Łączna liczba wyświetleń

sobota, 6 lutego 2016

Zamykam bloga...

To już koniec tego bloga, nie mam już na niego pomysłu. Niestety musiałam to w końcu napisać :c W komach możecie pożegnać starych bohaterów lub napisać coś chcecie.
Pozdrawiam !
Zapraszam was na bloga, który bardzo różni się od tego, również spotkacie tam Martine :)
http://daryaniolamorgernstern.blogspot.com/

sobota, 16 stycznia 2016

Zapraszam na nowy blog o Nocnych łowcach !

Przypominam o nowym rozdziale na miom blogu :3 Dzieje się w nim naprawde dużo i pot postem jest ważne pytanie :3
"Widzę ojca ze strzykawką, wiem że jestem do czegoś przypięta.
- To tylko krew anioła - mówi.
Słyszę swój głośny krzyk ".
http://daryaniolamorgernstern.blogspot.com/2016/01/rozdzia-7-szansa.html

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 4 cz.4

Kolejny rok upłynął pod znakiem tortur bólu i krwi, jedyną osobą dzięki której nie oszalała był syn Raziela Caine. Czasem przychodzi do niej by ją odwiedzić i pocieszyć . Z każdy dniem ból był większy, a jej nienawiść do anioła coraz większa.
Pewnego dnia wiedziała, że dłużej nie wytrzyma...

 Martina dotknęła wisiorka na swojej szyi. Był przyjemnie zimny.
 - William - wypowiedziała jego imię cicho.
Po chwili przed kratą pojawił się kłąb dymu. Z każdym momentem przybierał coraz bardziej ludzki kształt, aż w końcu ukazał jej się znajomy chłopak.
 - Witaj, więc podjęłaś już decyzje ? - spytał dla upewnienia się.
 - Tak, zabierz mnie z tond - jęknęła cicho.
  - Daj rękę na to zawrzemy pakt na zawładnięcie moim światem potem będziesz już wolna. Wspomnienia osób które cię tu znały zniknął. Tylko twój brat będzie cię pamiętał - oznajmił.
 - Oczywiście - wyciągnęła do niego rękę.
Kiedy ich dłonie się dotknęły cała cela rozbłysła fioletem, jej moce magiczne powróciła. Odzyskała utraconą siłę. Na jej dłoni pojawił się pentagram, chłopak wyciągnął ją z celi.  Następnie jej poszarpane białe ubranie zmieniło się w fioletową wytworną sukienkę, na jej bosych stopach pojawiły się buty na wysokim obcasie w tym samym kolorze.
 Wszystkie jej rany zniknęły, jej włosy ułożyły się pierwszy raz od około roku.
Pod nimi pojawił się fioletowy pentagram i oboje zniknęli w nim niczym subtelna fioletowa mgła.

Podbicie świata dla Will'a zajęło około dwóch tygodni. W czasie jej nie wili i podboju potoczyła się dobrze nam znana historia z książki.  Sebastian umarł podzielając los ojca. Wszyscy po za nim pamiętają tą historie jak z książki po za nim jednym.  Nikt nie pamięta, że wielki ród Morgernsternów miał jeszcze jedną osobę.  Clave jest przekonanie, że wytłukli ten ród raz na zawsze, lecz racji nie mają.  Raziel zapomniał o jej zdolnościach i skupił się na Annie. Która stała się podła, brudna biała moc. Kiedy Martina wróciła pokonała ją zabierając jej moc i muc dzięki temu w miarę zrozumieć i opanować jej ciemną moc. Niestety im więcej mocy tym trudniej więc musiała się doszkolić w tej kwestii. W tym celu ukryła siew świecie przyziemnych jak nie gdyś jej matka. Lecz ta sielanka nie mogła trwać wiecznie gdyż w Nowym Yorku napotkała Clary i uwięzionego w nowej pułapce Simon' a i Jace.

Clary mocowała się z parzącą demoniczną ścianą. Oczywiście nikt z nich nie wiedział, że to demoniczne szkło.
Martina nie mogła powstrzymać śmiechu kiedy zielonooka odskakiwała z bólu i brała palec do buzi.
  - Ty nas widzisz ?! - zdziwiła się ruda.
 - Ależ oczywiście, jesteś naprawdę śmieszna kiedy mocujesz się z demoniczna pułapką - oznajmiła rozbawiona.
 - Bo ty niby potrafisz ją otworzyć, a po za tym to czemu nas widzisz - mruknęła.
 - Oczywiście i bo jestem samym co ty - przewróciła oczami i podeszła do pułapki.
Jednym ruchem palca nakreśliła jakiś symbol,  ścianki rozpadły się w drobny mak.
 - Ciebie to nie parzy i jak to zrobiłaś ? - zdziwiła się.
 - Cóż parzy, ale trzeba to wytrzymać i nakreślić tamten symbol by to otworzyć. Zabawne, że demony musiały być w Europie, cóż tamte mają ciekawe pomysły - zaśmiała się.
 - Clave szuka nocnych łowców którzy przetrwali, zgłosiłaś się ? - zapytała.
 - Nie, ja nie popieram Clave więc nie będę im nic zgłaszać to raczej dosyć oczywiste - mruknęła.
 - Jesteś z kręgu - zapytał odzywając się w końcu Jace.
 - Nie, nie jestem. Po prostu myślę, że ich poglądy to istna herezja - stwierdziła.
 Blondyn spojrzał na nią zaskoczony.
 - Nawet po wybiciu całej zakały nocnych łowców czyli Morgernsternów - zaskoczył się.
 - Sebastian nie żyje - zdziwiła się.
 - Tak, Clary go zabiła - oznajmił.
  - Więc to jest Clary.. Dzięki Jace - pomyślała.
 Brunetka zaczęła się śmiać.
 - Co cię tak bawi ? - zapytał zirytowany Jace.
 - To jak bardzo głupie to było, wy wiecie, że szatan nosi nazwisko Morgernstern ? Serio myślicie, że on go nie wskrzesi ?  Myślicie nie racjonalnie, z resztą pogorszyliście tylko sytuacje, ale to nie moja sprawa - uśmiechnęła się.
  - Musimy cię zabrać do instytutu bo gadasz jak osoba chora na demoniczną ospę - mruknął złotooki.
 - Jak tam sobie chcesz, cóż tylko marnujesz czas - burknęła.
Dziewczyna dość niechętnie poszła z nimi, cóż nie miała nic do stracenia, nawet jeśli Clave jakimś cholernym cudem postanowi ją ściągnąć do Idrysu i zresocjalizować to i tak nie ma ambitniejszych planów. Przecież i tak czeka na ożywienie Sebastiana, wiedziała jaka będzie z tego brutalna wojna,
chociaż ona zamierza się w to nie mieszać bo niby po co i dlaczego.

