekko głowę.
 - Nie, ale każdy demon wyczuje krew swego pana - podniósł jej lekko głowę.
 - Czyli płynie we mnie jego krew ? - zdziwiła się.
Przecież to było tyle pokoleń jak ona mogła być z nim tak blisko spokrewniona by demon to wyczuł.
 - Tak, nie znam jeszcze twojego imienia - stwierdził mierząc wzrokiem każdy minimetr jej twarzy.
 - Mam na imię Martina - szepnęła.
 - Martina, rzadkie imię. Wyglądasz na zmartwioną i w dodatku jesteś w środku lasu z demonem, coś ci się stało - zapytał.
 - Uciekam przed Razielem - odpowiedziała mu.
 - Jak widać niegrzeczna z ciebie dziewczynka, masz w sobie mrok, który kontrolujesz, jednak kontrole można łatwo stracić  - powiedział i przekręcił ją tak, że jej plecy przyległy do jego klatki piersiowej.
 Powoli założył jej naszyjnik z pentagramem.
 - Zawsze będziesz mogła mnie wezwać, nie zdejmuj go - powiedział szybko.
- Coś się stało ? - zaniepokoiła się.
 - Idą po ciebie mała, dasz radę wypowiedz moje imię trzymając go w ręku a razem podbijemy świat, uratuje cię z każdego zamknięcia - powiedział i pocałował ją w czoło i zniknął.
Po chwili usłyszała szelest liści i łamane patyki.
 Schowała się za drzewem.
 - Martina chodź do nas my chcemy ci tylko pomóc - usłyszała głos mężczyzny, chyba Luke ale nie była pewna tata rzadko brał ją na takie ,,rozmowy".
 - Ta a gruszki rosną na wierzbie.. Co ja bym dała za buteleczkę gazu pieprzowego i tak mu po oczach.. Nie to zbyt piękne by było - pomyślała.
 - No choć naprawdę chcemy ci pomóc - krzyczał.
 - Jestem Luke, przyjaciel twojej matki. Ona się o ciebie martwi, nie dasz rady sama w lesie.
- O ile się założysz - pomyślała.
 - Wiem, że twój ojciec mi nie ufał, ale twoja matka i siostra tak. Chcemy twojego dobra - krzyczał.
Z sekundy na sekundę był coraz bliżej.
 - A ja twojej śmierci, muszę to dobrze rozegrać, już wiem nie mogę się pozbierać po śmierci ojca, to dobry pomysł co nie ? - pomyślała.
Dziewczyna schowała głowę w kolanach i zaczęła płakać, nie musiał długo szukać powodu, śmierć ojca była wystarczająca.
 Po chwili wiedziała, że on stoi i się na nią patrzy
 - Martina - zaczął.
 - Zostaw mnie - jęknęła przez łzy.
 - Chodź ze mną, pomożemy ci, nie jesteś w Kręgu wiemy to, a nad twoją mocą jak widać w miarę panujesz - powiedział próbując ją przekonać.
 - Nie chce mieć nic z wami wspólnego, jesteście okrutni - wyłkała.
 - Nie rozumiem czemu tak mówisz - zdziwił się.
 - Nie pamiętasz swojego pierwszego krwawego księżyca ?! Kto błagał cię o litość, a kogo zabiłeś bez krzty empatii, 6 letniego chłopca i tylko dlatego, że jego rodzice byli w kręgu - wypomniała mu.
 - Skąd to wiesz - zaniepokoił się.
 - Bo tam byłam, to był mój przyjaciel, sparaliżował mnie strach miałam tylko pięć lat - łkała.
 - To był wypadek - próbował się tłumaczyć.
  - Nie wierze ci - syknęła.
 - Chciałem po dobroci - zirytował się i posypał ja jakimś usypiającym proszkiem.

Kiedy się obudziła nie była już w lesie, tylko w Sali Anioła..
Tylko ze sprytu nie otworzyła oczu bo mogła się czegoś dowiedzieć.
 - Wiecie, że ona nie długo się obudzi, m
oże i jest Morgernsternem, ale jest wrażliwa, płakała za ojcem - stwierdził.
 Czuła, że ktoś ją gładzi po głowie.
 - Ona wygląda tak niewinnie. Nie może być zła, przecież nawet nie udzielała się tak jak Jonathan - oznajmiła Jocelin.
 - Masz racje ona nic nie zrobiła. Ona tylko była wychowana przez ojca.
 - A czarna moc - powiedział mężczyzna z niskim głosem.
 - Panuje nad nią, Clary to widziała - stwierdził Luke.
 - To dalej córka Valentine - mruknęła jakaś kobieta.
- Clary też i co ? - spytała Jocelin.
 - Masz racje to nie robi nam różnicy.
W tym momencie postanowiła się obudzić.
 - Co się stało - spytała zaspana.
 - Jesteś bezpieczna - przytuliła ją Jocelin.
 Brunetka się zakłopotała.
Nie wiedziała co ma zrobić.
Nagle do dali wszedł Raziel. Dziewczyna gwałtownie się poderwał i cofnęła.
 - Nie bój się Martino ja ci pomogę - oznajmił.
 I znów ta ręka z magii objęła ją i przyciągnęła do Raziela.
Dziewczyna zamknęła oczy, nie chciała na niego patrzeć.
 - Spójrz na mnie - rozkazał.
 - Nie chce - jęknęła.
 - Niby czemu, czyżbyś się mnie bała ? - zapytał.
 - Nie po prostu nie, nie chce - jęknęła.
 - Czemu nie chcesz ulegnąć ? Trwasz w swoim mniemaniu, nie rozumiem tego - stwierdził anioł.
 - Nie ulegnę ci, zabiłeś mojego ojca, udowadniasz że anioły nie mają serca. Jesteś tego żywym przykładem. Zabawne jak wierzysz w siebie, nie możesz zrozumieć, że wszystkiego nigdy nie będziesz miał wszystkiego, nikt nie może mieć, rozumiesz ? Życie nie jest bajką i nigdy nie będzie - odpowiedziała.
 - A więc o to ci chodzi, jesteś na mnie o to zła, masz prawo, ale zadziwia mnie twój brak zaufania do mnie i do Clave. Boisz się, wszyscy zapomnieli o tym, że dalej jesteś dzieckiem, a ja odebrałem ci ojca. Została ci matka, której nie znasz - podsumował.
Martina otworzyła oczy.
 - Masz racje Razielu, ale nie chce pomocy - oznajmiła.
 - Jak widać z tobą trzeba na siłę, znam twoją rodzinę ale takiej osoby jak ty jeszcze w niej nie było - mruknął.
Po chwili oboje zniknęli w chmurze białego dymu.

Martina obudziła się w małym ciasnym pokoju, leżała związana na łóżku. Pokój był biały. Odcień siwy był jedynie dodatkiem przytłaczająco białego wnętrza. Szary dywan był rozłożony na praktycznie całej podłodze. Łóżko było dość wygodne, kołdra była ciepła. Na drugim końcu stała wielka szafa z brzozowego drewna. Obrazy na ścianach były cudowne.
Brunetka próbowała wstać z łóżka jednak liny jej to utrudniały.
Skupiła się ma swojej ,,feniksiej" mocy, lina zaczęła się palić więc mogła się uwolnić.
Kiedy już mogła wstać. Powili podeszła do drzwi. Uchyliła je delikatnie, korytarz był pusty, wychyliła głowę by spojrzeć w drugą stronę, ona również była pusta. Skręciła w lewo.
Korytarz był czarnobiały dywan był cudowny, biały z czarnymi elementami. Z dębową podłogą grał idealnie. Wszystko tu było prowadzone w perfekcyjnym porządku. Na szafkach nie było nawet ździebka kurzy, widać było, że ludzie tu pracujący znają się na tym i szanują swój zawód. '
Zastanawiało ją kto tak o to dba. Delikatne czarne lampy z białymi wzorkami, dawały subtelne światło. Jasne dębowe drzwi były obramowane ciemnymi futrynami.
Szła powoli uważając na każdy krok, jak by od tego co najmniej zależało jej życie.
Co chwile rozglądała się w poszukiwania kogokolwiek.
Nawet Raziel. Wiedziała, że jest w niebie bo czarna energia więc paliła jej skórę.
Nie czuła się najlepiej w tak anielskim miejscu.
Obrazy na ścianach przedstawiały różne wydarzenia, nie tylko z Ziemi, ale również z dziejów nieba i piekła. Jeden pokazywał nawet bunt pierwszych aniołów które zostały demonami i stworzyły tamte światy. Widziała na nim Lilith tylko trochę młodszą i jako anioła. Ładnie wyglądała w anielskiej bieli. Gdyby nie znała tej historii nie powiedziałaby, że to jest ona.
Następny obraz przedstawiał wrota piekielne. Były piękne, czarno czerwone. Zawsze to anioły muszą przeprowadzić potępionych ludzi, nazywają się one aniołami śmierci lub mroku.
Czasami również robią to zbuntowane demony. Na tym obrazie akurat jest anioł, prowadzący duszę mężczyzny. Kolory na nim praktycznie rozlewały się po płótnie.
Dziewczyna przystanęła by się mu lepiej przyjrzeć.  Ten anioł był kobietą o blond włosach pogodną.
Na dole był podpis. ,, Naszej kochanej Emmie, która upadła z miłości "
 - Piękny, prawda ? - zapytał Raziel stojący nad nią.
 - Cudowny, kim jest ta dziewczyna - spytała cicho.
 - Emma, stała się upadłą bo zakochała się w demonie - stwierdził.
 - Dalej stawiasz opór czy zaczniesz dla mnie pracować ? - spytał rzeczowo.
 - Nie wiem a co bym miała robić ? - zapytała ostrożnie.
 - Zabijać dla mnie - oznajmił.
 - Nie chce nikogo zabijać - cofnęła się.
 Anioł przyszpilił ja do ściany.
 - Ale będziesz - warknął.
 - Chciałbyś - syknęła.
 - Żebyś wiedziała, że chce - uśmiechnął się.
 - Nie dostaniesz tego ode mnie nie zabije nikogo, każdy ma pieprzone prawo żyć - krzyknęła.
 - Mylisz się, każdy chce dla siebie jak najlepiej i ty powinnaś - stwierdził.
 - Chrzanie mnie to,  panuje nad tym cholernym mrokiem i to mi wystarcza.
 - I to właśnie w tobie lubię, jesteś zadziorna Skarbie - mruknął.
 - Nie nazywaj mnie tak ! Tylko ojciec mógł mnie tak nazywać - jęknęła.
 - Oj, Martino nie rozpaczaj wiecznie - dotknął jej policzka.
 - Mam takie cholerne prawo bo za tym ty go zabiłeś - stwierdziła ze smutkiem.
Anioł spojrzał jej prosto w oczy.
 - Twoja siostra tego chciała bo zabił Jace - oznajmił.
 - Może i tak, ale nie wolno wskrzeszać ludzi - przypomniała mu z arogancją.
 - Jak ojciec, a nawet gorzej. Jak długo męczył cię tą durną książką - zapytał.
 - Po pierwsze to twoje zasady, po drugie całe dzieciństwo - oznajmiła.
 - Oj Morgernstern, zawsze będzie mnie zaskakiwać sumienność tej rodziny.
 - Cóż bywa - mruknęła.
- Czemu nie chcesz dla mnie pracować ? Wszystkich trzymam w garści a ciebie nie, zaskakujące jak taka mała dziewczynka może być sprytna - jęknął.
 - Jak widać można, można.. - powiedziała.
 - Ehh kijem czy marchewką ? - spytał.
 - Nie, Razielu, nie będę dla ciebie pracować - przewróciła oczami,
 -Może ból i krew cię przekonają - syknął.
 - Wątpię - odpowiedziała bez emocji.
 - Ulegniesz mi Mała, poddasz się - powiedział.
Po czym dziewczyna straciła przytomność. Jej ciało ogarnął przeszywający chłód.
_______________________________________________________________________________

To na tyle jak się wam podobało ? Czekam na komentarze. Czemu tak mało komentujecie ? To naprawdę motywuje :D
A o to ten naszyjnik :3


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 1 cz.4

W czwartej części przeniesiemy się do świata Zero. Poznamy jego historie i dowiemy się kim była Martina. Poznamy jej życie w świecie, o którym chce tak zapomnieć. Który wymazała wszystkim z pamięci... Po za Will'em, kim jest ten tajemniczy chłopak? Dlaczego Martina stara się ukryć jego istnienie. Czym były jej nocne koszmary i czemu nienawidzi Luke i Raziela.
Odpowiedz w czwartej części...
 I tu pytanie do was, czy dalej mam pisać tego bloga ? A może chcecie przeczytać kontynuacje Miasta niebiańskiego ognia z Martiną, nawet w tym opowiadaniu lub w osobnym co wy na to ?
Piszcie w komentarzach :3

Moje narodziny nie były przypadkiem. Mój ojciec poprosił o mnie matkę i dał jej uciec.
Kiedy urodziłam się mu jako dziewczynka był ze mnie dumny, Mam czarne oczy jak on, ciemne włosy po matce Jocelin. Moja blada skóra kontrastowała z oczami. Mam brata i siostrę. Clary jest ode mnie starsza o dwa lata, Jonathan o 4 lata, stosunkowo nie dużo. Valentine rządzi Kręgiem, nie rozumiem ich jeszcze, ale się staram a to chyba najważniejsze. Chodzę z ojcem i Jonathanem na spotkania.
Clary i mama nie mieszkają z nami, uciekły, a raczej Jocelin uciekła. Nie wiem czemu, przecież ojciec jest kochany. Moje życie jest ciągłą walką z samą sobą. Mam dar, uczę się go kontrolować. Ludzie mnie w Clave nas nienawidzą, zabili by mnie gdyby wiedzieli. Albo uwięzili. Z ojcem nie dogadujemy się z Clave. Nie próbują się nawet z nami dogadać. Ćwiczę swoje zdolności ale trudno je opanować. Tata mówi, że musze je ukrywać, pewnie ma racje, on się o mnie martwi. Czemu wszyscy walczą o władze ? Nie rozumiem ludzi. Tylko moce feniksa trzymają mnie przy zdrowych zmysłach. Jonathan cierpi, nie rozumiem ludzi, ale staram się mu pomóc. On też nie jest człowiekiem. On może mnie zrozumieć. Też ma w sobie tą przeklętą krew. Ojciec ostatnio mi powiedział, że matka błagała go żeby mnie nie zabierał. Kocham go nie rozumiem czemu ona jest na niego taka cięta. Tak wielu rzeczy nie rozumiem, nie którzy mają dziwny punkt widzenia i mówią same głupoty. Wszyscy tylko wymagają... Nic od siebie nie dają. Zabawne jak długo zajmuje im zrozumienie błędu, a przyznanie się do niego. Przyziemni są dumni tak jak Clave. Podziemni są nawet fajni, po za wampirami i wilkołakami, nigdy ich nie trawiłam, Są tacy płytcy i bezlitośni. Cholerne bestie bez skrupułów. Zupełnie jak ja. Ojciec mówi, że nie jestem taka zła jak się mi wydaje..

Kiedy ojciec przywoływał Raziela kazał mi zostać w domu, ale go nie posłuchałam..

Kiedy Martina i Jonathanem obserwowali sytuacje zza drzewa, ale kiedy Clary się obudziła wszystko popsuła. Raziel  strzelił do ojca.
  - Nie - krzyknęła brunetka i pobiegła do niego.
 - Tato - szepnęła, łzy spływały po jej bladych policzkach.
 - Wszystko będzie dobrze, słuchaj brata. Wtedy wszystko się ułoży - wymamrotał na przekór bólowi.
 - Nie zostawiaj mnie, proszę- jęknęła przez płacz.
 - Kocham cię dasz sobie radę Skarbie - uśmiechnął się lekko.
 - Kocham cię, nigdy się cię nie wyprę - powiedziała łkając.
 - Dlatego ja zawsze będę z ciebie dumny córeczko, cieszę się, że mogłem patrzeć jak dorastasz i stajesz się silna. Dla mnie zawsze jednak zostaniesz moją najukochańszą małą córeczką... - powiedział i wyzionął z siebie ducha.
 - Tato - wszeptała.
  Clary w tym czasie wskrzesiła Jace.
 - Jak mogliście to zrobić, szczególnie ty Razielu, jesteś aniołem, nie powinieneś nawet o tym pomyśleć - powiedziała patrząc w bok.
 - Nie zasługiwał na życie - oznajmił nie wzruszony.
 - Mylisz się, każde życie jest cenne, ma się tylko jedno, czy jest się nieśmiertelnym - spojrzała na anioła.
- Czy śmiertelnym. Każdy może żyć, jak wiele ludzi na tym świecie tak wiele win. Każdy z nas robi złe rzeczy, taka natura ludzka, ale żeby anioł zniżał się do tego poziomu.. Nie do pomyślenia.
Czyżbyś się go bał Razielu ?  Czy on nie mógł ci zagrozić ? Inaczej byś go nie zabił. Anioły zawsze były egoistyczne. Ale pokłoniły się przed człowiekiem, z przymusu ? Ależ oczywiście że nie, a z chęci ? Tym bardziej nie.. Zrobiły to bo mogły coś na tym zyskać. Nie zaprzeczasz bo mówię prawdę.. Nie wszyscy są ślepi na to.. Na pewno ja nie. Każdy jest jak książka z zapisaną historią, tylko niektóre są zamknięte i trzeba umieć je otworzyć. Zabawne jak nie wiele do tego potrzeba - powiedziała pewnie.
 - Skąd ty, jak ? - anioł był zakłopotany nie umiał jej odpowiedzieć.
 - Jesteś sprytna, Panienko Morgernstern, tak wiele potrafisz jak na swój wiek, myślę, że powinnaś to bardziej wykorzystać - uśmiechnął się.
 - Nie potrzebuje togo do szczęścia - stwierdziła.
 - Dał bym ci wszystko, tylko musiałabyś mi się oddać - zaproponował.
 - Nie jestem na ,,sprzedaż" i już mówiła, nie potrzebuje wszystkiego - oznajmiła.
 - Wiec sam sobie ciebie wezmę - warknął i nagle pojawiła się biała długa ręka skierował się w stronę brunetki. Dziewczyna obroniła się czarną mocą. Jej ręka uniosła się zatrzymując jego magie.
 Z jej oczu unosił się czarny dymek.
 - Masz w sobie mrok, ale jak widać go kontrolujesz.. Przez co jesteś jeszcze cenniejsza - zachwycił się i zaczął ja nią napierać mocja. Dziewczyna broniła się jak mogła. W tedy pojawiła się Lilith.
 - Zabierz Jonathana, ja sobie poradzę ! - krzyknęła Martina.
 - Jesteś tego pewna ? - zapytała demonica.
 - Tak szybko, dam rade ! - odpowiedziała zdyszana.
Po chwili oboje zniknęli.
 - Zostaw mnie Raziel - warknęła.
 - Silna jesteś, ale i tak będziesz moja - syknął.
Dziewczyna skupiła się na mocy i starała się odesłać anioła do nieba.
Po jakimś czasie wyczerpany anioł na szczęście zniknął. Kątem oka zauważyła, że Clave się zebrał, zaczęła uciekać. Naprawdę mocno się wyczerpała używając tak silnej mocy, w końcu dopiero się uczyła. ( Martina z światów 1-3 ma to opanowane ta nie. Tak tylko tłumacze) Wbiegła do lasu. Był on ciemny musiała ich zgubić.
Las był iglasty wysokie świerki, sosny i modrzewie zasłaniał niebo. Wydać było tylko jego skrawki. Krzaki cisu przeszkadzały w biegnięciu w linii prostej. Po dłuższej chwili ich zgubiła, ale odbiegła na tyle daleko by mogła rozpalić małe ognisko ale najpierw musiała znaleźć jedzenie. O wodę nie było trudno ponieważ obok siebie miała rzeczkę. Po małym obchodzie znalazła parę owoców leśnych, dziką czereśnie i parę grzybków.  Dziewczyna jednym ze swoich noży naostrzyła patyk i próbowała złapać jakąś rybkę, po morderczych próbach trwających około 10 minut  jakaś ryba nabiła się na kijka. Rozcięła jej brzuch nożem i wypatroszyła, po czym nabiła ją z powrotem na kij i zaczęła opiekać. Trochę to rwało, ale zdążyła przy okazji zjeść owocki które zebrała, kiedy ryba się upiekła zjadła ją. Po czym wygasiła ognisko i poszła dalej w zupełnie inną stronę. Teraz mogła położyć się i odpocząć. Zasnęła.
Następnego ranka...

Martina podniosła się z ziemi i się otrzepała. Kierowała się teraz naprzód. Nie wyspała się, powietrze było jeszcze chłodne, było około szóstej rano. Nie kojarzyła tej części lasu ale to już było bez znaczenia. Przecież i tak nie miała gdzie wrócić. Jedyną szansą dla niej było ukrywanie się, nie mogła używać swoich mocy, Raziel by ją wyczuł, zabawa w kotka i myszkę. Zabawne, że udało się jej uciec. Jak widać na razie fart jej sprzyjał, wiedziała jednak że może jej się podwinąć noga a w tedy wpadnie. Nie mogła się poddać. Zaczęła biec. Upadła. Podniosła się z pomrukiem. Zaczęła iść.
Była zdenerwowana, przecież straciła ojca. Miała ochotę niszczyć, zasługa czarnej mocy. Nie mogła wrócić do domu, tam ją znajdą. Może powinna w tedy zostać w domu ? Clave i tak prędzej czy później by się o niej dowiedziało.
- Clary na pewno wszystko wypaplała, cóż za głupia dziewczyna, nie wie w co się wpakowała. Dobrze, że nie mam nikogo bliskiego bo ci idioci by to wykorzystali. Są bezsilni i to jest w tym piękne.
Zawsze mogła przewidywać tak nie mądre posunięcia zwykłych nefilim. Ich myślenie zaskakiwało prostotą. Zero wyrafinowanych planów. Niczego nie doprowadzili do perfekcji. Jak by nie wiedzieli, na pewno nie wiedzą, że ważne jest doprowadzić misterny plan do końca. Typowe ludzkie myślenie. Zabawne jak wiele mają wspólnego z przyziemnym, jednak to często przydatne bo łatwo nimi manipulować. Tylko to trzeba umieć. Moje próby ucieczki przed tymi zdolnościami są marne. Zawsze to samo jakoś wychodzi.. Każdemu jednak daje szanse, ważne by jej nie zmarnował. - pomyślała.
Szła wielkim lasem, liczyła że może uda jej się uciec do Niemiec lub Francji. To bez znaczenia, gdzie.  Zawsze stała z boku, czemu nie może dalej tak być. Myśli ją zadręczały, niestety.
 - Ciekawe co myśli Jocelin o moich zdolnościach. Czy już ma mnie za potwora ? Czy może jeszcze nie ? - pomyślała.
Zerwał się wiatr, dziewczyna założyła na głowę kaptur. Zrobiło się zimno, czyżby Raziel manipulował pogodą, tego nie wiedziała. Zaczęła się trząść z zimna, było jej obojętne, że może zamarznąć. Nie użyje mocy, nie pójdzie do Raziela.
Zaczęła pocierać ręką o rękę. Zawsze trochę ciepła. Czarna skórzana kurtka i strój bojowy dawały bardzo słaby efekt grzania. Wiatr wiał coraz mocniej. Martina oparła się o drzewo i usiadła, musiała chwilę odpocząć. Zawsze chwila wytchnienia. Jej głowa oparła się o kore wielkiego świerku.
Brunetka się skuliła. Powoli przyzwyczaiła się do tego chłodu.
Wstała i skierowała się znów naprzód, szła przed siebie.
 - Nie uda ci się Razielu, możesz sobie co najwyżej o mnie pomarzyć. Nigdy ci nie ulegnę.
Zimno. Co bym dała za szalik. Brrryy !  Tylko żebym się nie rozchorowała, słabo mi - pomyślała.
Kolana się pod nią ugięły i upadła na ziemie.
 - Co jest - szepnęła do siebie.
Postanowiła chwilę odpocząć. Jej głowa spoczęła ja zimnej twardej ziemi, ręką wymacała, małą butelkę wody przypiętą do jej pasa. Zupełnie o niej zapomniała. Podniosłą się i odkręciła kotek buteleczki. Pociągnęła łyk wody po czy zakręciła i odłożyła na miejsce.
Wstała. Kierowała się dalej w tą samą stronę. Nie wiedziała gdzie jest, szła i szła przed siebie.
Szła po cichu. Starała  się nie wydawać żadnych głośnych dźwięków.  Żałowała tak wielu rzeczy, ale mogła dziś założyć apaszkę.
 - Cholerny aniołek, że też muszę się teraz tak błąkać, szlak by go. Jestem Morgernsternem, czyli potomkinią szatana, na anioła, pierwszego nocnego łowcy Jonathana też. Zjadła bym coś ciepłego.
Musze iść dalej, tylko co mi to da ? Tak wiele przeszłam, i jeszcze to, przytłaczające. Już wolałabym być przyziemna i nie wiedzieć o świecie cieni. To jest powalone życie, czemu ja. Czemu ?! Dlaczego to mnie spotyka. Jestem na to zbyt wrażliwa.- pomyślała.
Upadła na ziemie i zaczęła płakać, tylko to jej pozostało...
 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle mam nadzieje że podobał wam się tak długi rozdział :3 Czekam na odpowiedzi w komentarzach :3

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 25 cz.3

 - Wstawaj - mruknął Sebastian.
 - Nie - warknęła i rzuciła poduszką prosto w chłopaka.
 - Nie utrudniaj tego i tak wstaniesz, niedługo przyjęcie - powiedział próbując zabrać jej kołdrę.
 - Która godzina - spytała.
 - Około pierwszej - odpowiedział.
 - Ehh.. Dobra znaj moją litość, wstanę - szepnęła zaspana.
Dziewczyna poszła do łazienki, poranna toaleta. Ubrała się w zwykły strój bojowy.
Poszła w umówione miejsce by ją torturowali ubrali. Mężczyzna którego widziała prędzej czekała już na nią. Wciągnęła na siebie czarną sukienkę do kolan. Potem jakaś kobieta zaczęła ją czesać. Miała ochotę ją zabić. Była ona blondynką o niebieskich oczach. Włosy miała do biustu. Była ubrana w blado różową jedwabną sukienkę. Cerę miała ciepłą delikatnie opaloną. Na nogach miała blado różowe baletki. Była urodzoną optymistką, można to było zauważyć po sposobie w jaki się wypowiadała. Była dosyć wysoka i była upadłym aniołem. Rzadkość. Odwróciła się od Boga w imię miłości. Urocze. Podobno czerpie moc od piekła i nieba, dzienne. Chociaż Bóg jest taki w kwestii miłości.
Kobieta zrobiła jej koczka zwisającymi pasemkami włosów. Ułożyła jej grzywkę, wyglądała cudownie.
Następnie zabrała się za robienie makijażu.
Była ona kiedyś archaniołem, była bliska Bogu. Kiedyś została wysłana na ziemi i właśnie w tedy poznała swojego ukochanego i upadła.. Podobno to nie boli tak jak to często mówią anioły, to podobno bajka, tylko dlatego żeby nikt nie próbował ,,upadać". Kolejna z zabawnych propagand Raziela.
Kiedy skończyła przyniosła jej czarne niskie obcasy. Martina przewróciła oczami ale zgodziła się je założyć.
Potem zeszła do Sebastiana. Szła wielkim ciemnym korytarzem. Był on w kawowym brązie. Ciemne drewno dodawało ,,pazura".  Delikatnie zapukała do pokoju blondyna.
 - Proszę.. - powiedział zza drzwi.
Brunetka powoli nacisnęła klamkę i weszła do pokoju. Zaskoczył ją styl angielski, zielony kolor. Meble były jasne, dębowe. Reszta elementów trzymała się w różnych odcieniach bieli i zieleni.
 - Ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się do niej.
 - Ty też braciszku - odpowiedziała mu równie promiennym uśmiechem.
 - Zaraz wychodzimy na salę, dochodzi 3:00 zaraz zacznie się przyjęcie.
 - Czemu trzecia ? - spytała nie zobowiązująco.
 - Wiesz godzina demonów, w mniemaniu ludzi, zabawne - zaśmiał się.
 - Okej - zgodziła się dosyć niepewnie.
Po chwili chłopak wziął ją pod rękę i szli w kierunku sali balowej. Kiedy do niej weszli wyglądała cudnie. Tyle kolorów to wszystko było tak piękne i delikatne, urządzone ze smakiem. Po lewej stronie zauważyła znajoma kobietę, która stała ze swoim ukochanym, był to demon o czarnych włosach, miał na sobie garnitur. Wyglądał dostojnie.
Sebastian ciągnął ją w głąb sali.
  - Musisz kogoś poznać - uśmiechnął się czule.
 - Wiem mówiłeś - mruknęła.
Zbliżali się do chłopaka o złotych włosach był on dosyć wysoki, prawdopodobnie w przybliżonym wieku do dziewczyny. Włosy miał dosyć długie.  Kiedy do niego podeszli, chłopak odwrócił się, czarnooka mało nie upadła.
 - To niemożliwe jak, cholera jak, on tutaj.. Nie! Nie ! Nie! - pomyślała.
 - William - mruknęła.
 - O! Martina, no ciebie to się tu nie spodziewałem. To twój brat, w świecie zer... - nie dokończył bo brunetka wepchnęła mu babeczkę jagodową.
 - Spróbuj, są pyszne - mruknęła.
  - Sebastian porwę ją na chwilę - uśmiechnął się i pociągnął ją za sobą.
 Wyciągnął ją z sali.
 - Co to miało być - zapytał.
 - Nie, możesz wspominać o świecie zero, rozumiesz - warknęła.
 - Teraz jesteśmy w trzecim i co z tego, a niby czemu nie ? - zdziwił się.
 - Bo nie na darmo tyle męczyłam się z usuwaniem pamięci wszystkim - jęknęła.
 - Po za tobą - syknęła.
 - Wiec oni nie wiedzą kim byłaś ? - spytał.
 - Tak, i tak ma zostać. Jasne ! - spiorunowała go wzrokiem.
 - Dobra oni się nie dowiedzą  - zgodził się zrezygnowany.
 - Nie próbuj, bo zginiesz - syknęła.
 - Nie dowiedzą się, że w świecie zero byłaś....
                                                                 C.D.N
                                                        Koniec części trzeciej...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tym miłym akcentem kończymy część 3 <3

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 23 cz.3

Po śniadaniu Sebastian zaciągnął ją do swojego gabinetu. Był on w odcieniach niebieskiego. Wielka półka książkami, segregatorami i rozmaitymi tego typu rzeczami zajmowała całą ścianę. W pokoju było kilka obrazów. Wielkie biurko z dębowego biurka było zapełnione przyborami i zdjęciami. Nikt nigdy by nie pomyślał, że właścicielem jest Sebastian, nawet nie posądzono by go o taką mentalność.
Na przeciwko biurka stała niebieska sofa. Wszystkie meble w tym pomieszczeniu były bogato zrobione. Delikatny niebieski dywan przykrywał część podłogi. Nic nie dawało wskazówki gdzie się właśnie znajdują. Gdyby tego nie czuła nie wiedziałaby, nawet nie pomyślała, że to Endom.
 - Nigdy bym nie powiedział, że masz w sobie taki mrok, nie widać tego po tobie - stwierdził przerywając panującą wszędzie ciszę.
 - Staram się to kontrolować to może dlatego - mruknęła ściszonym głosem.
Oczami zbadała każdy minimetr tego pokoju.
 - Przecież to się ćwiczy latami - zauważył,
 - Masz racje tylko taka idiotka jak ja żyła w 3 światach i ma cholernie wielkie doświadczenie - pomyślała.
 - Chyba mam talent - uśmiechnęła się.
Kłamstwo było dla niej chlebem powszednim, żyła z nim, używała. Norma.
 - Może... - zastanowił się.
 - Jutro będziemy mieć gościa z innego wymiaru - zmienił temat.
 - Dobrze - zgodziła się.
 - Miło, że nie masz nic przeciwko, chciałbym żebyście się poznali - oznajmił.
 - Dobra, przecież już się zgodziłam - przewróciła oczami.
 - Cieszy mnie to - uśmiechnął się.
 Sebastian usiadł na krześle i zaczął jakąś papierkową robotę.
 - Rozgość się - mruknął zamyślony.
Dziewczyna westchnęła. Zaczęła się bawić magią, cóż nudziło jej się. Potem trochę wspomnień.
Zasnęła leżąc na sofie. Kiedy się obudziła nad nią stał Sebastian.
 - Co ? - mruknęła.
 - Wyglądasz słodko gdy śpisz - stwierdził.
 - Uważaj bo cukrzyce złapiesz - warknęła wstając.
 - Arogancka jesteś wiesz - mruknął.
 - A żebyś wiedział - odpowiedziała mu z wyższością.
- Nikt nie zna mnie takiej...
Jestem potworem..
- Pomagam ludziom...
Nie powinnam żyć..
Muszę żyć...
Zrobiłam tyle ...
Widziałam tyle..
Mówiłam tyle...
Zrobiłam...
Przeżyłam tyle...
Pogodzę się z tym..
Wróci dawna ja...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle komentujcie i w ogóle :* Pozdrawiam :3 Jakieś sugestie co do bloga ?

