Łączna liczba wyświetleń

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 26 cz.2

Martina starała się pomóc Nocnym Łowcą jak tylko mogła. Niestety szala zwycięstwa przechylała się na stronę podziemnych. Nikomu to nie umknęło, jednak walczyli dalej. Nie było sensu się poddawać,
każdy szukał sposobu by to zmienić.
 - Martino .. - odezwał się jakże znajomy głos w głowie dziewczyny.
 - Raziel... - odpowiedziała mu o ile można tak to nazwać.
 - Mam propozycję dla ciebie - powiedział dosyć rozbawiony anioł.
 - Więc słucham - mruknęła łowczyni.
 - Sprawie, że wygracie, lecz za to chce żebyś na dwa tygodnie spędziła w niebie - zaproponował.
 - Niech Ci będzie, chociaż nie wiem po co ci w niebie wcielenia zła takie jak ja, już dawno się nauczyłam że dobrą być nie popłaca - podsumowała brunetka.
 - Wiec umówione, po walce idziesz ze mną... -  dopowiedział jakże zadowolony Raziel.
Faktycznie szala przechyliła się na stronę nocnych łowców. Czyżby anioł maczał palce w tym, że oni wygrywali. Może zrobił to celowo, ale nie było pewności. To naprawdę dziwna sprawa, przecież Martina znała przeszłość i ona był bardzo inna. No cóż Max jej mały kolega żył, a ojciec zmienił parę decyzji. Wszystko się zmieniło, ale pytanie było jedno, czy tak było lepiej ? Nikt jak na razie tego nie wiedział. Jace nie poznał Clary tak wiele uległo zmianie. Zbyt wiele..
Jak długo można cierpieć to samo. W praktyce mogła by cofnąć swoją decyzje, ale nie było sensu.
Tamta rzeczywistość była zbyt okrutna. W głowie Martiny wiecznie rozbrzmiewało jedno zdanie
Nie można pozwolić by to się powtórzyło, nie ważne co musiała zrobić.
**************************************************************
Niebo było dokładnie takie jak je zapamiętała Martina, wszędzie biel i przepych i jeszcze te złote dodatki. Nie wyglądało to ładnie dla osoby która woli czerń, ale zbyt wielkiego wyboru to ona nie miała. Żeby tylko jakiś anioła nie próbował jej poderwać bo wtedy to na pewno się zrzyga.
Nagle Raziel przyszpilił ją do ściany.
 - Myślisz, że ja nie pamiętam Morgernstern ? To się kochana mylisz, ale teraz już nic ci nie pomoże należysz tylko i wyłączne do aniołów a w szczególności Caina  - powiedział z tym swoim ironicznym uśmiechem.
Dziewczyna zbladła, nie przypuszczała takiego obrotu spraw.
  - Nigdy Ci nie ulegnę dalej się nie nauczyłeś - wymusiła w swoim głosie udawaną siłę.
  - Mi nie musisz skarbie, tylko Caine' wi - szczerzył się jak głupi.
 - Chciałbyś - warknęła piorunując go wzrokiem.
 - Nie masz wyboru malutka - wyszeptał anioł.
 - Nie zmusisz mnie - powiedziała pewna siebie łowczyni.
 - Zobaczymy - odpowiedział.
Nagle w korytarzu pojawił się Caine.
 - Jest już moja przyszła żona ? - spytał spokojnie chłopak.
 - Kto do cholery - warknęła.
 - Ty skarpie - powiedział czule.
 - Nie ! - krzyknęła i zaczęła się szarpać.
 - Puszczaj idioto - jęknęła.
Po chwili wyrwała się aniołowi i zaczęła biec przed siebie, niestety anioły nie chciały jej pozwolić uciec. Przed dziewczyną było tylko okno. Łowczyni rozpędziła się i z całej siły skoczyła na szybę która rozprysła się w drobny mak. Leciała teraz prosto oczka wodnego.
 Wole umrzeć - krzyknęła tylko i wpadła do wody.
Woda okazała się taka sama jak w jeziorze w Idrysie. Wypłynąć było trudno, ale wypłynęła.
Anioły zaczęły już do niej dobiegać, dziewczyna biegła przed siebie. Nie wiedziała gdzie byłą,  mogła tylko biec. Nie chciała tego co chciał Raziel. Nie było o tym mowy.
Na szczęście zaczął się mały lasek w którym mogła zgubić anioły. Łatwo nie było ale już przywykła.
Szczerze to wolała już podpisać cyrograf z Szatanem niż być w niebie. Zastanawiała się teraz jak ma się z tond wyrwać. To miejsce jest okropne, nie nienawidziła go. Z dnia na dzień czuła jak mrok w jej sercu krzyczała, coś o zniszczeniu świata za to jej ,,dobra' strona chciała tego co Raziel. Wina tych cholernych mocy. Bo to akurat ona musiała je dostać a nie ktoś inny. Przez to musiała tak szybko dorosnąć, lecz dzieciństwo to coś pięknego a ona je całe straciła przez pieprzone aniołki.