Instytut był taki jak go zapamiętała, teraz zarządzała nim jakaś kobieta.
Od razu zaczęła u niej szukać wszelkiego rodzaju objawów chorób nocnych łowców.
Po jakimś czasie stwierdziła, że brunetka jest zdrowa jak rydz.
Niestety stwierdziła, że musi poinformować Clave, że jest taka pewna osoba nie zgłoszona do rejestru i w dodatku bez nazwiska. Zaskakujące jak dobrze ojciec nauczył ja kłamać.
Dlaczego nie słuchała go kiedy mówił, że to się przyda. Chociaż tak czy tak musiała się tego nauczyć. 
Zapewne wiadomo co mogło stwierdzić Clave ,, Do Alicante z nią do szkoły nocnych łowców".
W sumie to jest za dobrze nauczona na takie pierdoły jak szkoła.
Córka Valentine w szkole, dla grzecznych nefilm. To musi być śmieszne.
Z tego co udało się jej usłyszeć wywnioskowała, że Clave stara się wytropić i zabić wszystkich Morgernsternów. Podobno sprawdzają możliwość bycia jeszcze jakiś w ukryciu, ale Martina dobrze wiedziała, że jest jedyna.

Do Idrysu miał ja zabrać Magnus i Luke. Już gorszego idioty wybrać nie mogli. Byle żeby zauważył jej dość dużego podobieństwa do ojca i matki. Mogła się tylko modlić o to by Jocelin nie przypomniała sobie, że ma jeszcze jedną córkę.
Portal był wielki i niebieski, jego błękit konkurował z niebem. 
 - Kogoś mi przypominasz - zamyślił Luke.
 - Zwykły prosty przypadek - stwierdziła ucinając ten temat.
 - Gdyby ród Morgernstern nie wyginął, patrząc na twoje oczy można by było stwierdzić, że jesteś jedną z nich - stwierdził.
 - Cóż może nie wiem kim jestem, ale taka błahostka jak kolor oczu nie ma w tym znaczenia nie uważasz ? - zapytała.
 - Może i masz racje, ale ten kolor jest dość rzadki u nefilm - mruknął.
 - Nie wiem czemu go mam, ale to tylko zwykły kolor jak każdy inny - ucięła.
 Wilkołak spojrzał na nią i kiwnął głową.
Oboje weszli do portalu i zniknęli w nim.
Po czym poszli do Sali Anioła.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

UWAGA!!!

Cóż nie będę ukrywać, że prawdopodobnie zakończę 4 częścią historie Martiny chociaż to zależy od was, napiszcie w komentarzach czy wolicie żebym ją kontynuowała czy zakończyła.  Tym czasem zapraszam na mojego 2 bloga :3 Na pewno się wam spodoba ! http://sekretanabell.blogspot.com/

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 3 cz.4

Kiedy się obudziła zewsząd otaczały ją kraty i kamień. To była najwyraźniej ciemna i zimna cela.
Jej ciało cierpiało w parodii agonii. Delikatne światło pozwalało jej jedynie zobaczyć swoje ciało.
Była cała we krwi, jednak to nie była jej krew. Malutkie kropelki wyglądały tak jak by ktoś ją ochlapał ową metaliczna cieczą. Miała na sobie nie dawno białą sukienkę, która teraz była co najmniej białoczerwona. Do kostki miała przyczepiony długi i zimny łańcuch. Był on z anielskiego srebra. Palił jej skórę kiedy tylko próbowała go szarpnąć i oswobodzić się z okrutnych więzów.
Każdy minimetr jej ciała miał gęsią skórkę. Trzęsła się z zimna.  Tylko, że starała się to ignorować, lecz na próżno.  Czuła się podle.  Usłyszała donośne kroki więc położyła się na ziemi i się skuliła z zimna. Była słaba, jej psychika próbowała ją zabić.
 - Krew, ojciec, Jonathan, ból, śmierć, strata, agonia, wrzask, ciemność, chłód, łuk, anioły, zło, Raziel, cierpienie, czerń, jęk - słyszała w swojej głowie.
 - Martino, masz już dosyć - spytał rozbawiony anioł.
Jak ona znała ten głos pozornie ciepły.
 - Moja odpowiedz nigdy się nie zmieni zrozum to w końcu - warknęła cicho, jej moc nie działała.
 - Dobrze, więc zabrać ją - krzyknął.
Kraty się otworzyły a do celi weszły dwa anioły, najprawdopodobniej mężczyźni.
Odczepili od jej nogi łańcuch, nie miała siły walczyć. Ledwo mogą się ruszać.
Kierowali się do jakiejś małej sali, jak się po chwili okazało, to była sala tortur.
 - Jesteś chory - jęknęła.
 - Może zmieniłaś zdanie - spytał uśmiechając się.
 - Chce się zgodzić, nie mogę się zgodzić, chce, ale nie mogę, musze, ale nie mogę, nie chce bólu, ale muszę go wytrzymać. Wariuje !! - pomyślała.
 - Nnnie mmmogę muszę wytrzymać - skowytała, w jej oczach pojawiły się łzy.
 - Ach, no tak twój ojciec, olej go i dołącz do mnie, nie będziesz cierpieć - oznajmił.
 - Muszę, nie mogę go zdradzić - jęknęła.
 - Wiec zacznijmy - stwierdził.
 - Nie błagam, nie rób mi tego, proszę zlituj się - płakała.
 - Więc zgódź mi się służyć - powiedział ujmując jej twarz.
 - Dlaczego tak mnie chcesz, przecież jestem słaba i ci nie zagrażam, błagam  wypuść mnie stąd - prosiła.
 - Potrzebuje cię Martino - mruknął.
 - Mogę oddać tą moc komu tylko zechcesz, ale błagam zostaw mnie - jęczała.
 - Nie mogę - powiedziała głaszcząc ją po policzku.
 - Z-z-zga.. nie nie mogę - wrzasnęła.
Poczuła tylko jak mężczyźni przypinają ją do ściany kajdankami.
 - Pamiętaj, że wystarczą dwa słowa ,,zgadzam się"  i skończymy - oznajmił a ona poczuła przeszywający ją na wskroś ból.
Czuła na swojej skórze bicz. Z każdym jego uderzeniem jej jęki się nasilały, krew lała się z niej delikatnymi strumyczkami spływając na kamienną podłogę.  O dziwo bicz nie dotykał jej twarzy.
Jak się domyślała Raziel chcę ją widzieć.
 - Przestańcie, to boli - krzyczała przerywając ciszę po między uderzeniami.
 - To nie te słowa, mała - uśmiechał się Raziel.
Czuła, że agonia ma z niej niezły ubaw. Rany piekły ją nie miłosiernie.
Nagle anioł przestał. Raziel podszedł do niej i wziął w ręce naszyjnik od Willa.
 - Całkiem ładny, twarda jesteś ale miękniesz - szepnął całując ja w szyję.
Dziewczyna poczuła wielkie obrzydzenie.
 - Jeszcze będziesz moja, ewentualnie mojego syna Martino, ale zawsze będziesz należała do Nieba - powiedział.
Po chwili od nowa zaczął się ten sam tylko gorsy ból, teraz połączeniem obu anielskiego i demonicznego bicza. Dziwne jak im się to udało.
Ale to było dużo gorsze niż każdy ból jaki kiedykolwiek odczuwała.
 Wiła się krzycząc z bólu, jednak anioła to nie ruszało.
Stał i patrzył z tym swoim wesołym uśmieszkiem, a ona czuła, że z każdym kolejnym uderzeniem zbliża się do utraty przytomności.
Nagle usłyszała głos.
 - Stop, bo ona na m tu zejdzie - mruknął Raziel.
 - Zanieście ją do celi - wydał im rozkaz.
Kiedy ją odpięli upadła bez silnie na kamienną podłogę, zdzierając sobie skórkę z kolan.
Leżała we własnej krwi dopóki mężczyźni jej nie podnieśli i nie wrzucili z powrotem do celi.
Do jej nogi znowu przypięto długi łańcuch.
Po jakiś czasie padła wycieńczona z bólu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle mam nadzieję, że się wam podobało :3 Pozdrawiam i czekam na komentarze :D

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 2 cz.4

- Musze dać radę musze ! Ale nie mogę - pomyślała i znów zaniosła się od płaczu.
Łkała cicho. Jej ciało przepełniał ból, jej największą słabością była wrażliwość.
 - Czemu ja, zawsze ja, wszystko ja, znowu ja. Cholerny anioł. Muszę walczyć..
Nie chce nikogo skrzywdzić.. - pomyślała.
Dziewczyna otarła łzy i wstała. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie były drzewa, była sama. Zrobiło się cieplej, nie wskazywało to niczego dobrego. Zaczęła biec przed siebie, tylko to mogła teraz zrobić. Przyspieszyła kroku, biegła co sił w nogach. Nagle się zatrzymała.
 - Kim jesteś - szepnęła.
 - Wyczułaś mnie ? Zaskakujące, jestem William, jestem potężnym demonem - oznajmił spokojnie.
 - Wiec czego ode mnie chcesz, jestem Nefilim. Powinnam cię zabić - stwierdziła.
 - Od ciebie ? Jeszcze niczego... Powinnaś ? Czyli tego nie zrobisz ? - zdziwił się.
Jego zadymione ciało opadło na ziemie z lekkością niczym piórko.
 - Jaki bym miała w tym interes ? Co to zmieni ? Zupełnie nic Wiliamie. Wielkie nic.. - mruknęła.
Demon przybrał postać człowieka, był on złotowłosym chłopakiem w podobnym do niej wieku. Miał śliczne szmaragdowe oczy. Jego skóra była delikatnie różowa. Ubrany był jak przyziemny. Ładne przylegające do nogi jeansy, prostą bluzkę i czarną skórzana kurtkę.
 - Wyczuwam od ciebie demoniczną energie, czyżbyś była eksperymentem Valentine ? - zapytał.
 - Nie.. Jestem efektem przepowiedni.. - powiedziała niechętnie.
 - A więc jesteś tak potężna - zachwycił się podchodząc bliżej dziewczyny i ujmując pasemko włosów dziewczyny. Było gładkie i błyszczące.
 - Piękny odcień brązu - oznajmił przeciągając pasmo jej włosów między palcami.
 - Dzięki - uśmiechnęła się.
 Demony zawsze były otwarte i zawsze pokazywały czego chcą. Nigdy nic nie ukrywały, dlatego można było je jasno odczytać.
 - Jesteś potomkinią samego Lucyfera Morgernsterna - jego ręka spoczęła na policzku zdziwionej dziewczyny.
 - To aż tak widać - spuściła lekko głowę.
 - Nie, ale każdy demon wyczuje krew swego pana - podniósł jej lekko głowę.
 - Czyli płynie we mnie jego krew ? - zdziwiła się.
Przecież to było tyle pokoleń jak ona mogła być z nim tak blisko spokrewniona by demon to wyczuł.
 - Tak, nie znam jeszcze twojego imienia - stwierdził mierząc wzrokiem każdy minimetr jej twarzy.
 - Mam na imię Martina - szepnęła.
 - Martina, rzadkie imię. Wyglądasz na zmartwioną i w dodatku jesteś w środku lasu z demonem, coś ci się stało - zapytał.
 - Uciekam przed Razielem - odpowiedziała mu.
 - Jak widać niegrzeczna z ciebie dziewczynka, masz w sobie mrok, który kontrolujesz, jednak kontrole można łatwo stracić  - powiedział i przekręcił ją tak, że jej plecy przyległy do jego klatki piersiowej.
 Powoli założył jej naszyjnik z pentagramem.
 - Zawsze będziesz mogła mnie wezwać, nie zdejmuj go - powiedział szybko.
- Coś się stało ? - zaniepokoiła się.
 - Idą po ciebie mała, dasz radę wypowiedz moje imię trzymając go w ręku a razem podbijemy świat, uratuje cię z każdego zamknięcia - powiedział i pocałował ją w czoło i zniknął.
Po chwili usłyszała szelest liści i łamane patyki.
 Schowała się za drzewem.
 - Martina chodź do nas my chcemy ci tylko pomóc - usłyszała głos mężczyzny, chyba Luke ale nie była pewna tata rzadko brał ją na takie ,,rozmowy".
 - Ta a gruszki rosną na wierzbie.. Co ja bym dała za buteleczkę gazu pieprzowego i tak mu po oczach.. Nie to zbyt piękne by było - pomyślała.
 - No choć naprawdę chcemy ci pomóc - krzyczał.
 - Jestem Luke, przyjaciel twojej matki. Ona się o ciebie martwi, nie dasz rady sama w lesie.
- O ile się założysz - pomyślała.
 - Wiem, że twój ojciec mi nie ufał, ale twoja matka i siostra tak. Chcemy twojego dobra - krzyczał.
Z sekundy na sekundę był coraz bliżej.
 - A ja twojej śmierci, muszę to dobrze rozegrać, już wiem nie mogę się pozbierać po śmierci ojca, to dobry pomysł co nie ? - pomyślała.
Dziewczyna schowała głowę w kolanach i zaczęła płakać, nie musiał długo szukać powodu, śmierć ojca była wystarczająca.
 Po chwili wiedziała, że on stoi i się na nią patrzy
 - Martina - zaczął.
 - Zostaw mnie - jęknęła przez łzy.
 - Chodź ze mną, pomożemy ci, nie jesteś w Kręgu wiemy to, a nad twoją mocą jak widać w miarę panujesz - powiedział próbując ją przekonać.
 - Nie chce mieć nic z wami wspólnego, jesteście okrutni - wyłkała.
 - Nie rozumiem czemu tak mówisz - zdziwił się.
 - Nie pamiętasz swojego pierwszego krwawego księżyca ?! Kto błagał cię o litość, a kogo zabiłeś bez krzty empatii, 6 letniego chłopca i tylko dlatego, że jego rodzice byli w kręgu - wypomniała mu.
 - Skąd to wiesz - zaniepokoił się.
 - Bo tam byłam, to był mój przyjaciel, sparaliżował mnie strach miałam tylko pięć lat - łkała.
 - To był wypadek - próbował się tłumaczyć.
  - Nie wierze ci - syknęła.
 - Chciałem po dobroci - zirytował się i posypał ja jakimś usypiającym proszkiem.

Kiedy się obudziła nie była już w lesie, tylko w Sali Anioła..
Tylko ze sprytu nie otworzyła oczu bo mogła się czegoś dowiedzieć.
 - Wiecie, że ona nie długo się obudzi, m
oże i jest Morgernsternem, ale jest wrażliwa, płakała za ojcem - stwierdził.
 Czuła, że ktoś ją gładzi po głowie.
 - Ona wygląda tak niewinnie. Nie może być zła, przecież nawet nie udzielała się tak jak Jonathan - oznajmiła Jocelin.
 - Masz racje ona nic nie zrobiła. Ona tylko była wychowana przez ojca.
 - A czarna moc - powiedział mężczyzna z niskim głosem.
 - Panuje nad nią, Clary to widziała - stwierdził Luke.
 - To dalej córka Valentine - mruknęła jakaś kobieta.
- Clary też i co ? - spytała Jocelin.
 - Masz racje to nie robi nam różnicy.
W tym momencie postanowiła się obudzić.
 - Co się stało - spytała zaspana.
 - Jesteś bezpieczna - przytuliła ją Jocelin.
 Brunetka się zakłopotała.
Nie wiedziała co ma zrobić.
Nagle do dali wszedł Raziel. Dziewczyna gwałtownie się poderwał i cofnęła.
 - Nie bój się Martino ja ci pomogę - oznajmił.
 I znów ta ręka z magii objęła ją i przyciągnęła do Raziela.
Dziewczyna zamknęła oczy, nie chciała na niego patrzeć.
 - Spójrz na mnie - rozkazał.
 - Nie chce - jęknęła.
 - Niby czemu, czyżbyś się mnie bała ? - zapytał.
 - Nie po prostu nie, nie chce - jęknęła.
 - Czemu nie chcesz ulegnąć ? Trwasz w swoim mniemaniu, nie rozumiem tego - stwierdził anioł.
 - Nie ulegnę ci, zabiłeś mojego ojca, udowadniasz że anioły nie mają serca. Jesteś tego żywym przykładem. Zabawne jak wierzysz w siebie, nie możesz zrozumieć, że wszystkiego nigdy nie będziesz miał wszystkiego, nikt nie może mieć, rozumiesz ? Życie nie jest bajką i nigdy nie będzie - odpowiedziała.
 - A więc o to ci chodzi, jesteś na mnie o to zła, masz prawo, ale zadziwia mnie twój brak zaufania do mnie i do Clave. Boisz się, wszyscy zapomnieli o tym, że dalej jesteś dzieckiem, a ja odebrałem ci ojca. Została ci matka, której nie znasz - podsumował.
Martina otworzyła oczy.
 - Masz racje Razielu, ale nie chce pomocy - oznajmiła.
 - Jak widać z tobą trzeba na siłę, znam twoją rodzinę ale takiej osoby jak ty jeszcze w niej nie było - mruknął.
Po chwili oboje zniknęli w chmurze białego dymu.