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 24 cz. 3

 - A wracając do tematu kto ma do mnie słabość - mruknęła idąc z Sebastianem przez długi korytarz.
 - Tina, wszyscy - stwierdził.
 - Jacy wszyscy ?! - zirytowała się.
- Anioły, demony no wiesz tak wiele ras, a tak mało czasu - jęknął.
 - Ciekawe dlaczego - warknęła.
 - Bo jesteś urocza - stwierdził.
 - Ta.. szczególnie jak szerzę mord - mruknęła z lekką irytacja.
 - To już w ogóle - uśmiechnął się i zaczął ją ciągnąć za sobą.
Dziewczyna biegła za nim, nie miała wyboru. Sebastian biegł dosyć szybko, a ona musiała go gonić w sukience. Chłopak miał na sobie czerwony strój bojowy.
 - Możesz mi dać czarny strój bojowy - oznajmiła.
 - Tak, zaraz. Nie wolisz czerwonego ?- zapytał.
 - Nie - odpowiedziała.
W końcu do biegli do małej garderoby.
 - Jutro bal musimy ci coś znaleźć - uśmiechnął się.
 - Zginiesz... marnie - syknęła.
 Z za jednej z szaf wyszedł mężczyzna z miarką zawieszoną na szyi.
 - Nie-nawidze- cie Seba-stianie - warknęła przez zęby.
Był on zielonooki, włosy miał czarne jak smoła. Ubrany był lekko i zwiewnie. Na nogach miał zwykłe adidasy.
 Zielonooki zmierzył ja w pasie i gdzie tylko się dało. Potem przyniósł czarną sukienkę no kolan.
Martina nie chętnie ją włożyła, pasowała jak ulał.
 - Jaki masz rozmiar buta ? - zapytał.
 - 3 i pół - mruknęła.
Mężczyzna z niknął za drzwiami których prędzej nie zauważyła.
 - Jak mogłeś - warknęła.
 - Musisz dobrze wyglądać - stwierdził.
 Dziewczyna westchnęła i przewróciła oczami.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 22 cz.3

 - Może byś coś zjadła ? - zaproponował Sebastian.
 - Może to dobry pomysł - szepnęła Martina.
 - Nie chce ci robić na złość, ale źle wyglądasz, dobrze się czujesz ? - zapytał z troską.
 Zaraz zdechnę - pomyślała.
 - Całkiem dobrze - uśmiechnęła się blado.
 - Kłamiesz ? - zapytał.
- Pewnie - pomyślała.
- Nie, skąd taki pomysł ? - zdziwiła się.
 - Przecież widzę - mruknął.
- Źle spałam i tyle - oznajmiła.
Chłopak jedynie przewrócił oczami.
 - Łatwo przyszło ci nazywanie mnie Sebastianem, trochę za szybko nie sądzisz ? - podszedł ją.
 - Tak jakoś wyszło no zapamiętało mi się - nie wzruszyła się Martina.
 - Gorzej jak z ojcem, z tobą też nie można się kłócić co ? - uśmiechnął się pociągając łyk wina.
 - Jak widać - podniosła filiżankę z herbatą.
 - Zielona ? - stwierdziła i pociągnęła łyk.
 - Tak, ciągle zmieniasz temat - zauważył.
 - Jakoś tak wychodzi - mruknęła.
Na stole było pełno rozmaitego jedzenia. Można tym było wyżywić armie.
 - Na ciebie działa zaklęcie od mówienia prawdy ? - zapytał.
 - Nie, żadne nie działa - uśmiechnęła się.
 - Super..- mruknął z lekką irytacją.
 - Nie przesadzaj - okręciła sobie pasemko włosów wokół palca.
 - Nie dziw mi się, niczego mi nie mówisz. Możesz mi ufać nie chcę cię skrzywdzić - powiedział obejmując ją.
Nawet nie zauważyła kiedy się poruszył.
 - Jestem potworem - pomyślała.
 - To zbyt bolesne - pomyślała.
 - Przepowiednia, ja .. - zaczęła.
 - Masz którąś z mocy ? Rozważałem to bo nie działa na ciebie magia, białą ? - zapytał.
 - Nie.. - szepnęła.
 - Czarną ? Martino.. - zaczął.
 - Obje Sebastianie, obie.. - wyszeptała.
 - Tak się da ? - praktycznie krzyknął z zaskoczenia.
 - Najwyraźniej - oznajmiła.
 - Przepraszam, ja nie wiedziałem.. - szepnął jeszcze bardziej przyciskając ja do siebie.
 - Już się przyzwyczaiłam - uśmiechnęła się mimochodem.
 -To mnie kiedyś zabije ...
- Każdego dnia powili umieram...
Jeśli się zmienię..
Od agonii dawno już mnie mdli...
Wszystko ze mnie drwi...
Chcę żyć..
Chce kochać...
Ale czy coś takiego jak ja może???
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle mam nadzieje że się podobało :3

Rozdział 21 cz.3

 - Zostaw mnie to boli... Nie ! - krzyczała Martina.
Zaczęła kaszleć krwią, cała podłoga była w odcieniu rubinu. Zapach był metaliczny. Gdzie nie gdzie widać było kamienną podłogę. Ściany były gołe, widać było tylko tynk.  W rogu pomieszczenia stał stary zegar. 
W głowie rozbrzmiewało monotonne tik-tak tik-tak tik-tak. Brunetka jęczała z bólu.
Niewidzialna siła ,,kopała" ją w brzuch, kasłała krwią, jej szkarłat znała już tak dobrze, równie jak jej smak.
 - Zrobisz to - krzyknął mężczyzna.
 - Nigdy - warknęła mimo bólu.
- Zmienisz zdanie - powiedział z dumą.
 - Nie ! - jęknęła kiedy znowu poczuła przeszywający ją na wskroś ból.
Tysiące ostrzy przebiło jej ciało. Upadła, krwawiła.
 - Trzymaj się - powiedział tak znajomy dla niej głos.
Pluła krwią.
Martina obudziła się z krzykiem.
 - To tylko sen - powtarzała sobie.
Do pokoju wpadł przerażony Sebastian.
 - Coś się stało ? - zapytał.
 - Nie, przepraszam to tylko zły sen - wyszeptała patrząc cały czas przed siebie.
 - Dobrze jak by co to wołaj - powiedział z miłym uśmiechem.
 - Okej - zgodziła się.
***************************************************************************
Kiedy się obudziła było już rano, o ile można tak nazwać poranek w Endomie.
To była zdecydowanie zła noc, bywały lepsze...
Nie chętnie podniosła się z łóżka, powoli podeszłą do drzwi by wyjść na wielki korytarz.
Teraz musiała znaleźć Sebastiana, szła powili przed siebie. Rozglądając się co chwilę.
 - Pan Sebastian oczekuje panienki - powiedział wielki facet i podniósł ją.
 - Super.... Przynajmniej szłam w dobrym kierunku - pomyślała.
 Osiłek zaniósł ją no jadalni, była ona w stylu angielskim. Zieleń i drewno przeważały w wystroju.
Stuł z dębowego drewna był przykryty zielonym długim obrusem, na który był narzucony mniejszy biały. Wielkie okna przykrywały zielone firanki. Subtelne światło jasnych lamp oświetlały pomieszczenie. Blado zielone ściany były ozdobione przeróżnymi obrazami.
Krzesła miały zielone oparcia a resztę wykończoną dębowym drewnem.
Dywan był biały na pod kolor obrusu jak można się było domyślić.
 - Dzień Dobry - powitał ją Sebastian.
 - Cześć, braciszku! Czy mogę już zacząć używać moich nóg ? - zapytał.
 - Ah tak .. Alfred postaw ja - mruknął.
 - Tak, mój panie - powiedział i postawił ją na ziemi po czym się ukłonił i wyszedł z pomieszczenia.
 - Serio ,,Panie" - zaśmiała się.
 - Tu mam taki tytuł, ty niedługo dostaniesz tytuł Pani - uśmiechnął się.
 - Co ? Nie.. - zbuntowała się.
- Nie przesadzaj, to nie taki zły tytuł - stwierdził,
Dziewczyna usiała koło niego.
 - Wnerwiasz mnie już powoli - stwierdziła.
 - Bardzo mi z tym miło - wywyższył się.
 - Nie posikaj się z radości - powiedziała z dumą.
 - Już nie dziewie się, że tyle osób ma do ciebie słabość - stwierdził.
 - Co !? Kto ?! - zaskoczyła się.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle :* Każdy wasz komentarz mnie motywuje <3 Pozdrawiam <3 :*

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 20 cz. 3

Martina nie mogła się ruszyć. Czuła, że jej ręce są związane łańcuchem.
 - Obudziłaś się siostrzyczko - poczuła, że chłopak głaszczę ją po włosach.
 - Jonathan - szepnęła nie była w stanie niczego zobaczy. Świat był cały zamazany.
 - Mów mi Sebastian, a przepraszam za zaklęcie omamienia ale bałem się, że będziesz chciała walczyć. Teraz my przejmiemy władzę, ojciec musiał uciec ale my i demony. Czy to nie wspaniałe ? - spytał.
 - Dlaczego to robisz ? - zapytała z ciekawością.
 Subtelne światło sypialni w odcieniach czerni i czerwieni która przypominała tą jej w domu u ojca.
 - Uważam, że świat będzie lepszy kiedy nocni łowcy i demony pogodzą się i będą współpracować, mam zamiar stworzyć nowych mrocznych nefilm. Nasza armia będzie niezwyciężona - powiedział poczuła jak delikatnie ją podnosi.
 - Nie żeby coś ale mam nogi - spojrzała mu prosto w oczy.
 - To było mocne zaklęcie połączone z morfiną.
 - Sebastian, ale ty wiesz że jestem odporna na czarny co nie ? -spytała.
 - No akurat tego nie, więc to dlatego matka nie dała rady ukryć kim jesteś ? - zapytał.
 - Tak - odpowiedziała.
**********************************************************************
Byli w Endomie, Sebastian w kółko nosił ją na rękach. W prawdzie go kochała, ale on nic nie pamiętał. Wszystko się zmienia z taką prędkością.
 - Nie musisz mnie nosić mam nogi - mruknęła z lekką irytacją Martina.
 - Wiem i dlatego cię wole nosić bo umiesz biegać szybciej ode minie - odpowiedział spokojnie.
 - Ale ja nie znam Endomu - skłamała.
 - Czekaj skąd ty wiesz, że tu jesteśmy -  zdziwił się blondyn.
- Cholera ale palnęłam - pomyślała.
- Ymm czuje to, znam tylko ten z innych światów a tu się jakoś słabo czuje - stwierdziła.
-  Cholera co ja gadam, przecież czuje się tu wspaniale - pomyślała.
  Może i racja - zamyślił się.
Martina odchyliła głowę. Nienawidziła go oszukiwać, a teraz musiała.
Była ubrana w czerwoną zwiewną sukienkę, na nogach miała delikatne czerwone baletki.
 Sebastian miał na sobie czerwony garnitur z wyszytymi złotymi runami. Do tego ciemne buty w odcieniu gotującej się słomy.
 - Muszę ci coś pokazać - mruknął z uśmiechem.
 - Dobrze - zgodziła się.
 - Postawię cię na ziemi, ale idziemy pod rękę i żadnych sztuczek - oznajmił.
 - Ehhh niech będzie - stwierdziła.
Sebastian prowadził ją do sali tronowej. Była ona wielka i ciemna.
 - Widzisz tych ludzi ? -zapytał.
 - Tak - odrzekła.
 - To nasza armia Martino - oznajmił.
 - Nasza - zdziwiła się i spojrzała mu w czarne oczy, były takie same jak jej.
 - ,,Masz w sobie mroczne serce, córko Valentine.." - wyrecytował.
 - Sebastian ja... - zaczęła.
 - Co ja ci mam powiedzieć ?! Przecież masz cholerną racje. Jestem zła.. Nie umiem być inna staram się ale to nie ma sensu nigdy nie miało. Nikt mi nie pomorze... Jestem tylko ja i moja przeszłość, która zawsze znajdzie sztylet by wbić mi go w plecy... - pomyślała.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle pamiętajcie o komentowaniu bo mnie to motywuje :3 Jeśli będziecie komentować to rozdziały będą wychodziły codziennie :* Pozdrawiam

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 19 cz. 3

 - Co to miało znaczyć - syknęła Martina na Raziela.
Stali w tym białym korytarzu, pamiętała go, ale nie to co tu robiła.
 - A przyszła byś to ze mną ? - zapytał.
 - Znowu chcesz mnie ,,porwać" i ,,przetrzymywać" - przewróciła oczami.
 - Dzisiaj sobie daruje ale od jutra zaczniemy naszą grę, chce byś odzyskała wspomnienia .. - powiedział kiedy w korytarzu pojawił się Caine.
 - Martina - krzyknął i przyszpilił ją do ściany.
 - Wiem, że mnie nie pamiętasz ale przepraszam za to - mruknął i pocałował niczego nie spodziewającą się dziewczynę.
Z początku jej ciało się spięło ale po chwili się rozróżniło.
 - Przepraszam, ale musiałem - szepnął.
 - Powinnam cię teraz walnąć z liścia ale odzyskałam swoje wspomnienia, więc zamknij się i mnie pocałuj - mruknęła przyciągając go do siebie.
Raziel dyskretnie się ulotnił.
Pocałunek był gorący, z każdą chwilą bardziej namiętny. Dziewczyna zatopiła ręka w włosach blondyna. On za to przyciągnął ją do siebie. Chcieli być jak najbliżej siebie. Ciepło ich ciał i delikatny rumieniec na twarzy dziewczyny. W jej czarnych oczach błyszczały iskierki namiętności. W oczach chłopaka tańczyło pożądanie.
Nagle chłopak się potknął i się przewrócił na plecy pociągając za sobą dziewczynę. Oboje przenieśli się do pokoju chłopaka.
 - Tutaj jesteśmy sami - zaśmiał się.
 - Teraz ja decyduje bo u góry jestem - powiedział z zadowoleniem brunetka.
 - Chciałabyś - mruknął zmieniając pozycje tak, że siedział na czarnookiej.
 - Już mi nie uciekniesz, jesteś moja Skarbie - stwierdził unieruchamiając ją i zaczął ją całować.
Martina odwzajemniła pocałunek. Cały świat zniknął zostali tylko oni, on i ona. Ciepło ich ciał, przyjemność, namiętność i miłość.
***********************************************************************************
- Kiedy wróciła do domu popadła w rutynę dnia codziennego, codzienne spotkania z Cainem znowu byli parą. Derek znalazł sobie jakąś blondi demonice. Czas leciał, rządy ojca trwały. Clary i Jace planowali się zaręczyć, Valentine próbował się pogodzić z tym, praktycznie wszyscy podziemni typu wilkołaki i wampiry zginęły. Luke nie dało się znaleźć, polują na niego. Jonathan zaczął odwiedzać Jasny Dwór. Raziel z irytacją patrzył jak bezczelnie chodzę obok niego, a on nie może mnie ruszyć.
Zabawne jak on musi się czuć. Jocelin klei się do ojca, ale widzę coś dziwnego i to wcale nie zaklęcie ojca. Jakby miała w sobie co najmniej dwa, ale czy to możliwe? Same wątpliwości. To moje życie.
Czasem pouciekam przed Razielem, zabije jakiegoś demona. Znowu mam kotkę Willow. Tak to cała ona zabawne jak musiałam się starać by ją odzyskać.
Wspomnienia one wracają...
Prześladują mnie...
Każdy pracuje na swój sukces, a ja zostaje w miejscu z bagażem doświadczeń, który musze za sobą ciągnąć.

Dwa tygodnie później..
Sielanka nie twa wiecznie...
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Komentujcie mam nadzieje że doczytacie się skreśleń. Na tym etapie są one mi niestety lub stety niezbędne :) Pozdrawiam











sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 18 cz.3

 - Dlaczego mi tego nie powiedziałaś - spytał Valentine wpatrując się w brunetkę.
 - A jak myślisz ? Nawet nie próbuj mi wmawiać, że byś tego nie wykorzystał - stwierdziła Martina siedząca w salonie.
Mężczyzna oparł dłonie zaciśnięte w pięść na stole.
 - Jak długo wiesz ? - zapytał.
- Zależy o jaka rzeczywistość pytasz - mruknęła spuszczając z niego wzrok.
Blondyn głośno wypuścił powietrze.
 - Ile ich było ? - spytał.
 - Ta jest trzecia - szepnęła.
 - Tylko czemu zmieniałaś ją trzy razy - zapytał patrząc jej prosto w oczy.
 - Głownie to wojna i Raziel  - stwierdziła.
 - Jaka wojna ? - zdziwił się.
 - Anioły, demony i Ziemia - odpowiedziała okręcając włosy w około palca.
Mężczyzna oparł się o sofę.
 - Jak wiele się zmieniło pomiędzy nimi ? - zapytał.
 - W tamtych dwóch to ty mnie wychowywałeś - oznajmiła.
 - Raziel cię zabił - bąknęła cicho pod nosem.
 - Nie wierze - pobladł.
Martina wstała i podeszła do mężczyzny. Dotknęła jego czoła przywracając mu wspomnienia z pozostałych rzeczywistości.
 - Nie musze ci już tłuma... - nie skończyła ponieważ Valentine przyciągnął ją do siebie i przytulił.
 - Przepraszam ja.. - zaczął blondyn.
 - Wszystko jest okej tato nie martw się - mruknęła brunetka.
*****************************************************************
 - Raziel już na pewno wyczuł moc więc muszę uważać. Jeśli on mnie dorwie, zginę.
Zabawne jak to mnie prześladuje, ciekawe czy kiedyś to się skończy.
Odwieczne spory nieba i piekła muszą trwać, lecz bez wojny. Chociaż przyziemni mogą wywołać jakąś - pomyślała.
-*-*-*-*-*-*-*-*-**-*-*-*-*-**-*-*-*-*-*-*-*---*-*-*--*-*-*-*--*--*-*-*-*-*-*-*--*-*-*-*-*---*--*-*
 - Morgernstern znowu się spotykamy - powiedział anioł.
Oboje stali na wzgórzu przy Alicante, noc była ciemna. Jedynie księżyc dawał blade, zimnie światło.
Gwiazdy mieniły się na ciemnoniebieskim niebie. Delikatny szum lasu i gra koników polnych, przełamywały ciszę.
 - Masz racje znowu - stwierdziła.
Martina była ubrana w czarną powiewającą na wietrze sukienkę, sięgała jej do kolan.
Raziel natomiast w biały idealnie dopasowany garnitur. Jego białe skrzydła mieniły się w świetle księżyca.
- Domyślasz się czemu przyszedłem ? - spytał podchodząc trochę bliżej.
 - Stara śpiewka chodź ze mną do nieba, chyba śnisz , wezmę cię siłą.. Bla bla bla, zawsze to samo.
Nie nudzi cię to - zapytała.
Anioł się zaśmiał.
 - Może trochę, ale ty jesteś tego warta - oznajmił.
 - Ja? Zabawne, przecież wiesz jak to się zawsze kończy, nigdy ci nie ulegnę rozumiesz - stwierdziła rozbawiona.
 - Po nie kont jesteś aniołem, czemu nie jesteś jak wszystkie anielice ? - jęknął.
 - Nie pójdę z tobą do łóżka zapomnij - warknęła z dumą.
 Raziel parsknął.
 - Jesteś bezczelna ale to w tobie lubię - uśmiechnął się i podszedł bliżej.
 - Od kiedy mówienie prawdy nazywamy bezczelnością ? A zresztą, możemy się przestać droczyć i przejść do konkretów - oznajmiła poprawiając grzywkę.
 - Zawsze idealna i wyrachowana - zaśmiał się.
 - Tego wymaga świat, już o tym zapomniałeś - spojrzała mu w oczy.
 - Zapomniałaś już o Caine ? - podszeł bliżej teraz miał ją już na wyciągniecie ręki.
 - O kim ? - zdziwiła się.
 - Boże ty go nie pamiętasz - złapał ją za ramiona.
 - Kim on jest ? - zdziwiła się. Była rozkojarzona.
 - On był twoim chłopakiem - powiedział przyciągając dziewczynę do siebie.
Po tych słowach zniknęli.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Agato mam nadzieje, że jesteś happy bo Caine pojawi się w kolejnym rozdziale. Przypominam o komentowaniu i udostępnianiu . Pozdrawiam !! <3

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 17 cz.3

Kiedy Martina się obudziła nie miała już kajdanek, na jej ręce była dziwna srebrna bransoletka. Była srebrna z delikatnymi zawieszkami w kształcie run. Nie była już w namiocie. Pokój był w odcieniach czerwieni. Narzuta na łóżku, w którym jeszcze chwile temu spała była czerwona jak krew. Ściany w odcieniach czerni i czerwieni, pasowały do jej gustu. Łóżko było rozłożyste i bardzo wygodne. Na przeciwko stało biurko z ciemnego drewna, a na nim jej ukochany laptop. Po lewej stronie była szafa z ubraniami, wszystkie meble w tym pokoju były w tym samym odcieniu i stylu. Nie daleko biurka stała potężna półka na książki, ale pusta. Zapewne Valentine nie wiedział jakie książki lubi dziewczyna. Na prawej ścianie były dwa okna z zasłonami. Pokój był bogato zrobiony. Dywan był czarny i puchaty, na szafce nocnej obok okna była lampka. Przy wejściu do łazienki był zegar pokazujący godzinę 10:00.
 Brunetka niechętnie podniosła się z łóżka i skierowała się w stronę łazienki.
Była ona czarnobiała kafelki były szykowne, wanna czarna jak pozostałe elementy armatury.
Przez środek łazienki przechodził biały puchaty dywan. Lustro było duże, idealne do porannych ,,bojów" w łazience.
 Martina bez zastanowienia weszła pod prysznic. Ciepłe strumienie okalały jej ciało, uwielbiała gorącą wodę. Szampon do włosów był z wyższej półki wiec bez wahania wylała go na bujne ciemnie włosy. Pachniał cudownie. Zapach był urzekający, aż żal jej było go spłukać.
Żel pod prysznic pachniał słodko, zapach ten był jednak idealnie wyważony.
Kiedy wyszła z pod prysznica wytarła się i wysuszyła włosy. Zostawiła je rozpuszczone, od co.
 Powoli podeszła do szafy, kiedy ją otworzyła czekały na nią bluzki, koszule, spodnie, sukienki, szorty, stroje bojowe i wiele więcej. Było tu chyba wszystko. Wbiła się w jakiś strój bojowy i założyła czarne trampki znanej firmy. Wszystko tu było markowe.
 Wyszła z pokoju i skręciła w lewo, przeszła kawałek ale coś szarpnęło ją za rękę. Odwróciła się.
Korytarz był zupełnie pusty. W odcieniach beżu i ciemnego brązy. Próbowała zrobić krok ale jak się okazało bransoletka trzymała ją w miejscu. Szarpała się z nią, aż po chwili nagle ta ,,moc" ją puściła i upadła na tyłek.
Warknęła cicho i wstała.  W drzwiach obok pokazała się nie kto inny jak Valentine.
 - Co to jest - mruknęła z irytowana dziewczyna.
 - Dzień dobry Martino, to bransoletka która działa jak magiczne kajdanki ja mam druga. Fajne jest to, że odległość mogę sobie regulować - uśmiechnął się.
 - Super, wręcz skacze z radości - bąknęła sarkastycznie.
 Mężczyzna podszedł do niej.
 - Musiałem, inaczej byś mi zwiała - stwierdził.
 - I miała bym racje - mruknęła pod nosem.
Blondyn przewrócił oczami.
 - Chodź, idziemy chce ci coś pokazać - oznajmił.
 - Wiesz po ostatniej takiej akcji mi już starczy więc może daj mi na razie spokój co ? - powiedziała parząc mu prosto w oczy.
 - Nie wydziwiaj idziemy - gdy to mówił nie widzialna siła szarpnęła dziewczynę tak, że znalazła się zaraz obok mężczyzny.
 - Jak je tego nienawidzę - warknęła.
*********************************************************************
Gdzieś w podziemiach Nowego Yorku...