Niebo było dla niej jak bagno. Prawda było piękne, ale tak obrzydliwy przepych panujący w nim obrzydzał ją.
Zza laskiem była jakaś niewielka polana. W oddali widać było coś w rodzaju miasta.
 - Więc się zabawie - mruknęła sama do siebie.
W tym momencie przypomniała jej pierwsza wizyta w piekle. Uśmiechnęła się na tą myśl.
Jej dłoń spoczęła na rodzinnym ostrzu. Aniołki się zaskoczą.
Nagle usłyszała trzepot skrzydeł, automatyczne rzuciła się w krzaki i miała racje.
To kilka aniołów leciało nad nią, na jej szczęście jej nie zauważyły.
Dziewczyna westchnęła.
Nie wiedziała jak z tond uciec. Głupie niebo, gdyby nie ta głupia bitwa miała by spokój ale nie bo po co.
Łowczyni leżała na trawie bez ruchu. Miała już dość i nie wiedziała co ma robić. Jej moc nie działała nie wiedzieć czemu i to było trudno. Stella nie dawała rady otworzyć portalu, który stworzyła Clary. Nic kompletnie nie pomagało. Mogła się tylko zabić ale to też nic nie dało by.
Może i Martina dalej czuła coś do Caine ale od kąt zaczął słuchać ojca, nie mogła go już kochać tak jak kiedyś. Co oni od niej chcieli ona byłą tylko człowiekiem nie aniołem, demonem czy bogiem.
Nikim ważnym bez swoich mocy. Więc po co im ona. Tylko z czystej sympatii czy to zemsta na kimś. Tego się chyba nigdy nie dowie. Niestety jej życie nie było usłane różami.
 - Czemu ja - szepnęła sama do siebie.
Dziewczyna podniosłą się z ziemi i szła spokojnie na lewo od miasta.
W oddali było słuchać cichy szum strumyka. Szła najprawdopodobniej w jego stronę.
Miała już dosyć swojej maski, którą udawała, że jest silna. Jednak tak nie było była wrażliwa,  wie o tym jedynie jej poduszka kiedy odreagowuje stresy dnia.
Dziewczyna wyjęła z kieszeni małą szklaną buteleczkę którą zabrała z mieszkania mamy w jednym jedynym celu. Trzymała ją w ręce, nie mogła zrobić niczego innego tylko to. Robiła to dla wszystkich, których tak kochała.
Decyzja podjęta, chociaż pewna była, że dała by każdą cenę by stąd się wydostać.
Gdyby nie ta cholerna klątwa nieśmiertelności wbiła by sobie miecz w serce i umarła.
Była by w tedy wolna. Czy to nie mogło być realne. Tyle ludzi może umrzeć a ona nie.
Upadła na kolana.
 - Czemu nie mogę umrzeć za kogoś kogo kocham - wyszeptała a z jej oczu popłynęły łzy.
Szczere łzy bólu i żalu.
Miała już dość tego kim jest, czemu to ona musiała mieć to wszystko na swojej głowie a nie ktoś inny.
 Nikłe złudzenie szczęścia w jej życiu było tylko jednym z wielu pozorów. Jedną kroplą w oceanie wołania o pomoc.
Chciała tylko żyć jak normalna nocna łowczyni co było w tym złego.
 Nie chciała być nigdy nikim wielkim.
Chciała tylko swobodnie służyć w walce z demonami, lecz nie mogła..........
*****************************************************************
 - Gdzie ona jest do jasnego gruma - warknął Raziel.
 - Nie wiemy  - odpowiedzieli mu strażnicy.
 - Znajdźcie ją ona nie może nam uciec, należy tylko i wyłącznie do nas i to pozostanie nie zmienne,
 - Ona będzie tylko moja - powiedział zadowolony Caine wchodząc do gabinetu ojca.
 - Dzięki, że nie zabrałeś mi pamięci i mogę teraz ją zmusić by była na wieki moja - uśmiechnął się do ojca.
 - Ulegnie mi i nauczy się mnie słuchać, nie będzie marudzić - dopowiedział dumnie.
 - I będzie mnie kochać  wiecznie - mruknął delektując się swoimi słowami.
 - Lub będzie patrzyła u mego boku jak umiera świat z jej winy - mruknął zadowolony.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No dobrze za to że tyle czekaliście macie dłuższy :3 Napiszcie w komentarzu jak się podobało i pamiętajcie 4 komentarze = Rozdział :3 ( teraz mam czas mogę pisać <3 )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz