Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 6 cz. 2

Mówili nam już od zawsze,
co robić mamy.
Zabijać demony kazali,
by mogli się sycić bólem przyznemnych,
jak nektarem,
ambrozja.
W bólu cierpieniu służymy,
by ginąć młodo.
By inny mogli żyć,
śmiać się,
a my cierpimy..
Wiecznie.....

Bramy piekieł się otwierają, koniec jest już bliski. Demony przybywają.
Dziś ważą się losy świata. Demony przeciwko aniołom.  Nocni łowcy przeciwko niebu.
Jace po stronie aniołów, Martina po demonów. A Cain jest po stronie piekieł, zdradził ojca..
Był też Sebastian i jego szeregi Mrocznych i demonów. I o dziwo przyziemni po stronie piekła.
Z ich słabą broną ale walczą. Wojska ludzi dołączają z całego świata na pole bitwy.
Zapewne to najbardziej brutalny dzień jaki Ziemia widziała. Strach, ból, gorycz, strata.
Pamiętny dzień się zaczął.
************************************************************************
Martina była w centrum walki, nagle zobaczyła anioła, a dokładniej jej przyjaciela Jace.
 - Witaj przyjaciółko - powiedział.
 - Nie jesteś tym Jace'm którego znałam - mruknęła walcząc z nim na miecze.
 - Poddaj się - powiedział.
 - Nigdy - odpowiedziała i powaliła chłopaka na nogi.
Chwilę później natknęła się na osobę której szukała. Raziel.
 - Martino jak daleko zamierzasz się posunąć ? - spytał walcząc z dziewczyną.
 - Jak najdalej się da - odpowiedziała.
Wokół nich wszystko płonęło, było to duże pole do walki. W powietrzu unosił się metaliczny swąd krwi. Każdy kto tylko mógł walczył. Wielu przyziemnych poległo, jednak ich pomoc była przydatna.
Podziemni a mianowicie wilkołaki byli po stronie aniołów, reszta po demonicznej.
Każda para walczących rąk była wręcz niezbędna. Piekielna drużyna miała przewagę, małą ale zawsze. Tylko w tym wszystkim brakowało boga. Ciekawe po której stronie by stanął. Ale w walce nikt nie miał czasu na myślenie, za każdy błąd można było słono zapłacić. Jak mówią życie to nie bajka. Śmierć przyjdzie po każdego, kiedyś...
Żadna ze stron nie chciała się poddać. Każdy walczył do ostatniego tchu. Wilkołaki padały jak muchy, były słabe. Gdzie nie gdzie widać było znajome twarze całe w pocie i krwi. Tak bardzo powszechny ból towarzyszył tu chyba każdemu.
Czołgi przyziemnych okazały się być bardzo pomocne. Wystrzał mógł ciężko zranić anioła co dawało nocnym łowcom pole do popisu.
Strzały padały z łuku Alec'a , słychać było uderzenia bicza Izzy, widać nagie Magnusa i innych czarowników. Wielkie domony walczyły z potężnymi aniołami. Do tego zaczęło padać. Krople deszczy obmywały wszystkich z krwi. Woda z krwią kapała na ziemie. Zbliżająca się noc zapowiadała się na ciężką. Płomienie gasły i coraz mniej było widać. Nocni łowcy musieli się na chwile wycofać by narysować sobie potrzebne runy. Przyziemni byli już bardzo zmęczeni, zresztą jak każdy tutaj. Anioły zaczęły się powili wycofywać by nabrać sił. Piekielni imna to pozwolili bo w każdym razie i oni tego potrzebowali. Noc minęła spokojnie, ale rano...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieje że się podobało i dalej panuje zasada 3 komentarze = Rozdział :3 Pozdrawiam i zapraszam do komentowania <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz