Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 4 cz.4

Kolejny rok upłynął pod znakiem tortur bólu i krwi, jedyną osobą dzięki której nie oszalała był syn Raziela Caine. Czasem przychodzi do niej by ją odwiedzić i pocieszyć . Z każdy dniem ból był większy, a jej nienawiść do anioła coraz większa.
Pewnego dnia wiedziała, że dłużej nie wytrzyma...

 Martina dotknęła wisiorka na swojej szyi. Był przyjemnie zimny.
 - William - wypowiedziała jego imię cicho.
Po chwili przed kratą pojawił się kłąb dymu. Z każdym momentem przybierał coraz bardziej ludzki kształt, aż w końcu ukazał jej się znajomy chłopak.
 - Witaj, więc podjęłaś już decyzje ? - spytał dla upewnienia się.
 - Tak, zabierz mnie z tond - jęknęła cicho.
  - Daj rękę na to zawrzemy pakt na zawładnięcie moim światem potem będziesz już wolna. Wspomnienia osób które cię tu znały zniknął. Tylko twój brat będzie cię pamiętał - oznajmił.
 - Oczywiście - wyciągnęła do niego rękę.
Kiedy ich dłonie się dotknęły cała cela rozbłysła fioletem, jej moce magiczne powróciła. Odzyskała utraconą siłę. Na jej dłoni pojawił się pentagram, chłopak wyciągnął ją z celi.  Następnie jej poszarpane białe ubranie zmieniło się w fioletową wytworną sukienkę, na jej bosych stopach pojawiły się buty na wysokim obcasie w tym samym kolorze.
 Wszystkie jej rany zniknęły, jej włosy ułożyły się pierwszy raz od około roku.
Pod nimi pojawił się fioletowy pentagram i oboje zniknęli w nim niczym subtelna fioletowa mgła.

Podbicie świata dla Will'a zajęło około dwóch tygodni. W czasie jej nie wili i podboju potoczyła się dobrze nam znana historia z książki.  Sebastian umarł podzielając los ojca. Wszyscy po za nim pamiętają tą historie jak z książki po za nim jednym.  Nikt nie pamięta, że wielki ród Morgernsternów miał jeszcze jedną osobę.  Clave jest przekonanie, że wytłukli ten ród raz na zawsze, lecz racji nie mają.  Raziel zapomniał o jej zdolnościach i skupił się na Annie. Która stała się podła, brudna biała moc. Kiedy Martina wróciła pokonała ją zabierając jej moc i muc dzięki temu w miarę zrozumieć i opanować jej ciemną moc. Niestety im więcej mocy tym trudniej więc musiała się doszkolić w tej kwestii. W tym celu ukryła siew świecie przyziemnych jak nie gdyś jej matka. Lecz ta sielanka nie mogła trwać wiecznie gdyż w Nowym Yorku napotkała Clary i uwięzionego w nowej pułapce Simon' a i Jace.

Clary mocowała się z parzącą demoniczną ścianą. Oczywiście nikt z nich nie wiedział, że to demoniczne szkło.
Martina nie mogła powstrzymać śmiechu kiedy zielonooka odskakiwała z bólu i brała palec do buzi.
  - Ty nas widzisz ?! - zdziwiła się ruda.
 - Ależ oczywiście, jesteś naprawdę śmieszna kiedy mocujesz się z demoniczna pułapką - oznajmiła rozbawiona.
 - Bo ty niby potrafisz ją otworzyć, a po za tym to czemu nas widzisz - mruknęła.
 - Oczywiście i bo jestem samym co ty - przewróciła oczami i podeszła do pułapki.
Jednym ruchem palca nakreśliła jakiś symbol,  ścianki rozpadły się w drobny mak.
 - Ciebie to nie parzy i jak to zrobiłaś ? - zdziwiła się.
 - Cóż parzy, ale trzeba to wytrzymać i nakreślić tamten symbol by to otworzyć. Zabawne, że demony musiały być w Europie, cóż tamte mają ciekawe pomysły - zaśmiała się.
 - Clave szuka nocnych łowców którzy przetrwali, zgłosiłaś się ? - zapytała.
 - Nie, ja nie popieram Clave więc nie będę im nic zgłaszać to raczej dosyć oczywiste - mruknęła.
 - Jesteś z kręgu - zapytał odzywając się w końcu Jace.
 - Nie, nie jestem. Po prostu myślę, że ich poglądy to istna herezja - stwierdziła.
 Blondyn spojrzał na nią zaskoczony.
 - Nawet po wybiciu całej zakały nocnych łowców czyli Morgernsternów - zaskoczył się.
 - Sebastian nie żyje - zdziwiła się.
 - Tak, Clary go zabiła - oznajmił.
  - Więc to jest Clary.. Dzięki Jace - pomyślała.
 Brunetka zaczęła się śmiać.
 - Co cię tak bawi ? - zapytał zirytowany Jace.
 - To jak bardzo głupie to było, wy wiecie, że szatan nosi nazwisko Morgernstern ? Serio myślicie, że on go nie wskrzesi ?  Myślicie nie racjonalnie, z resztą pogorszyliście tylko sytuacje, ale to nie moja sprawa - uśmiechnęła się.
  - Musimy cię zabrać do instytutu bo gadasz jak osoba chora na demoniczną ospę - mruknął złotooki.
 - Jak tam sobie chcesz, cóż tylko marnujesz czas - burknęła.
Dziewczyna dość niechętnie poszła z nimi, cóż nie miała nic do stracenia, nawet jeśli Clave jakimś cholernym cudem postanowi ją ściągnąć do Idrysu i zresocjalizować to i tak nie ma ambitniejszych planów. Przecież i tak czeka na ożywienie Sebastiana, wiedziała jaka będzie z tego brutalna wojna,
chociaż ona zamierza się w to nie mieszać bo niby po co i dlaczego.