Martina obudziła się w małym ciasnym pokoju, leżała związana na łóżku. Pokój był biały. Odcień siwy był jedynie dodatkiem przytłaczająco białego wnętrza. Szary dywan był rozłożony na praktycznie całej podłodze. Łóżko było dość wygodne, kołdra była ciepła. Na drugim końcu stała wielka szafa z brzozowego drewna. Obrazy na ścianach były cudowne.
Brunetka próbowała wstać z łóżka jednak liny jej to utrudniały.
Skupiła się ma swojej ,,feniksiej" mocy, lina zaczęła się palić więc mogła się uwolnić.
Kiedy już mogła wstać. Powili podeszła do drzwi. Uchyliła je delikatnie, korytarz był pusty, wychyliła głowę by spojrzeć w drugą stronę, ona również była pusta. Skręciła w lewo.
Korytarz był czarnobiały dywan był cudowny, biały z czarnymi elementami. Z dębową podłogą grał idealnie. Wszystko tu było prowadzone w perfekcyjnym porządku. Na szafkach nie było nawet ździebka kurzy, widać było, że ludzie tu pracujący znają się na tym i szanują swój zawód. '
Zastanawiało ją kto tak o to dba. Delikatne czarne lampy z białymi wzorkami, dawały subtelne światło. Jasne dębowe drzwi były obramowane ciemnymi futrynami.
Szła powoli uważając na każdy krok, jak by od tego co najmniej zależało jej życie.
Co chwile rozglądała się w poszukiwania kogokolwiek.
Nawet Raziel. Wiedziała, że jest w niebie bo czarna energia więc paliła jej skórę.
Nie czuła się najlepiej w tak anielskim miejscu.
Obrazy na ścianach przedstawiały różne wydarzenia, nie tylko z Ziemi, ale również z dziejów nieba i piekła. Jeden pokazywał nawet bunt pierwszych aniołów które zostały demonami i stworzyły tamte światy. Widziała na nim Lilith tylko trochę młodszą i jako anioła. Ładnie wyglądała w anielskiej bieli. Gdyby nie znała tej historii nie powiedziałaby, że to jest ona.
Następny obraz przedstawiał wrota piekielne. Były piękne, czarno czerwone. Zawsze to anioły muszą przeprowadzić potępionych ludzi, nazywają się one aniołami śmierci lub mroku.
Czasami również robią to zbuntowane demony. Na tym obrazie akurat jest anioł, prowadzący duszę mężczyzny. Kolory na nim praktycznie rozlewały się po płótnie.
Dziewczyna przystanęła by się mu lepiej przyjrzeć.  Ten anioł był kobietą o blond włosach pogodną.
Na dole był podpis. ,, Naszej kochanej Emmie, która upadła z miłości "
 - Piękny, prawda ? - zapytał Raziel stojący nad nią.
 - Cudowny, kim jest ta dziewczyna - spytała cicho.
 - Emma, stała się upadłą bo zakochała się w demonie - stwierdził.
 - Dalej stawiasz opór czy zaczniesz dla mnie pracować ? - spytał rzeczowo.
 - Nie wiem a co bym miała robić ? - zapytała ostrożnie.
 - Zabijać dla mnie - oznajmił.
 - Nie chce nikogo zabijać - cofnęła się.
 Anioł przyszpilił ja do ściany.
 - Ale będziesz - warknął.
 - Chciałbyś - syknęła.
 - Żebyś wiedziała, że chce - uśmiechnął się.
 - Nie dostaniesz tego ode mnie nie zabije nikogo, każdy ma pieprzone prawo żyć - krzyknęła.
 - Mylisz się, każdy chce dla siebie jak najlepiej i ty powinnaś - stwierdził.
 - Chrzanie mnie to,  panuje nad tym cholernym mrokiem i to mi wystarcza.
 - I to właśnie w tobie lubię, jesteś zadziorna Skarbie - mruknął.
 - Nie nazywaj mnie tak ! Tylko ojciec mógł mnie tak nazywać - jęknęła.
 - Oj, Martino nie rozpaczaj wiecznie - dotknął jej policzka.
 - Mam takie cholerne prawo bo za tym ty go zabiłeś - stwierdziła ze smutkiem.
Anioł spojrzał jej prosto w oczy.
 - Twoja siostra tego chciała bo zabił Jace - oznajmił.
 - Może i tak, ale nie wolno wskrzeszać ludzi - przypomniała mu z arogancją.
 - Jak ojciec, a nawet gorzej. Jak długo męczył cię tą durną książką - zapytał.
 - Po pierwsze to twoje zasady, po drugie całe dzieciństwo - oznajmiła.
 - Oj Morgernstern, zawsze będzie mnie zaskakiwać sumienność tej rodziny.
 - Cóż bywa - mruknęła.
- Czemu nie chcesz dla mnie pracować ? Wszystkich trzymam w garści a ciebie nie, zaskakujące jak taka mała dziewczynka może być sprytna - jęknął.
 - Jak widać można, można.. - powiedziała.
 - Ehh kijem czy marchewką ? - spytał.
 - Nie, Razielu, nie będę dla ciebie pracować - przewróciła oczami,
 -Może ból i krew cię przekonają - syknął.
 - Wątpię - odpowiedziała bez emocji.
 - Ulegniesz mi Mała, poddasz się - powiedział.
Po czym dziewczyna straciła przytomność. Jej ciało ogarnął przeszywający chłód.
_______________________________________________________________________________

To na tyle jak się wam podobało ? Czekam na komentarze. Czemu tak mało komentujecie ? To naprawdę motywuje :D
A o to ten naszyjnik :3


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 1 cz.4

W czwartej części przeniesiemy się do świata Zero. Poznamy jego historie i dowiemy się kim była Martina. Poznamy jej życie w świecie, o którym chce tak zapomnieć. Który wymazała wszystkim z pamięci... Po za Will'em, kim jest ten tajemniczy chłopak? Dlaczego Martina stara się ukryć jego istnienie. Czym były jej nocne koszmary i czemu nienawidzi Luke i Raziela.
Odpowiedz w czwartej części...
 I tu pytanie do was, czy dalej mam pisać tego bloga ? A może chcecie przeczytać kontynuacje Miasta niebiańskiego ognia z Martiną, nawet w tym opowiadaniu lub w osobnym co wy na to ?
Piszcie w komentarzach :3