 - Musimy przeżyć by odebrać Valentinowi władze - oznajmił Luke.
 - Tak, ale niestety jedyny jego słaby punkt to jego córka - mruknął przedstawiciel Clave.
 - Ta.. Tylko, że jak mu się uda ją przekonać do swoich racji to jesteśmy udupieni, a poza tym on jej pilnuje jak oka w głowie. Ona by nam pomogła - stwierdził wilkołak opierając się o ścianę w kanale ze ściekami.
- To ciekawe czemu zwiała - przewrócił oczami jeden z mężczyzn.
 - Ehh.. Nie patrzyliście na Jocelin ? Jak ona na nią patrzyła. Wiedziałem, że tak to się skończy - powiedział chowając twarz w dłoniach.

******************************************************************************
Valenine  zaprowadził dziewczynę do piwnicy której stał portal. Oboje przez niego przeszli. Znaleźli się w Alicante, miasto wyglądało jak dawniej. Nie było już zniszczone. Kierowali się w stronę Sali Anioła, kiedy do niej weszli brunetka widziała znajome twarze. W głębi stała Clary. Zatrzymała się kiedy ich oczy się spotkały.
 - Clary - szepnęła.
Ruda obróciła się w jej stronę. Patrzyła na nią ze smutkiem.
Czarnooka chciała do niej podejść, ale ojciec złapał ją w nadgarstku.
 - Martino, nie - oznajmił.
 - Przez ciebie wizja odgryzienia sobie ręki wydaję się coraz lepsza - mruknęła z irytacją.
 - Za dobrze cię pilnuje, ale musze przyznać, że charakterek to ty masz skarbie - mówiąc to pociągnął ją za sobą do przodu.
 - Dopiero się rozkręcam - stwierdziła.

 Trzy godziny później...

 Po strasznie nudnym spotkaniu Martina wróciła do czegoś co była skłonna nazwać domem. Tak naprawdę nie miała innego miejsca które mogła tak nazwać.. już nie. Valentine ciągał ją wszędzie ze sobą, czuła się jak by była jego ulubioną zabawką, bez której nigdzie nie pójdzie. Często badał ją wzrokiem przez co dziewczyna czuła się coraz mniej komfortowo. Na spotkaniu czuła, że ludzi rozbierają ją wzrokiem. Teraz siedziała w gabinecie ojca czekając aż skończy papierkową robotę.
Mężczyzna co jakiś czas zerkał na nią jak by bał się, że nagle zniknie.
Gabinet znała już na wylot.  Dochodziła 17:00, książki w jego gabinecie były nudne. Na szczęście Valentine pozwolił jej zamówić sobie ile chce książek, co dawało jej spore pole do popisu.
Czuła się trochę rozpieszczana, ale wiedziała, że blondyn pokrywa w niej nadzieje.
Rozumiała, że ojciec chce by przejęła po nim Krąg. Nie chciała tego ale nie miała jak na razie wyboru i prywatności.  Jedynie kiedy szła spać mogła się nacieszyć samotnością. Ostatnio rozmawiała z Bogiem i wyjawił jej, że nie odzyska wszystkich wspomnień, miłość jaką przeżyła jest jedną wielką tajemnicą. Jedynie pocałunek miłości mógł jej oddać te wspomnienia.
Nie zależało jej na tym jakoś szczególnie więc nie zaprzątała sobie tym głowy, jednak czuła, że jej czegoś a raczej kogoś brakuje. Jonathan był wielce zajęty matką, także brunetka nie widziała jej od ich wizyty w sali anioła kiedy to ojciec ją dorwał.  Zabawne jak wiele można zmienić jedną czynnością. Każda decyzja niesie za sobą konsekwencje dobre i te  złe.
To było banalnie proste jednak tak odległe od jej wizji, ale żyje się dalej.
Powoli jej niby mały mętlik w głowie narastał, teraz był wielkości co najmniej słonia.
 - Już kończę, zaraz zejdziemy na kolacje - odezwał się nagle Valentine.
 - Dobra - mruknęła nie chętnie.
 Nienawidziła takiego trybu życia. Był niezwykle nudny i irytujący.

Tym czasem w Alicante..

 - Wiedziałeś co on jej zrobił - jęknęła Clary.
 - Niestety tak - mruknął Jace obejmując dziewczynę i gładząc ją po włosach.
Mieszkali w rezydencji Lightwood'ów Valentine okazał się nie aż taki brutalny jak sądzili, jednakże trzeba im było na niego uważać. To nie bezpieczny człowiek i oni zdawali sobie z tego sprawę.
Podziemni ginęli masowo. Jednak tylko wilkołaki i wampiry. Jak to powiedziała jej ojciec.
,,Trzeba wytępić tą parszywą chorobę a ich śmierć to jedyny sposób" faktycznie jego głos był niezwykle przekonujący. Umiał idealnie dobierać słowa by zapewnić sobie zwycięstwo. Robił to z taką łatwością, chociaż to że w jedną noc spalił miasto i w jeden dzień je odbudował robi wrażenie.
Zapewnił ludziom wiele ulg, ale stworzył zupełnie inne od dawnych zasady. Zachował tradycje, ale wyróżnił tych który stali po jego stronie. Jak wiadomo Martina była bez stronna i zagubiona, ale widać jak on na nią naciska. Wyglądała na zmęczoną, jak nie na styraną.
Widać jednak, że bardzo jej pilnuje, Clary nie odzyska siostry zbyt łatwo, czuła to.
 - Boje się - szepnęła wtulając się w klatkę piersiową Jace.
 - Wszystko się ułoży - pocieszał ją chłopak.
 - Jaką masz pewność - szepnęła.
 - Żadną, ale musimy w to wierzyć, przecież wiara czyni cuda - sam w to nie wierzył ale czuł, że musi jej tak powiedzieć. Ona była taka bezbronna i niewinna.
***************************************************************************
Kiedy siedzieli i jedli kolacje, do saloniku wbiegł jeden z Kręgu. Dziewczyna go kojarzyła ze spotkania.
  - Proszę Pana mamy bunt, na szczęście jedno osobowy - oznajmił trochę zdyszany.
 - Rozumiem, Martino wstawaj idziemy - stwierdził wstając od stołu.
 - Jak bym miała jakiś wybór - mruknęła zrezygnowana.
 Kiedy dotarli na miejsce jakiś dobrze zbudowany mężczyzna trzymał dziecko.
 - Gdzie ten buntownik - zapytał Valentine.
 - To ten mały smarkacz panie - powiedział.
 - Nie zabijajcie go, tylko dajcie mu nauczkę - mruknął łapiąc brunetkę.
Jeden z mężczyzn się zamachnął.
 - Nie - warknęła a z jej ręki wydobywały się białe, błyszczące iskierki.
 - Nie pozwolę skrzywdzić dziecka - syknęła.
 - Martino jak ?! - zdziwił się Valentine.
 - Przepowiednia - mruknęła skupiając się na zatrzymywaniu mężczyzny.
 - Biała moc ?- spytał.
 - Nie - odpowiedziała.
 - Czarna ? - spojrzał na nią.
 - Też nie - odrzekła.
 - To jak ? - zapytał.
 - Obie - powiedziała ze spokojem.
 - Nie wierze, czemu mi nie powiedziałaś - złapała ją za ramiona.
 - Bo wiedziałam, że byś to wykorzystał - powiedziała piorunując go wzrokiem.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle trochę się rozpisałam doceńcie moje poświęcenie <3  Pozdrawiam i pamiętajcie że im więcej komentarzy tym wcześniej dodam nowy rozdział.


wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 16 cz.3

Woda okazała się nie taka zimna jak przewidywała. Wiedziała, że nie może oddychać ani zaczerpnąć kropelki wody bo będzie miała problem. Płynęła w górę ku powietrzu. Zgrabnie przebiła tafle wody wynurzając się i płynąc w kierunku lasu najbliżej Francuskiej granicy. Mężczyźni wpatrywali się w nią, byli bez silni. W oddali na brzegu widziała obozowisko Kręgu. Przydały się te lata pływania na zawodach bo nie mogliby jej dogonić w wodzie.
Po chwili zauważyła, że coś płynie w jej stronę. To były cztery demony wodne.
 - Cholera - mruknęła do siebie starając się przyspieszyć.
Jedna wielka walka z czasem, one na pewno były wysłane przez jej ojca by ją mu przyprowadzić.
Nagle usłyszała trzepot potężnych skrzydeł, dwa skrzydlate i paskudne demony leciały prosto na nią, brzeg był już blisko. Liczyła na łut szczęścia. Szybko wybiegła na brzeg chciała sięgnąć po miecz, ale nie zdążyła bo powalił ją jeden z demonów. Podniosła się jak najszybciej tylko mogła i zaczęła biec w stronę lasu. Jeden z latających demonów złapał ją za ramię, dziewczyna próbowała jakoś się uwolnić, jednak drugi demon jej to uniemożliwił. Nagle znalazła się w powietrzu szarpiąc się z demonami.
 - Puszczajcie mnie wy latające szczury - warknęła.
W oddali widziała Alicante i nocnych łowców obserwujących to zdarzenie.
Brunetka się rozbujała i wywinęła salto do tyłu i wpadła do wody. Został jeden problem, ,szczury" wodne. Płynęła jak najszybciej mogła, po chwili coś pociągnęło ją za nogę.
 - Puszczaj ! - krzyknęła.  Mimowolnie kopnęła go w coś co skłonna była nazwać pyskiem.
Znowu była blisko brzegu, trochę innego niż chciała ale wyboru to ona nie miała.
Wyszła na brzeg i znowu dwa latające demony chciały skorzystać z okazji.
 - Nie ma - powiedziała wyciągając miecz.
Jeden pod wpływem szoku odsunął się lekko więc wykorzystał okazje do ucieczki.
 W lasku czekały na nią zwykłe demony.
 - No więcej to was matka w domu nie miała - zirytowała się czarnooka.
  Starała się biec wzdłuż brzegu jak najdalej od obozu i wszystkich parchatych stworów.
Nogi zaczynały ją boleć ale wiedziała, że zatrzymać się nie może. Cała ociekała wodą, zaczynało się coraz bardziej ściemniać. Biegła tak trochę w kierunku Alicante. Schowała miecz i wyciągnęła mały sztylet. Miecz tylko ją spowalniał, miała coraz większą przewagę czasową nad demonami, ale czy jej to wystarczy. Niczego nie mogła być pewna, wszystko stało pod znakiem zapytania. Może powinna użyć swoich mocy, każda taka myśl była szansą na ucieczkę, ale ona musi udawać, że jej nie ma.
Że jest normalna jak inni. Nie chce stać się bronią w rękach ojca lub Clave. Dlatego zostawienie ich powinno być dla niej priorytetem. Nie może myśleć o sobie ani o swoich uczuciach. Niestety dla niej nic nie było proste. Co by teraz dała za jakiś pistolet którym mogła by pozabijać z daleka te demony.
Niestety one w końcu ją dorwały.
 - Chociaż próbowałam - szepnęła z irytacją.
 - Kurde może teraz udam obrażoną na cały świat dziewczynkę ? Ciągle musze grać, dramat.- pomyślała.
Demony rzuciły ją na piasek prosto do stup mężczyzny.
Buty były skórzane i stylowe, były jednej z tych bardziej znanych męskich firm produkujących buty.
Tak kogo na to stać z tego całego towarzystwa, nawet nie musiała patrzeć do góry by to wiedzieć.
Bez słowa wpatrywała się w piasek, nawet nie drgnęła, wiedziała że mężczyzna patrzy na nią.
Nie mogła podnieść głowy. Nikomu nie okaże co swojej słabości. Złapali ją trudno ale niech nie liczy na nic więcej.  Koniki polne w trawie zaczynały już powoli się budzić wiec usłyszeć można było ich melodie.
Nie dawała ojcu za wygraną, ona nie niego nie spojrzy. Tak to on musi ją do tego zmusić. Nie klęczała, po prostu siedziała na ziemi podtrzymując się rękami. Tak jak upadła tak się nie ruszała.
Słyszała stłumione głosy. Wiedziała, że jest sama tylko ona i on.
 - Martino, ja nie chce cię takiej widzieć - zaczął Valentine.
 - Moi informator obserwował cię i nie wyglądałaś na szczęśliwą - powiedział i przyklęknął.
Podniósł jej głowę automatycznie zmieniając pozycje w jakiej ona siedziała.
Patrzyła prosto na niego.
 - Nie mogłem, po ciebie nie przyjść rozumiesz ? - spytał.
 - Tak, ale Clary... - powiedziała coś w końcu.
Blondyn bez słowa przyciągnął ją do siebie i objął. Dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu.
 - Ona jest zakochana w Jace. Już nie musisz jej chronić - szepnął nie uwalniając dziewczyny z uścisku.
 - Będzie dobrze zobaczysz - oznajmił.
 - Naprawdę bym chciała w to wierzyć - mówiąc to poleciały jej łzy.
Valentine podniósł ją i bez słowa zaniósł do namiotu.