Instytut był taki jak go zapamiętała, teraz zarządzała nim jakaś kobieta.
Od razu zaczęła u niej szukać wszelkiego rodzaju objawów chorób nocnych łowców.
Po jakimś czasie stwierdziła, że brunetka jest zdrowa jak rydz.
Niestety stwierdziła, że musi poinformować Clave, że jest taka pewna osoba nie zgłoszona do rejestru i w dodatku bez nazwiska. Zaskakujące jak dobrze ojciec nauczył ja kłamać.
Dlaczego nie słuchała go kiedy mówił, że to się przyda. Chociaż tak czy tak musiała się tego nauczyć. 
Zapewne wiadomo co mogło stwierdzić Clave ,, Do Alicante z nią do szkoły nocnych łowców".
W sumie to jest za dobrze nauczona na takie pierdoły jak szkoła.
Córka Valentine w szkole, dla grzecznych nefilm. To musi być śmieszne.
Z tego co udało się jej usłyszeć wywnioskowała, że Clave stara się wytropić i zabić wszystkich Morgernsternów. Podobno sprawdzają możliwość bycia jeszcze jakiś w ukryciu, ale Martina dobrze wiedziała, że jest jedyna.

Do Idrysu miał ja zabrać Magnus i Luke. Już gorszego idioty wybrać nie mogli. Byle żeby zauważył jej dość dużego podobieństwa do ojca i matki. Mogła się tylko modlić o to by Jocelin nie przypomniała sobie, że ma jeszcze jedną córkę.
Portal był wielki i niebieski, jego błękit konkurował z niebem. 
 - Kogoś mi przypominasz - zamyślił Luke.
 - Zwykły prosty przypadek - stwierdziła ucinając ten temat.
 - Gdyby ród Morgernstern nie wyginął, patrząc na twoje oczy można by było stwierdzić, że jesteś jedną z nich - stwierdził.
 - Cóż może nie wiem kim jestem, ale taka błahostka jak kolor oczu nie ma w tym znaczenia nie uważasz ? - zapytała.
 - Może i masz racje, ale ten kolor jest dość rzadki u nefilm - mruknął.
 - Nie wiem czemu go mam, ale to tylko zwykły kolor jak każdy inny - ucięła.
 Wilkołak spojrzał na nią i kiwnął głową.
Oboje weszli do portalu i zniknęli w nim.
Po czym poszli do Sali Anioła.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

UWAGA!!!

Cóż nie będę ukrywać, że prawdopodobnie zakończę 4 częścią historie Martiny chociaż to zależy od was, napiszcie w komentarzach czy wolicie żebym ją kontynuowała czy zakończyła.  Tym czasem zapraszam na mojego 2 bloga :3 Na pewno się wam spodoba ! http://sekretanabell.blogspot.com/