Moje narodziny nie były przypadkiem. Mój ojciec poprosił o mnie matkę i dał jej uciec.
Kiedy urodziłam się mu jako dziewczynka był ze mnie dumny, Mam czarne oczy jak on, ciemne włosy po matce Jocelin. Moja blada skóra kontrastowała z oczami. Mam brata i siostrę. Clary jest ode mnie starsza o dwa lata, Jonathan o 4 lata, stosunkowo nie dużo. Valentine rządzi Kręgiem, nie rozumiem ich jeszcze, ale się staram a to chyba najważniejsze. Chodzę z ojcem i Jonathanem na spotkania.
Clary i mama nie mieszkają z nami, uciekły, a raczej Jocelin uciekła. Nie wiem czemu, przecież ojciec jest kochany. Moje życie jest ciągłą walką z samą sobą. Mam dar, uczę się go kontrolować. Ludzie mnie w Clave nas nienawidzą, zabili by mnie gdyby wiedzieli. Albo uwięzili. Z ojcem nie dogadujemy się z Clave. Nie próbują się nawet z nami dogadać. Ćwiczę swoje zdolności ale trudno je opanować. Tata mówi, że musze je ukrywać, pewnie ma racje, on się o mnie martwi. Czemu wszyscy walczą o władze ? Nie rozumiem ludzi. Tylko moce feniksa trzymają mnie przy zdrowych zmysłach. Jonathan cierpi, nie rozumiem ludzi, ale staram się mu pomóc. On też nie jest człowiekiem. On może mnie zrozumieć. Też ma w sobie tą przeklętą krew. Ojciec ostatnio mi powiedział, że matka błagała go żeby mnie nie zabierał. Kocham go nie rozumiem czemu ona jest na niego taka cięta. Tak wielu rzeczy nie rozumiem, nie którzy mają dziwny punkt widzenia i mówią same głupoty. Wszyscy tylko wymagają... Nic od siebie nie dają. Zabawne jak długo zajmuje im zrozumienie błędu, a przyznanie się do niego. Przyziemni są dumni tak jak Clave. Podziemni są nawet fajni, po za wampirami i wilkołakami, nigdy ich nie trawiłam, Są tacy płytcy i bezlitośni. Cholerne bestie bez skrupułów. Zupełnie jak ja. Ojciec mówi, że nie jestem taka zła jak się mi wydaje..

Kiedy ojciec przywoływał Raziela kazał mi zostać w domu, ale go nie posłuchałam..

Kiedy Martina i Jonathanem obserwowali sytuacje zza drzewa, ale kiedy Clary się obudziła wszystko popsuła. Raziel  strzelił do ojca.
  - Nie - krzyknęła brunetka i pobiegła do niego.
 - Tato - szepnęła, łzy spływały po jej bladych policzkach.
 - Wszystko będzie dobrze, słuchaj brata. Wtedy wszystko się ułoży - wymamrotał na przekór bólowi.
 - Nie zostawiaj mnie, proszę- jęknęła przez płacz.
 - Kocham cię dasz sobie radę Skarbie - uśmiechnął się lekko.
 - Kocham cię, nigdy się cię nie wyprę - powiedziała łkając.
 - Dlatego ja zawsze będę z ciebie dumny córeczko, cieszę się, że mogłem patrzeć jak dorastasz i stajesz się silna. Dla mnie zawsze jednak zostaniesz moją najukochańszą małą córeczką... - powiedział i wyzionął z siebie ducha.
 - Tato - wszeptała.
  Clary w tym czasie wskrzesiła Jace.
 - Jak mogliście to zrobić, szczególnie ty Razielu, jesteś aniołem, nie powinieneś nawet o tym pomyśleć - powiedziała patrząc w bok.
 - Nie zasługiwał na życie - oznajmił nie wzruszony.
 - Mylisz się, każde życie jest cenne, ma się tylko jedno, czy jest się nieśmiertelnym - spojrzała na anioła.
- Czy śmiertelnym. Każdy może żyć, jak wiele ludzi na tym świecie tak wiele win. Każdy z nas robi złe rzeczy, taka natura ludzka, ale żeby anioł zniżał się do tego poziomu.. Nie do pomyślenia.
Czyżbyś się go bał Razielu ?  Czy on nie mógł ci zagrozić ? Inaczej byś go nie zabił. Anioły zawsze były egoistyczne. Ale pokłoniły się przed człowiekiem, z przymusu ? Ależ oczywiście że nie, a z chęci ? Tym bardziej nie.. Zrobiły to bo mogły coś na tym zyskać. Nie zaprzeczasz bo mówię prawdę.. Nie wszyscy są ślepi na to.. Na pewno ja nie. Każdy jest jak książka z zapisaną historią, tylko niektóre są zamknięte i trzeba umieć je otworzyć. Zabawne jak nie wiele do tego potrzeba - powiedziała pewnie.
 - Skąd ty, jak ? - anioł był zakłopotany nie umiał jej odpowiedzieć.
 - Jesteś sprytna, Panienko Morgernstern, tak wiele potrafisz jak na swój wiek, myślę, że powinnaś to bardziej wykorzystać - uśmiechnął się.
 - Nie potrzebuje togo do szczęścia - stwierdziła.
 - Dał bym ci wszystko, tylko musiałabyś mi się oddać - zaproponował.
 - Nie jestem na ,,sprzedaż" i już mówiła, nie potrzebuje wszystkiego - oznajmiła.
 - Wiec sam sobie ciebie wezmę - warknął i nagle pojawiła się biała długa ręka skierował się w stronę brunetki. Dziewczyna obroniła się czarną mocą. Jej ręka uniosła się zatrzymując jego magie.
 Z jej oczu unosił się czarny dymek.
 - Masz w sobie mrok, ale jak widać go kontrolujesz.. Przez co jesteś jeszcze cenniejsza - zachwycił się i zaczął ja nią napierać mocja. Dziewczyna broniła się jak mogła. W tedy pojawiła się Lilith.
 - Zabierz Jonathana, ja sobie poradzę ! - krzyknęła Martina.
 - Jesteś tego pewna ? - zapytała demonica.
 - Tak szybko, dam rade ! - odpowiedziała zdyszana.
Po chwili oboje zniknęli.
 - Zostaw mnie Raziel - warknęła.
 - Silna jesteś, ale i tak będziesz moja - syknął.
Dziewczyna skupiła się na mocy i starała się odesłać anioła do nieba.
Po jakimś czasie wyczerpany anioł na szczęście zniknął. Kątem oka zauważyła, że Clave się zebrał, zaczęła uciekać. Naprawdę mocno się wyczerpała używając tak silnej mocy, w końcu dopiero się uczyła. ( Martina z światów 1-3 ma to opanowane ta nie. Tak tylko tłumacze) Wbiegła do lasu. Był on ciemny musiała ich zgubić.
Las był iglasty wysokie świerki, sosny i modrzewie zasłaniał niebo. Wydać było tylko jego skrawki. Krzaki cisu przeszkadzały w biegnięciu w linii prostej. Po dłuższej chwili ich zgubiła, ale odbiegła na tyle daleko by mogła rozpalić małe ognisko ale najpierw musiała znaleźć jedzenie. O wodę nie było trudno ponieważ obok siebie miała rzeczkę. Po małym obchodzie znalazła parę owoców leśnych, dziką czereśnie i parę grzybków.  Dziewczyna jednym ze swoich noży naostrzyła patyk i próbowała złapać jakąś rybkę, po morderczych próbach trwających około 10 minut  jakaś ryba nabiła się na kijka. Rozcięła jej brzuch nożem i wypatroszyła, po czym nabiła ją z powrotem na kij i zaczęła opiekać. Trochę to rwało, ale zdążyła przy okazji zjeść owocki które zebrała, kiedy ryba się upiekła zjadła ją. Po czym wygasiła ognisko i poszła dalej w zupełnie inną stronę. Teraz mogła położyć się i odpocząć. Zasnęła.
Następnego ranka...

Martina podniosła się z ziemi i się otrzepała. Kierowała się teraz naprzód. Nie wyspała się, powietrze było jeszcze chłodne, było około szóstej rano. Nie kojarzyła tej części lasu ale to już było bez znaczenia. Przecież i tak nie miała gdzie wrócić. Jedyną szansą dla niej było ukrywanie się, nie mogła używać swoich mocy, Raziel by ją wyczuł, zabawa w kotka i myszkę. Zabawne, że udało się jej uciec. Jak widać na razie fart jej sprzyjał, wiedziała jednak że może jej się podwinąć noga a w tedy wpadnie. Nie mogła się poddać. Zaczęła biec. Upadła. Podniosła się z pomrukiem. Zaczęła iść.
Była zdenerwowana, przecież straciła ojca. Miała ochotę niszczyć, zasługa czarnej mocy. Nie mogła wrócić do domu, tam ją znajdą. Może powinna w tedy zostać w domu ? Clave i tak prędzej czy później by się o niej dowiedziało.
- Clary na pewno wszystko wypaplała, cóż za głupia dziewczyna, nie wie w co się wpakowała. Dobrze, że nie mam nikogo bliskiego bo ci idioci by to wykorzystali. Są bezsilni i to jest w tym piękne.
Zawsze mogła przewidywać tak nie mądre posunięcia zwykłych nefilim. Ich myślenie zaskakiwało prostotą. Zero wyrafinowanych planów. Niczego nie doprowadzili do perfekcji. Jak by nie wiedzieli, na pewno nie wiedzą, że ważne jest doprowadzić misterny plan do końca. Typowe ludzkie myślenie. Zabawne jak wiele mają wspólnego z przyziemnym, jednak to często przydatne bo łatwo nimi manipulować. Tylko to trzeba umieć. Moje próby ucieczki przed tymi zdolnościami są marne. Zawsze to samo jakoś wychodzi.. Każdemu jednak daje szanse, ważne by jej nie zmarnował. - pomyślała.
Szła wielkim lasem, liczyła że może uda jej się uciec do Niemiec lub Francji. To bez znaczenia, gdzie.  Zawsze stała z boku, czemu nie może dalej tak być. Myśli ją zadręczały, niestety.
 - Ciekawe co myśli Jocelin o moich zdolnościach. Czy już ma mnie za potwora ? Czy może jeszcze nie ? - pomyślała.
Zerwał się wiatr, dziewczyna założyła na głowę kaptur. Zrobiło się zimno, czyżby Raziel manipulował pogodą, tego nie wiedziała. Zaczęła się trząść z zimna, było jej obojętne, że może zamarznąć. Nie użyje mocy, nie pójdzie do Raziela.
Zaczęła pocierać ręką o rękę. Zawsze trochę ciepła. Czarna skórzana kurtka i strój bojowy dawały bardzo słaby efekt grzania. Wiatr wiał coraz mocniej. Martina oparła się o drzewo i usiadła, musiała chwilę odpocząć. Zawsze chwila wytchnienia. Jej głowa oparła się o kore wielkiego świerku.
Brunetka się skuliła. Powoli przyzwyczaiła się do tego chłodu.
Wstała i skierowała się znów naprzód, szła przed siebie.
 - Nie uda ci się Razielu, możesz sobie co najwyżej o mnie pomarzyć. Nigdy ci nie ulegnę.
Zimno. Co bym dała za szalik. Brrryy !  Tylko żebym się nie rozchorowała, słabo mi - pomyślała.
Kolana się pod nią ugięły i upadła na ziemie.
 - Co jest - szepnęła do siebie.
Postanowiła chwilę odpocząć. Jej głowa spoczęła ja zimnej twardej ziemi, ręką wymacała, małą butelkę wody przypiętą do jej pasa. Zupełnie o niej zapomniała. Podniosłą się i odkręciła kotek buteleczki. Pociągnęła łyk wody po czy zakręciła i odłożyła na miejsce.
Wstała. Kierowała się dalej w tą samą stronę. Nie wiedziała gdzie jest, szła i szła przed siebie.
Szła po cichu. Starała  się nie wydawać żadnych głośnych dźwięków.  Żałowała tak wielu rzeczy, ale mogła dziś założyć apaszkę.
 - Cholerny aniołek, że też muszę się teraz tak błąkać, szlak by go. Jestem Morgernsternem, czyli potomkinią szatana, na anioła, pierwszego nocnego łowcy Jonathana też. Zjadła bym coś ciepłego.
Musze iść dalej, tylko co mi to da ? Tak wiele przeszłam, i jeszcze to, przytłaczające. Już wolałabym być przyziemna i nie wiedzieć o świecie cieni. To jest powalone życie, czemu ja. Czemu ?! Dlaczego to mnie spotyka. Jestem na to zbyt wrażliwa.- pomyślała.
Upadła na ziemie i zaczęła płakać, tylko to jej pozostało...
 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle mam nadzieje że podobał wam się tak długi rozdział :3 Czekam na odpowiedzi w komentarzach :3

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 25 cz.3

 - Wstawaj - mruknął Sebastian.
 - Nie - warknęła i rzuciła poduszką prosto w chłopaka.
 - Nie utrudniaj tego i tak wstaniesz, niedługo przyjęcie - powiedział próbując zabrać jej kołdrę.
 - Która godzina - spytała.
 - Około pierwszej - odpowiedział.
 - Ehh.. Dobra znaj moją litość, wstanę - szepnęła zaspana.
Dziewczyna poszła do łazienki, poranna toaleta. Ubrała się w zwykły strój bojowy.
Poszła w umówione miejsce by ją torturowali ubrali. Mężczyzna którego widziała prędzej czekała już na nią. Wciągnęła na siebie czarną sukienkę do kolan. Potem jakaś kobieta zaczęła ją czesać. Miała ochotę ją zabić. Była ona blondynką o niebieskich oczach. Włosy miała do biustu. Była ubrana w blado różową jedwabną sukienkę. Cerę miała ciepłą delikatnie opaloną. Na nogach miała blado różowe baletki. Była urodzoną optymistką, można to było zauważyć po sposobie w jaki się wypowiadała. Była dosyć wysoka i była upadłym aniołem. Rzadkość. Odwróciła się od Boga w imię miłości. Urocze. Podobno czerpie moc od piekła i nieba, dzienne. Chociaż Bóg jest taki w kwestii miłości.
Kobieta zrobiła jej koczka zwisającymi pasemkami włosów. Ułożyła jej grzywkę, wyglądała cudownie.
Następnie zabrała się za robienie makijażu.
Była ona kiedyś archaniołem, była bliska Bogu. Kiedyś została wysłana na ziemi i właśnie w tedy poznała swojego ukochanego i upadła.. Podobno to nie boli tak jak to często mówią anioły, to podobno bajka, tylko dlatego żeby nikt nie próbował ,,upadać". Kolejna z zabawnych propagand Raziela.
Kiedy skończyła przyniosła jej czarne niskie obcasy. Martina przewróciła oczami ale zgodziła się je założyć.
Potem zeszła do Sebastiana. Szła wielkim ciemnym korytarzem. Był on w kawowym brązie. Ciemne drewno dodawało ,,pazura".  Delikatnie zapukała do pokoju blondyna.
 - Proszę.. - powiedział zza drzwi.
Brunetka powoli nacisnęła klamkę i weszła do pokoju. Zaskoczył ją styl angielski, zielony kolor. Meble były jasne, dębowe. Reszta elementów trzymała się w różnych odcieniach bieli i zieleni.
 - Ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się do niej.
 - Ty też braciszku - odpowiedziała mu równie promiennym uśmiechem.
 - Zaraz wychodzimy na salę, dochodzi 3:00 zaraz zacznie się przyjęcie.
 - Czemu trzecia ? - spytała nie zobowiązująco.
 - Wiesz godzina demonów, w mniemaniu ludzi, zabawne - zaśmiał się.
 - Okej - zgodziła się dosyć niepewnie.
Po chwili chłopak wziął ją pod rękę i szli w kierunku sali balowej. Kiedy do niej weszli wyglądała cudnie. Tyle kolorów to wszystko było tak piękne i delikatne, urządzone ze smakiem. Po lewej stronie zauważyła znajoma kobietę, która stała ze swoim ukochanym, był to demon o czarnych włosach, miał na sobie garnitur. Wyglądał dostojnie.
Sebastian ciągnął ją w głąb sali.
  - Musisz kogoś poznać - uśmiechnął się czule.
 - Wiem mówiłeś - mruknęła.
Zbliżali się do chłopaka o złotych włosach był on dosyć wysoki, prawdopodobnie w przybliżonym wieku do dziewczyny. Włosy miał dosyć długie.  Kiedy do niego podeszli, chłopak odwrócił się, czarnooka mało nie upadła.
 - To niemożliwe jak, cholera jak, on tutaj.. Nie! Nie ! Nie! - pomyślała.
 - William - mruknęła.
 - O! Martina, no ciebie to się tu nie spodziewałem. To twój brat, w świecie zer... - nie dokończył bo brunetka wepchnęła mu babeczkę jagodową.
 - Spróbuj, są pyszne - mruknęła.
  - Sebastian porwę ją na chwilę - uśmiechnął się i pociągnął ją za sobą.
 Wyciągnął ją z sali.
 - Co to miało być - zapytał.
 - Nie, możesz wspominać o świecie zero, rozumiesz - warknęła.
 - Teraz jesteśmy w trzecim i co z tego, a niby czemu nie ? - zdziwił się.
 - Bo nie na darmo tyle męczyłam się z usuwaniem pamięci wszystkim - jęknęła.
 - Po za tobą - syknęła.
 - Wiec oni nie wiedzą kim byłaś ? - spytał.
 - Tak, i tak ma zostać. Jasne ! - spiorunowała go wzrokiem.
 - Dobra oni się nie dowiedzą  - zgodził się zrezygnowany.
 - Nie próbuj, bo zginiesz - syknęła.
 - Nie dowiedzą się, że w świecie zero byłaś....
                                                                 C.D.N
                                                        Koniec części trzeciej...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tym miłym akcentem kończymy część 3 <3