Następnego ranka..

Kiedy Martina się obudziła poczuła chłód na prawym nadgarstku. Nie chętnie otworzyła oczy, ale to co zobaczyła ją wystraszyło. Na jej nadgarstku błyszczała srebrna końcówka kajdanki która była przyłączona łańcuchem do Jonathana, który spał na łóżku obok.
 - Wiec nie chcesz żebym uciekła, sprytne nie powiem, chyba cię trochę nie doceniłam ojcze - pomyślała.
Położyła głowę na poduszce i patrzyła przed siebie. Zaczęła wodzić palcami po gładkiej, metalowej strukturze.
 Valentine wszedł do namiotu. Ubrany był w biały drogi, dopasowany garnitur. Jego białe włosy okalały twarz o wyraźnych rysach, nie miał zmarszczek. Jego cera była bez żadnej skazy. Miał szczupłą sylwetkę, ale był umięśniony, zauważyła to już wcześniej. Mężczyzna nie widział, że ona na niego patrzy. Miał zgrabne dłonie, od razu przypomniała sobie o Clary, ona też miała takie dłonie.
Martina zacisnęła powieki by wyrzucić z głowy te myśl.
 Po woli otworzyła oczy, blondyn dalej stał na swoim miejscu, wyglądał jak by czegoś szukał. Brunetka usiadła bezszelestnie wpatrując się w niego.
 Po jakiś dwóch minutach czarnooki odwrócił się w stronę wyjścia i zauważył dziewczynę.
 - Martino.. - powiedział patrząc na nią z przejęciem.
Dziewczyna tylko na niego spojrzała i podniosła rękę z łańcuchem. Mężczyzna podszedł do syna i odpiął je i skinął głową do niego i przypiął ja do swojej lewej ręki . Ubierz się i idziemy, łańcuch miał długość metra.
 - Dobrze - zgodziła się.
Valentine odpiął ją na chwile i pozwolił jej się ubrać. Kiedy skończyła przypiął ja z powrotem.
Dzielił ich metr, mężczyzna ruszył w stronę wyjścia z białego namiotu, brunetka chcąc nie chcąc musiała za nim iść. Po chwili dorównała mu krokiem i szła.
Było wcześnie rano, delikatna mgła utrzymywała się nad jeziorem. Słońce powoli wychodziło z ponad lasu. Nie kierowali się do żadnego namiotu, wręcz w kierunku Alicante.  Kiedy weszli na pagórek odwrócił dziewczynę szybko do siebie.
 - Chce ci coś pokazać - powiedział odwracając ją.
 - To jest nasza siła córeczko - uśmiechnął się.
Pod brunetką ugięły się nogi miasto płonęło w pewnych momentach czuła zapach krwi i spalenizny, słyszała krzyki ludzi. Upadła na kolana, ojciec za nią. Objął ją i przyciągnął do siebie.
 - Teraz my tu rządzimy skarbie - mruknął głaszcząc ją po głowie.
Martina wtuliła się w niego, oddychała ciężko.
 - Nic im nie będzie nie zginęło wielu, ale bunt przeciwko mojej, nie naszej władzy został stłumiony.
 - Clary i jej przyjaciele też są, muszą być po naszej stronie - powiedział z dumą głaszcząc ja po policzku.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle w tym rozdziale :3 Mam nadzieje że się wam podobał i nie zapomnijcie o zostawieniu po sobie opinii w postaci komentarza. TAK AGATA NIE DŁUGO WRÓCI CAINE :D

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 15 cz. 3

Dwa tygodnie poźniej...

Valentine przejął już większość instytutów Europekskich. Tylko Francja i Polska jakoś sie trzymały. Krąg byl bardzo brutalny w walce, czasami przychodziły listy od jego przedstawiciela. Narady byly praktycznie co dziennie, dla córek Valentine i Jace zrobiono wyjątek.  Narady były zwykle dla osob pełnoletnich.
Krąg zajął obszar w okół jeziora, dziewczyna wiedziała co sie twraz stanie.
 Obrady trwały juz od ponad godziny, nocni łowcy nie mogli dojść do porozumienia.
Nagle na końcu sali pojawił się kłąb czarnego dymu, z którego wyłonili się Valentine i Jocelin.
Kobieta wtulała się w blondyna co wywołało ogólne zdziwienie.
 - Co ! - parsknął Luke.
Clary stała jak wryta, patrzyła na matkę z niedowierzaniem. Martina natomiast wpatrywała się w ojca który się do niej ciepło uśmiechał.
 - Podejdź do nas Martino, chyba dawno nie widziałaś mamy - powiedział z zadowoleniem.
Dziewczynę dosłownie zamurowało, patrzyła prosto na niego, słyszała co mówi ale nadal w to nie wierzyła. Brunetkę ogarnął paraliż nie mogła się poruszyć. Poczuła, że ma nogi z waty, jej siostra wtuliła się w Luke.
 - Chodź do nas - dopowiedziała Jocelin.
Wszyscy na nią patrzyli, za razem miała ochotę pobiec do nich, ale wiedziała, że nie może.
 - Wybierz Martino albo nas albo ich - oznajmił przedstawiciel Clave.
 Dziewczyna się zawahała.
 - A dajcie wy mi wszyscy spokój - krzyknęła i wybiegła bocznym wyjściem.
Nie wiedziała gdzie biegnie, chciała tylko znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
Po chwili zorientowała się, że ktoś ją goni, przyspieszyła.
Kim kol wiek oni byli, bardzo nie chciała się z nimi spotkać. Chciała uciec i zaszyć się w świecie przyziemnych, obojętnie w jakim kraju, byle by uciec.  Mężczyźni nie dawali za wygraną cały czas ją gonili, jednak nie mogli jej dogonić. W oddali widać było las iglasty wiec miała szansę uciec im, w najgorszym wypadku mogła liczyć na to, że wejdzie na drzewo. Skakać po nich też może, dla niej to żadna różnica. Może ociekać cała krwią a się nie podda.
Wbiegła do lasu więc zmieniła trochę kierunek biegu, musiała ich zgubić miała jakieś dwie minuty przewagi i starała się biec jak najbardziej cicho i nie zostawiać śladów. Właśnie zdała sobie sprawę z własnej głupoty, przecież ona biegnie prosto w stronę jeziora co za tym idzie, krąg ją dopadnie.
Musiała teraz skręcić ostro w lewo.  Słyszała za sobą głosy ,, Pan będzie zadowolony jak mu ją przyprowadzimy".
 Po moim trupie frajerzy - pomyślała.
Po chwili okazało się, że stoi na klifie z którego mogła tylko skoczyć do jeziora.
Niestety ją dogonili.
 - No skarbie jest tylko jedna droga - stwierdził jeden z nich.
 - Masz racje - zgodziła się po czym skoczyła prosto do jeziora.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieje, że się wam podobało :3 4 komentarze = rozdział <3 Pozdrawiam !
Nie żeby ktoś był zachłanny Julka <3 Ja cb też :*

Rozdział 14 cz. 3

 - Ciekawe co z Martiną - myślał na głos Jonathan.
 - To działo się tak szybko, ona nagle zbladła i zemdlała - zasmucił się Valentine.
 - Kto ją więc ma ? - spytała związana Jocelin.
 Mężczyzna złapał się za głowę.
  - Niestety ten cholerny Luke - warknął.
 - Czyli nie muszę się o nią martwić - z jej twarzy widać było że jej ulżyło.
 - I tak ją dorwę, jak skończę robotę w Alicante - stwierdził Jonathan.
 - Clary też - upomniał go mężczyzna.
 - Wiem - mruknął.
 - Nie waż się ich tknąć - warknęła.
Blondyni się zaśmiali.
 - To tak samo moje córki jak twoje Jocelin - stwierdził czarnooki.
 - Martina zna Jonathana ona ich uprzedzi - uśmiechnęła się kobieta.
Valentine przekręcił lekko głowę.
 - Nie pierwszy raz będziemy ją szantażować, że jak puści parę to cię skrzywdzimy.
 - Tyyy.. - warknęła.
 - Tak ja - uśmiechnął się.
Jonathan wstał i poszedł po coś do kuchni.  Kiedy wrócił trzymał zdjęcie Martiny.
 - Nic jej nie jest zobacz sama - pomachał jej zdjęciem przed oczami, po czym położył je na stole.
Nagle w pokoju pokazał się kłąb czarnego dymu.
 - O! Lilith już jest - uśmiechnął się Valentine.
 - Witajcie, więc mam jej zrobić pranie mózgu tak ? - spytała od razu przechodząc do rzeczy.
 - Tak - odrzekł mężczyzna.
 - Nie! Nie ! - krzyczała kobieta.
 - Nie będzie bolało - zaśmiała się demonica podchodząc do Jocelin. Po chwili dotknęła jej głowy,
w około pokazały się fioletowe iskierki. Ruda upadła na sofę.
 - Kiedy się obudzi będzie Ci zupełnie oddana - oznajmiła.
 - Wyśmienicie - stwierdził całując ją w dłoń.
************************************************************************
 - Co robimy w związku z Valentinem - zapytał Luke.
Byli na obradach Clave, poszedł na nie z Alec'em pozostali musieli w zostać w domu.
 - Mamy jego córkę - oznajmił jeden z zgromadzonych.
 - To tylko dziecko, a poza tym nie będziemy jej za nic sprzedawać, on i tak się na nic nie wymieni - oznajmił przedstawiciel Clave.
 - Masz racje - zgodzili się pozostali.
Sala była cała w złocie i bieli, delikatne kunsztowne ornamenty dodawały jej uroku. Wyglądała jak z baśni. Przypominała bardziej sale balową niż miejsce spotkań.
 - On prędzej czy później zaatakuje Alicante - oznajmiła pani konsul.
 - Racja, ale musimy mieć plan - stwierdził blondyn siedzący obok niej.
 - Krąg zbiera w sobie coraz więcej osób, spora część odeszła od nas i przyłączyła się do tego potwora. 
 - Może, jego córka wie co planuje - spytał jeden z nich.
 - Nie, ona nic nie wie pytałem - oznajmił Luke.
 - Rozumiem - odparł roszczarowany.
 - To będzie problem - stwierdziła kobieta stojąca w końcowym kącie sali.
 - Trzeba będzie wezwać więcej instytu..
 - Zaatakowano Londyński instytut ! To sprawka Kręgu! - krzyknął meżczyzna który wbiegł do sali anioła.
 - Cholera, przejeli kolejny. Niech wszyscy nocni łowcy przyjadą do Idrysu, szykuję się wojna ! - krzyknął przewodniczący Clave.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli się wam podobało nie zapomnijcie o komentowaniu pozdrawiam :3