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 3 cz.4

Kiedy się obudziła zewsząd otaczały ją kraty i kamień. To była najwyraźniej ciemna i zimna cela.
Jej ciało cierpiało w parodii agonii. Delikatne światło pozwalało jej jedynie zobaczyć swoje ciało.
Była cała we krwi, jednak to nie była jej krew. Malutkie kropelki wyglądały tak jak by ktoś ją ochlapał ową metaliczna cieczą. Miała na sobie nie dawno białą sukienkę, która teraz była co najmniej białoczerwona. Do kostki miała przyczepiony długi i zimny łańcuch. Był on z anielskiego srebra. Palił jej skórę kiedy tylko próbowała go szarpnąć i oswobodzić się z okrutnych więzów.
Każdy minimetr jej ciała miał gęsią skórkę. Trzęsła się z zimna.  Tylko, że starała się to ignorować, lecz na próżno.  Czuła się podle.  Usłyszała donośne kroki więc położyła się na ziemi i się skuliła z zimna. Była słaba, jej psychika próbowała ją zabić.
 - Krew, ojciec, Jonathan, ból, śmierć, strata, agonia, wrzask, ciemność, chłód, łuk, anioły, zło, Raziel, cierpienie, czerń, jęk - słyszała w swojej głowie.
 - Martino, masz już dosyć - spytał rozbawiony anioł.
Jak ona znała ten głos pozornie ciepły.
 - Moja odpowiedz nigdy się nie zmieni zrozum to w końcu - warknęła cicho, jej moc nie działała.
 - Dobrze, więc zabrać ją - krzyknął.
Kraty się otworzyły a do celi weszły dwa anioły, najprawdopodobniej mężczyźni.
Odczepili od jej nogi łańcuch, nie miała siły walczyć. Ledwo mogą się ruszać.
Kierowali się do jakiejś małej sali, jak się po chwili okazało, to była sala tortur.
 - Jesteś chory - jęknęła.
 - Może zmieniłaś zdanie - spytał uśmiechając się.
 - Chce się zgodzić, nie mogę się zgodzić, chce, ale nie mogę, musze, ale nie mogę, nie chce bólu, ale muszę go wytrzymać. Wariuje !! - pomyślała.
 - Nnnie mmmogę muszę wytrzymać - skowytała, w jej oczach pojawiły się łzy.
 - Ach, no tak twój ojciec, olej go i dołącz do mnie, nie będziesz cierpieć - oznajmił.
 - Muszę, nie mogę go zdradzić - jęknęła.
 - Wiec zacznijmy - stwierdził.
 - Nie błagam, nie rób mi tego, proszę zlituj się - płakała.
 - Więc zgódź mi się służyć - powiedział ujmując jej twarz.
 - Dlaczego tak mnie chcesz, przecież jestem słaba i ci nie zagrażam, błagam  wypuść mnie stąd - prosiła.
 - Potrzebuje cię Martino - mruknął.
 - Mogę oddać tą moc komu tylko zechcesz, ale błagam zostaw mnie - jęczała.
 - Nie mogę - powiedziała głaszcząc ją po policzku.
 - Z-z-zga.. nie nie mogę - wrzasnęła.
Poczuła tylko jak mężczyźni przypinają ją do ściany kajdankami.
 - Pamiętaj, że wystarczą dwa słowa ,,zgadzam się"  i skończymy - oznajmił a ona poczuła przeszywający ją na wskroś ból.
Czuła na swojej skórze bicz. Z każdym jego uderzeniem jej jęki się nasilały, krew lała się z niej delikatnymi strumyczkami spływając na kamienną podłogę.  O dziwo bicz nie dotykał jej twarzy.
Jak się domyślała Raziel chcę ją widzieć.
 - Przestańcie, to boli - krzyczała przerywając ciszę po między uderzeniami.
 - To nie te słowa, mała - uśmiechał się Raziel.
Czuła, że agonia ma z niej niezły ubaw. Rany piekły ją nie miłosiernie.
Nagle anioł przestał. Raziel podszedł do niej i wziął w ręce naszyjnik od Willa.
 - Całkiem ładny, twarda jesteś ale miękniesz - szepnął całując ja w szyję.
Dziewczyna poczuła wielkie obrzydzenie.
 - Jeszcze będziesz moja, ewentualnie mojego syna Martino, ale zawsze będziesz należała do Nieba - powiedział.
Po chwili od nowa zaczął się ten sam tylko gorsy ból, teraz połączeniem obu anielskiego i demonicznego bicza. Dziwne jak im się to udało.
Ale to było dużo gorsze niż każdy ból jaki kiedykolwiek odczuwała.
 Wiła się krzycząc z bólu, jednak anioła to nie ruszało.
Stał i patrzył z tym swoim wesołym uśmieszkiem, a ona czuła, że z każdym kolejnym uderzeniem zbliża się do utraty przytomności.
Nagle usłyszała głos.
 - Stop, bo ona na m tu zejdzie - mruknął Raziel.
 - Zanieście ją do celi - wydał im rozkaz.
Kiedy ją odpięli upadła bez silnie na kamienną podłogę, zdzierając sobie skórkę z kolan.
Leżała we własnej krwi dopóki mężczyźni jej nie podnieśli i nie wrzucili z powrotem do celi.
Do jej nogi znowu przypięto długi łańcuch.
Po jakiś czasie padła wycieńczona z bólu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle mam nadzieję, że się wam podobało :3 Pozdrawiam i czekam na komentarze :D