Rozdział 13 cz.3

Kiedy udało się jej w końcu zasnąć cały czas nękały ją koszmary. Wszystkie wspomnienia wracały dosyć chaotycznie i jeszcze głos boga ,, Żeby zapobiec wojnie Jonathan musi wygrać i zjednoczyć demony, nocnych łowców i anioły.." To nie dawało jej spokoju, po jakimś czasie sen zmienił się nagle. W około niej panowała ciemność. Czuła, że spada w dół i znowu ten głos ,, Twoje moce i wspomnienia wrócą ale twój ojciec będzie pamiętał tamte trzy światy, Jonathan również to bardzo potrzebne.." Każde słowo rozsadzało jej głowę, czuła okropny ból. Był on nie do zniesienia i nagle chłód. Czuła go na każdym minimetrze ciała. Czuła się strasznie słabo. Trudno jej byłoby to opisać to trzeba przeżyć by zrozumieć. Mięśnie dziewczyny zaczynały ją boleć. Czuła się jak by spadła z wysokości. Nie wiedziała jak może czuć to w śnie, ale czy to można było nazwać snem.
Nagle ze snu wyrwał ją krzyk młodego chłopaka.
 - Valentine przejął instytut w Berlinie - echo rozniosło się po domu.
Po chwili na dół zbiegł Luke, brunetka niechętnie wstała czuła się jak by miała watę zamiast nóg.
Podeszła do mężczyzny.
 - Co się stało - powiedziała ochryple.
 - Źle wyglądasz - stwierdził i dotknął jej czoła.
Dziewczyna zachwiała się na nogach, wilkołak natychmiast ją złapał.
 - Ty masz gorączkę - stwierdził.
 - Musimy ją gdzieś położyć - stwierdził.
 - Przyniosę kołdrę i koce - wykrzyknęła Izzy schodząca po schodach.
 - A ja poduszki - uśmiechnął się Max.
Luke wziął ją na ręce.
 - Zaniosę ją na kanapę tam będziemy mogli ją obserwować.
Brunetka przewróciła oczami.
 Kanapa była miękka, i taka chłodna.
 - Martina, blado wyglądasz. Czy Valenine coś ci zrobił - spytał.
 - Nie-wiem, ale mi du-szno - mówiła ledwo.
 - Otworze okno - oznajmił.
 - Wiesz, że nie lubię jak ludzie przy mnie latają - stwierdziła ochryple.
Luke spojrzał na nią poważnie.
 - Jesteś chora, musimy cię wyleczyć - stwierdził.
Dziewczyna odgarnęła sobie grzywkę z lewego oka.
Po chwili przyszli wszyscy z całym ,,wyposarzeniem "
****************************************************************
Kiedy Clary i Jace wrócili do domu zobaczyli, że wszyscy biegają po domu jak by czegoś szukali.
 - Szukacie czegoś ? - spytał Jace.
 - Termometru - mruknął Alec.
 - W szufladzie w kuchni - mruknął bez przekonania.
 - Dzięki - krzyknęła Izzy z kuchni.
 - Kto jest chory ? - spytała Clary.
 - Martina, ale jeszcze nie wiemy co jej jest - oznajmił Luke schodzący po schodach.
**************************************************************************
Niestety rozdziały będą trochę krótkie, ale piszę na zapas bo wyjeżdżam :p i będę mieć gości.
Ale to nie zmienia faktu że liczę na komentarze ;) Ej ja już mam 3 w zapasie postarajcie się trochę. Mogę wam wrzucić 3 rozdziały xD

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 11 cz.3

 - Clary ? - mruknął Jace.
 - Tak ? - spytała.
 - Dłużej się nie powstrzymam - szepnął.
Chłopak zaczął całować dziewczynę, która po chwili odwzajemniła pocałunek.
W ich oczach tańczyły iskierki pożądania. Blondyn zaczął pieścić włosy dziewczyny.
Pocałunek z delikatnego i nieśmiałego przeistoczył się w gorący i namiętny.
Zielonooka została przyparta do ściany, ale to tylko bardziej ją podniecało.
Zaczęła pieścić jego włosy, złotookiego przeszedł dreszcz.
 - Podoba ci się - szepnął.
 - Bardzo - powiedziała zarumieniona.
 - To dobrze bo przez najbliższy czas nie zamierzam przestawać - szepnął.
Znów zaczęli się całować. Dziewczyna cicho jęknęła.
 - Podniecają mnie twoje jęki - powiedział gładząc ją po policzku.
Clary patrzyła na niego z pożądaniem.
 Chłopak wrócił do poprzedniej czynności, lecz jego ręce błądziły po jej plecach aż w końcu spoczęły na tali. Cały świat wokół nich zniknął, liczyli się tylko oni i ta chwila. Nie było nic ważniejszego.
 Chłopak zamruczał, oboje byli podnieceni.
 Nagle ktoś zapukał do pokoju Jace.
 - Tak - spytał przez śmiech chłopak,
 Oboje chichotali.
 - Hodge was prosi - mruknął Alec.
************************************************************************
 - Martina, ubieraj się w strój bojowy i idziemy - mruknął Jonathan.
 - Niby gdzie ? - spytała.
Dziewczyna leżała na łóżku i patrzyła na chłopaka do góry nogami.
 - Nie zadawaj pytań - powiedział podnosząc ją.
Dziewczyna prychnęła i poszła się ubrać.

Chwilę później...

 - Idziemy - oznajmił Valentine.
 - Gdzie do cholery - zirytowała się dziewczyna.
Mężczyzna przewrócił oczami i pociągnął Martine za nadgarstek i przeszli przez coś na wzór drzwi.
Pojawili się na jakiejś polanie, a konkretnie w Idrysie, ale brunetka i tak musiała udawać Greka*.
 - Przypomnisz mi czemu ja się na to zgadzam ? - mruknęła.
 - Bo mam twoją matkę - stwierdził.
Dziewczyna westchnęła.
 - Że też musze udawać słodką dziewczynkę, to jest okropne - pomyślała.
Blondyn złapał ją za nadgarstki i związał zręcznie.
 - Co ty wyprawiasz - warknęła.
- Nie pozwolę ci uciec - powiedział nie puszczając liny.
Czarnooka przewróciła oczami.
 Mężczyzna ciągnął ją do przodu mimo oporu jaki zadawała Martina.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
*udawać, że nie ma się pojęcia, wiedzy na jakiś  temat; zachowywać się jak ktoś niezorientowany, nierozumiejący określonej kwestii, mimo że w rzeczywistości jest inaczej.
To na tyle :3 Pamiętajcie o komentowaniu !! Bo rozdziału nie bd bez komentarzy.
Mam do was prośbę napiszcie pewnej osobie by kotynynułowała blog bo szkoda jej talentu marnować http://kibabloguje.blogspot.com/2015/07/rozdzia-xix-xx-powrot-z-samego-pieka.html



 

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 12 cz. 3

Valentine wślizgnął się nie zauważony do Alicante. Kierował się w stronę Sali Anioła.
  Kiedy weszli do środka trwała narada.
 - Kurde, graj dobrze. Nie schrzań tego, boże jak oni się gapią, maślane oczy już ! Przekonaj ich jak ci źle tak żeby ojciec nie widział. Boże jak on mnie ściska za ramie, boli. Puść to pobiegnę, czy ja dobrze widzie ? Clary i Jace, nie ona nie może mnie zobaczyć takiej i jeszcze z nim. Nie krzycz proszę. Robię to dla sprawy inaczej była bym ,,dobrą" córką. Kupiliście to ? Może delikatne łzy w oczach, że niby o mój Boże Clary ? Na anioła, to może się udać - pomyślała.
 - Clary - powiedziała z tęsknotą w głosie.
 - Martina - wrzasnęła dziewczyna.
Brunetka starała się jak mogła wyjść na słodką i niewinną. Celowo próbowała pobiec w stronę rudej, ale jak przypuszczała ojciec ja zatrzymał.
 - Przyszedłem wam zadać proste pytanie - zaczął ojciec.
 - Poddacie się teraz czy trzeba z wami walczyć, a jak wiecie mam wszystkie dary anioła - stwierdził.
 - Tee a kiedy ty zdobyłeś miecz ja się pytam ?! - pomyślała.
 - Chyba śnisz Valentine - burknęła konsul.
Czarnooka wpatrywała się w Clary, którą od biegu powstrzymywał Jace.
Dzięki swoim ,,efektom" po wypiciu krwi z kielicha słyszała dokładnie rozmowę siostry, blondyna i o dziwo Luke. Zdziwiła się, że go tu wpuścili, ale wszystko możliwe, oni boją się Kręgu.
 - Musimy ja mu zabrać - jęczała zielonooka.
 - Teraz nie możemy - uspokajał ją wilkołak.
Z jego głosu słychać było poczucie winy.
  - A gdybym tak ,,zemdlała" to może była bym z Clave ? Przecież tego wymaga mój plan, ale to będzie cholernie trudne do odegrania. Gdy bym mogła wykrzesać chociaż iskierkę mocy mogłabym się zrobić blada. W prawdzie mogła mi ,,zaszkodzić" krew z kielicha. Zdarzają się przypadki osłabienia przy silnych zdolnościach. Jak to rozegrać, muszę wyczuć moment.
  Teraz.. - pomyślała.
Udało jej się wykrzesać nie zauważalną  i nie wyczuwalną iskierkę mocy dzięki, której zbladła i po chwili, chociaż nie spodziewała się takiego efektu zemdlała sama. Czuła się jak by tonęła w mroku. Bardzo dzienne uczycie, świat wirował w około niej. Dźwięki słyszała jak z pod wody. Nie mogła się ruszyć, to jeden z efektów czaru. Czuła jak ktoś inny bardziej delikatny ją łapie. Stłumiony głos ojca coś krzyczał, ale po chwili ucichł, a ona ciągle spadała w dół. Ktoś ją podniósł i zaczął iść.
Poczuł po jakiejś chwili poczuła znajomy zapach perfum Luke i Clary.
Ktoś przekazał ją wilkołakowi. Szli jakieś 10 minut aż poczuła jak by wchodzili po schodach. Czyż by rezydencja Lightwood'ów. Najprawdopodobniej bo słyszała głos Max, Izzy i Alec'a.
Poczuła jak mężczyzna kładzie ją na czymś miękkim, chyba sofa w salonie jak dobrze kojarzy. Zabawne4  w tej całej ,,amnezji" częściowej jest to, że panięta większość osób ale nie zbyt co robiła z nimi po za ojcem i Jonathanem. Od reguły zawsze są wyjątki. Nie pamiętała nikogo z piekła i nieba po za Razielem i Lucyferem.
 Po chwili poczuła, że ktoś ją wachluje. Zaczynała coraz lepiej słyszeć, udało jej się wychwycić słowa Luke.
 - Valentine chyba przesadził z ilością czarów i pewnie kazał jej pić z kielicha, to podły człowiek - stwierdził.
 - Ale nic jej nie będzie - usłyszła jęk Clary.
 - Raczej nie - odpowiedział jej wilkołak.

Następnego ranka...

 - Ał moja głowa gdzie ja jestem - jęknęła Martina łapiąc się za głowę.
 - W domu Lightwood'ów w Idrysie - powiedział Luke.
 - Co się stało pamiętam tylko, że stałam w sali anioła a potem jak bym się topiła w mroku - skłamała po części.
 - Wszystko ci opowiem później, Valentine mocno przesadziła z tym co z tobą zrobił - uznał.
 - W prawdzie tak, ale wytrzymywałam to tylko dla mamy - stwierdziła.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To by było na tyle do następnego papa :* 4 Komentarze = Następny rozdział.